tag:blogger.com,1999:blog-60090016131154344142024-03-20T08:11:01.383-07:00Kurpie - historia i trwanieŁukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comBlogger50125tag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-1682571479003316932024-01-02T01:04:00.000-08:002024-01-02T01:04:02.657-08:00Opis Puszczy Zagajnicy z 1566 roku<div style="text-align: justify;"><b>Poniższy opis lustracji Puszczy Zagajnicy z 1566 roku, znajdujący się w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie został udostępniony i opublikowany w 2023 r., jako część lustracji królewskich puszcz, lasów i borów na Mazowszu. </b><br /><br /></div><div style="text-align: justify;">Tekst do edycji podali i opracowali Tomasz Związek, Mariusz Leńczuk i Urszula Zachara-Związek. Poniższy tekst lustracji pochodzi, jak czytamy w opracowaniu „z relacji rewizorskich przedstawianych na sejmach w 1566 oraz 1567 r. (…). Publikowany tekst jest kompilacją opisów pochodzących z czasu lustracji 1564/1565 z tymi pochodzącymi z roku 1566”. Opis Puszczy Zagajnicy z 1566 r. to znakomite, choć niezbyt obszerne źródło do badań m.in. nad historią tej puszczy, stanem lasów i występowaniem jezior między Pisą a Przasnyszem.<br /><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg96b6JccQ8x991GrviCmpfXxlspY8X5uuRJ6fXiueFhuStdEH0_s20tHAngKTK8LXvuwQR-rvUI7XCITZCDtSAzRgncQk6XWNk5P1GRuZU4mC58bwDAzeTo2yL02lWsJuq5FwGT6-JRnsu8kr6DILejCAf5J9_DBsYF1_H9yLPp5T_qwi-C_HWTAa1D1Da/s1072/Przechwytywanie.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="866" data-original-width="1072" height="518" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg96b6JccQ8x991GrviCmpfXxlspY8X5uuRJ6fXiueFhuStdEH0_s20tHAngKTK8LXvuwQR-rvUI7XCITZCDtSAzRgncQk6XWNk5P1GRuZU4mC58bwDAzeTo2yL02lWsJuq5FwGT6-JRnsu8kr6DILejCAf5J9_DBsYF1_H9yLPp5T_qwi-C_HWTAa1D1Da/w640-h518/Przechwytywanie.JPG" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Fragment Puszczy Zagajnicy na mapie obrazującej Mazowsze w drugiej połowie XVI wieku.<br />Źródło: Atlas Historyczny Polski. Mazowsze w drugiej połowie XVI wieku ; Cz.1, Mapa, plany, skala 1:10 000. PAN Instytut Historii. opracowanie kartograficzne W. Lewandowskiej. Opracowanie graficzne i druk Wyd. Geologiczne, Warszawa 1973.)</span><br /></td></tr></tbody></table><br /><div><br />Zapraszam do lektury.<br />_________________<br /><br /></div><div style="text-align: center;"></div><blockquote><div style="text-align: center;">Puszcza Zagajnica<br /></div><div style="text-align: justify;"><br />Ta puszcza, którą zową Zagajnica, poczyna się od mostu, który jest na Pisy za Kolnem, a kończy się pod Przasnyszem. Wedle podobieństwa na dłużą citra vel ultra mil 30, a wszerz jest jej mil 12. Tej puszczej jest część pod sprawą a obroną pana starosty łomżyńskiego. Za Kolnem, począwszy od rzeki Pisie, aż do jeziora, które zową Rybno, a z drugą stronę po rzekę Rybnicę zasię za Nawogrodem, tenże pan starosta łomżyński ma w swej opiece i obronie część tej puszczej. Począwszy od mostu pisławego przy Nowogrodzie, aż do drugiej rzeki, którą zową Turośl. Insze części tej puszczej, okrom tych mianowitych, pan Wilga starosta ostrołęcki<span style="font-size: x-small;">[1]</span> ma w opiece swej ku Ostrołęce. Tam w tej puszczej są jeziora wielkie. Tam też są i dwory, które jeszcze są za książąt budowane. Jeden dwór leży przy jezierze Krusku<span style="font-size: x-small;">[2]</span>, drugi dwór na Skiwy<span style="font-size: x-small;">[3]</span>, trzeci dwór na Rososznie<span style="font-size: x-small;">[4]</span>. W tych dworzech jest budowania dosyć i stajen.</div></blockquote><div style="text-align: justify;"><br /></div><div><br /><br /><span style="font-size: x-small;"><b>Przypisy:</b><br />[1] Mikołaj Wilga – starosta ostrołęcki.<br />[2] Krusko – jezioro położone 22 km na północny zachód od Nowogrodu nad Narwią.<br />[3] Szkwa – wieś królewska położona 14 km na południowy zachód od Nowogrodu nad Narwią.<br />[4] Rososz – wieś królewska położona 30 km na północny zachód od Nowogrodu nad Narwią.</span><br /><br /><br />Cyt. za: <i>Lustracja królewskich puszcz, lasów i borów na Mazowszu z 1566 roku</i>, oprac. T. Związek, M. Leńczuk, U. Zachara-Związek, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2023, t. 72, nr 2, s. 197-198.<br /><br /><b>Łukasz Gut</b><br /></div>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-46465174529380063042023-09-28T06:07:00.002-07:002023-09-28T06:14:43.811-07:00Jak Kurpie z Kadzidła bronili bocianów w 1913 roku<div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;"><b>Bociany to ptaki wyjątkowe, kojarzone z Polską i z naszymi zmieniającymi się zresztą krajobrazami. Bociany na Kurpiach z powodu licznych pastwisk mają i miały w przeszłości dogodne tereny do gniazdowania. Poniższa korespondencja z 1913 roku opisuje Kurpiów stających w obronie bocianów, które w innym rejonie Polski miejscowi myśliwi chcieli wytępić. Poniższy list to świadectwo przywiązania Kurpiów do tych wyjątków ptaków i ciekawy przyczynek do kurpiowskiego pojmowania przyrody.</b><br /><br />______________</span></span><br /><span style="font-family: inherit;"></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJZwh7ShI6_IStBjo9d8fLUchss5vHUrF4SclzDty2W9HOJyR9-E3FDSrF4mk2N5kyUVzjW0Sv8VJou1EFavWDP49kStZ9b33NG6PYv0wjtEeW3SCqU-Met5lSyMVmdim164KS5u7v4kOPpn3NSjqUXVaDsSbWpEX303SfRVeI7bTRTkzooqbUDpWAOTSi/s2669/78392870.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2521" data-original-width="2669" height="378" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJZwh7ShI6_IStBjo9d8fLUchss5vHUrF4SclzDty2W9HOJyR9-E3FDSrF4mk2N5kyUVzjW0Sv8VJou1EFavWDP49kStZ9b33NG6PYv0wjtEeW3SCqU-Met5lSyMVmdim164KS5u7v4kOPpn3NSjqUXVaDsSbWpEX303SfRVeI7bTRTkzooqbUDpWAOTSi/w400-h378/78392870.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Rycina autorstwa Ferdynanda Ruszczyca)</span><br /></td></tr></tbody></table><br /><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;"><b>W obronie bocianów</b></span></span><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: inherit;"></span><br /><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;">„Łowiczanin” doniósł, iż Towarzystwo myśliwskie postanowiło wytępić bociany, z tego powodu ukazało się parę protestów włościan łowickich, występujących w obronie boćków. Zdaje się iż uczucia te podziela całe włościaństwo polskie. Poniżej drukujemy list grona Kurpiów.</span></span><br /><span style="font-family: inherit;"></span><br /><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;">„Wyczytaliśmy w «Łowiczaninie» oburzenie chłopa polskiego na jakichś tam pp. myśliwych za zły zamiar wytępienia bocianów. Ponieważ i nasze serce tak czuje, jak i tamtych chłopów, gdyż i my jesteśmy chłopi i bociana uważamy za swego wychowanka, któremu krzywdy zrobić nie damy, oświadczamy więc niniejszym, że my chłopi z Kadzidła czulibyśmy się skrzywdzeni, gdyby ktoś chciał wytępić bociany.</span></span><br /><span style="font-family: inherit;"></span><br /><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;">Gdy przyjdzie wiosna, to sobie gospodarz z utęsknieniem wygląda bociana, a co radości, gdy go zobaczy, a gosposia niejedna podskoczy do góry, gdy pierwszy raz wiosna bociana widzi, aby jej len duży urósł. Często dach przygarbiony od starości dźwiga gniazdo bocianie i choć gospodarz widzi uginające się krokwie pod ciężarem gniazda, gniazda nie zrzuci – żal mu ukochanego ptaka.</span></span><br /><span style="font-family: inherit;"></span><br /><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;">Ludzie cokolwiek rozwinięci piszą i mówią, aby nie niszczyć gniazd ptasich i ptakom nie dokuczać, a tu wprost przeciwnie się dzieje. Dotąd dokuczały ptakom dzieci małe, wybierając jaja i pisklęta, a obecnie, gdy ludzkość wymyśliła sztuczne ptaki, unoszące ludzi w powietrzu, starsi chcą niszczyć ptaki.</span></span><br /><span style="font-family: inherit;"></span><br /><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;">My niżej podpisani protestujemy przeciwko temu, oburzamy się poprostu na taką swawolę!</span></span><br /><span style="font-family: inherit;"></span><br /><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;">Jeżeli głosy chłopskie nic nie zaważą na szali pp. myśliwych, knujących spisek na życie bezbronnych bocianów, jeżeli staną się głusi na prośby polskiego ludu wiejskiego, to my, chłopi-włościanie – Kurpie, odzywamy się do was bociany, opuśćcie niegościnne progi swych gnębicieli, przylećcie do nas, nasze błotniste łąki staną dla was otworem: myśliwi zaś nasi żadnej krzywdy wam nie wyrządzą, a gdyby się znalazł taki, to lud się za wami ptaszęta ujmie i krzywdy wam wyrządzić nie da.</span></span><br /><span style="font-family: inherit;"></span><br /><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: small;">Mateusz Sobiech, Józef Sobiech, Szczepan Sobiech, Franciszek Kosiński, Adam Sobiech, Walenty Boruch, Wojciech Kamieński, Piotr Punuj (?), Piotr Witkowski, Stanisław Krystjaniak, Jan Deptuła, Konstanty Wolos, Jakób Pabich, Antonina Sobiech, Flarentyna Szuman”.</span></span><span style="font-family: inherit;"><br /><br /><br />___________<br /><br /></span><span style="font-size: x-small;">Źródło: „Kurjer Polski” 1913, nr 142.<br /><br /></span><b>Oprac. Łukasz Gut<span style="font-size: x-small;"><br /></span></b>
</div>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-34152888171055518942023-07-23T08:54:00.003-07:002023-07-23T08:54:41.108-07:00Sprawa Stanisława Cichego, czyli opowieść o kurpiowskim przemytniku<div style="text-align: justify;"><b>Był prawdopodobnie prostym chłopakiem, który w momencie śmierci miał zaledwie 21 lat. Pochodził ze wsi Cupel, gm. Czarnia. Rocznik 1914. Kawaler. Mimo typowego zapewne życiorysu, materiały do ostatnich godzin życia bohatera niniejszego tekstu odnaleźć można w aż trzech archiwach państwowych.</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div><div style="text-align: justify;">Stanisław Cichy – bo o nim mowa – urodził się 3 kwietnia 1914 roku jako szóste dziecko Juliana i Marianny z domu Mróz. Kiedy miał osiem lat, zmarła mu matka, a dwa lata później, w 1924 roku ojciec. Osierocony dziesięciolatek miał więc trudne dzieciństwo, tym bardziej, że w tymże 1924 roku oprócz Stanisława, żyła jeszcze trójka jego rodzeństwa: Marianna (ur. 1905), Franciszek (ur. 1907) i Antonina (ur. 1910). Pozostała czwórka zmarła we wczesnym dzieciństwie<span style="font-size: x-small;">[1]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzRah1E-h1nukaxP1ANMffpBGHCmL1ZTIpE5QSBuYrhacSMnrVQi83w-O2kUaXbDjOLpZQXMVqo7u6Iv8BLbfX7X_vZnZrFXVxOmrDjTB3EBNLwYwnZDcgZV7Vip3N9Zc9zbAm5AkUT8H65pQuct--55J1KK_zl2gAphRne0r21ZFcIcW-tOzVBST-GwOO/s588/cupel%20mapa.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="355" data-original-width="588" height="334" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzRah1E-h1nukaxP1ANMffpBGHCmL1ZTIpE5QSBuYrhacSMnrVQi83w-O2kUaXbDjOLpZQXMVqo7u6Iv8BLbfX7X_vZnZrFXVxOmrDjTB3EBNLwYwnZDcgZV7Vip3N9Zc9zbAm5AkUT8H65pQuct--55J1KK_zl2gAphRne0r21ZFcIcW-tOzVBST-GwOO/w553-h334/cupel%20mapa.JPG" width="553" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Cupel i miejscowości pograniczne na niemieckiej mapie z 1937 roku. Źródło: 1:100 000 Karte des Deutschen Reiches, Großblatt/Einheitsblatt)</span></td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Przemyt na Kurpiach w latach II RP</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Powyższa sytuacja rodzinna może być jakimś wytłumaczeniem, dlaczego Stanisław Cichy zajął się przemytem. Przemyt, który na pograniczu polsko-niemieckim był zjawiskiem powszechnym, stawał się często źródłem zarobku dla ludności kurpiowskiej zamieszkującej tereny w okolicy Myszyńca. Szmugiel już w epoce porozbiorowej był intratnym zajęciem, a jego „tradycja” przetrwała zmiany polityczne powstałe po I wojnie światowej. Pojawienie się Polski Odrodzonej nie zlikwidowało nielegalnych interesów na granicy, o czym obrazowo wzmiankował Adam Chętnik. Wybitny etnograf pisał już w 1920 roku, iż do „7 puszczańskich grzechów głównych” należy zaliczyć <i>nieczystość – w interesach, prowadzonych przez przemytników i szmuglerów pogranicznych</i><span style="font-size: x-small;">[2]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">O tym, że na Kurpiach rola przemytu jest szczególnie znacząca, wiedziały dobrze władze Rzeczypospolitej. W memoriale z 1937 roku, znajdującym się w papierach ambasady RP w Berlinie, referującym sytuację w powiatach nadgranicznych, podkreślano, że wśród Kurpiów „fach przemytniczy” przechodził z ojca na syna, metody przemytnicze miały być wyspecjalizowane, a sam przemyt przez to trudno uchwytny<span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Wśród przyczyn, dla których przemyt był dość powszechny wśród mieszkańców północnej części regionu kurpiowskiego, autorzy memoriału wymienili „niezmiernie ubogą glebę” i fakt, że ów „fach” był bardziej opłacalny niż rolnictwo. Trudno z taką konstatacją się nie zgodzić, a warto też dodać, że oprócz czynników gospodarczych, wskazywano na mentalność samych Puszczaków, dla których przemytnictwo stało się swego rodzaju nałogiem. Efekty działalności przemytników oceniano krytycznie i chociaż słaba gleba miała być jedną z przyczyn przemytu, to nadmierne zajęcie się takim interesem sprawiało, że niejeden z przemytników przestawiał uprawiać rolę<span style="font-size: x-small;">[4]</span>. Dodajmy też, że oprócz słabej gleby, istotne znaczenie w rozwoju przemytnictwa można przypisać „wielkiej” polityce, a więc wojnie celnej, która rozpoczęła się w 1925 r.<span style="font-size: x-small;">[5]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Warto też dodać, że tzw. wymyt towarów do Prus Wschodnich i przemyt z Prus na Kurpie związany był z zapotrzebowaniem na konkretne towary po obu stronach „zielonej granicy”. Z Kurpiami współpracowali m.in. Garnuch z Księżego Lasku, Gustaw Duda z Faryn i Kaczmarczyk z Wujak. Do najczęściej szmuglowanych towarów na stronę niemiecką należały mięso wieprzowe, zboże, gęsi, nabiał, oraz konie. Z kolei z Prus na Kurpie przemycano sacharynę, jedwab, koronki bawełniane, rodzynki czy zapalniczki<span style="font-size: x-small;">[6]</span>. O skali przemytu, w który zaangażowani byli mieszkańcy nadgranicznych wiosek niech świadczy fakt, że przykładowo w czerwcu 1933 roku niemiecka straż graniczna na odcinku granicznym powiatu ostrołęckiego zatrzymała 15 sztuk koni<span style="font-size: x-small;">[7]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Na tym tle nieco lepiej możemy zrozumieć przemytniczą działalność Stanisława Cichego. Wychowujący się przez połowę życia bez rodziców, być może tylko w ten sposób mógł się utrzymywać. Przejdźmy zatem do wydarzeń z drugiej połowy listopada 1935 roku<span style="font-size: x-small;">[8]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Listopad 1935</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">21 listopada 1935 roku obok Stanisława Cichego, nielegalnie do Prus udał się też inny mieszkaniec wsi Cupel, Franciszek Olender. Udając się z wymytem kilkudziesięciu kg mięsa wieprzowego, które otrzymali u gospodarza Mroza ze wsi Cupel, około godziny 15.30 przekroczyli „zieloną granicę”. Przemyt nie był przypadkowy. Miejsca, do których Cichy i Olender mieli dostarczyć mięso, były z góry zaplanowane. Stanisław Cichy miał odnieść mięso do gospodarza Dygnala w miejscowości Schrötersau, a Franciszek Olender do gospodarza Szlaska w Altwerde w powiecie Ortelsburg (Szczytno). Niestety, po 10 minutach od rozdzielenia się Cichego i Olendra zaczęły się problemy.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Cichy trafił na patrol niemieckiej straży granicznej. Stanisław został trafiony w „bok koło kręgosłupa”, a mimo to, zdołał jeszcze zeznać posterunkowemu Jerzemu Winklerowi w Czarni o całym zdarzeniu! Oddajmy głos Kurpiowi, który jak wielu jego sąsiadów zajmował się przemytem:</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><i>(…) w dniu 21 listopada 1935 r. około godziny 15.30 przeszedłem granicę państwa na terenie wsi Cupel gminy Czarnia wraz z Olendrem Franciszkiem zamieszkałym we wsi Cupel, udając się w głąb do Niemiec, bez zezwolenia władz polskich. Ja i Olender nieśliśmy mięso wieprzowe. Kiedy Znaleźliśmy się pod wsią Olszynka w Niemczech, w odległości około jednego kilometra od granicy z za krzaków naprzeciwko nas Straż Graniczna niemiecka nas oświetliła reflektorem, poczem bez żadnego ostrzeżenia posypały się strzały jak by pistoletowe, jak mnie się wydaje było pięć strzałów. Wobec tego ja i Olender poczęliśmy uciekać w stronę granicy do Polski i jedna z kul trafiła mnie z tyłu w bok koło kręgosłupa i wylot jej był z prawej strony brzucha. Pomimo wielkiego bólu dobiegłem do granicy i upadłem i na ten czas podbiegł do mnie Olender Franciszek, który się mną zaopiekował przenosząc mnie na polską stronę do pobliskiego domu. Dodaję, że Niemcy strzelali na przestrzeni około 50 metrów. Mięso przy ucieczce porzuciłem. Ile było Niemców na czatach tego nie wiem.</i></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Podobnie do Cichego zeznawał towarzysz jego przemytniczej wyprawy, wspomniany Franciszek Olender. 32-letni Olender dodał jednak kilka szczegółów. Będąc już po stronie niemieckiej, miał usłyszeć 6-7 strzałów, a następnie głos Cichego wykrzykującego słowa „O Boże”. Olender miał przenieść postrzelonego Cichego na terytorium Polski i razem trafili do gospodarza Władysława Mroza zamieszkałego w Cuplu. W poszukiwaniu furmanki Olender udał się, jak można mniemać, do innych mieszkańców wsi, a gdy powrócił, Stanisława Cichego opatrywali już funkcjonariusze Straży Granicznej.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Jak zeznawał dalej Franciszek Olender, nie usłyszał on żadnego strzału ostrzegawczego, co miało się zdarzać coraz częściej i co spowodowało, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych prosiło Ambasadę RP w Berlinie o interwencję w niemieckim MSZ (Auswärtiges Amt), aby wyjaśnić tę sytuację. Dodajmy, że zeznania Cichego i Olendra mijały się w szczególe, gdzie miało dojść do postrzelenia. Według Olendra Stanisław Cichy został postrzelony pod wsią Szlitrowo, a nie pod Olszynką.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiW4QEt5n4fYbhKqktxsYpHaamHkoznBx3djlB2_TaaSHsX8fibxhA3Ir8Kh-KRej4iWi-5VPcSnrHVPm5cArzk8vCDD5Z4oyE4ZgD9lhVK4ZOYmhvTx5eDDIJfRUIAKM-E8Ky9vdF60xEieMGAdDOAl3rVMVjL8axM7Z1YN6xoN2nC5NYBpCOKDbe2Btef/s621/Cupel%20-%20Czaty.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="303" data-original-width="621" height="270" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiW4QEt5n4fYbhKqktxsYpHaamHkoznBx3djlB2_TaaSHsX8fibxhA3Ir8Kh-KRej4iWi-5VPcSnrHVPm5cArzk8vCDD5Z4oyE4ZgD9lhVK4ZOYmhvTx5eDDIJfRUIAKM-E8Ky9vdF60xEieMGAdDOAl3rVMVjL8axM7Z1YN6xoN2nC5NYBpCOKDbe2Btef/w554-h270/Cupel%20-%20Czaty.JPG" width="554" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Przemyt we wsi Cupel nie zaczął się wraz ze Stanisławem Cichym i Franciszkiem Olendrem. Dowód w powyższym fragmencie z czasopisma „Czaty” z 1929 r., nr 7.)</span></td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Tragiczny koniec</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Postrzelony Cichy nie zdołał przeżyć. O godz. 22.00 został przywieziony do myszynieckiego lekarza, dr. Stanisława Pawłowskiego. Niestety, po pięciu godzinach od przyjazdu i mimo prób odratowania, Stanisław Cichy zmarł. Pochowano go na cmentarzu w Czarni.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Historia Stanisława Cichego to przykład, jeden z wielu słabo rozpoznanych dotychczas przykładów długiego trwania przemytu na pograniczu polsko-niemieckim. Niech powyższy tekst będzie przyczynkiem i zachętą do badań nad tym dość pobieżnie opisanym tematem z historii Kurpiowszczyzny.</div><div style="text-align: justify;"><div><br /></div><div>______________</div></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: x-small;">Przypisy:</span></b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[1] Archiwum Państwowe w Warszawie Oddział w Pułtusku, Urząd Stanu Cywilnego w Myszyńcu. Księga Zgonów Gmina Czarnia. Roczniki: 1930-1941, nr 109. (metryki.genbaza.pl) Za wskazanie akt metrykalnych związanych z postacią Stanisława Cichego dziękuję Pani Marcie Wojciechowskiej.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[2] <i>Nr 61. 1920 kwiecień 25. Informacja o Związku Puszczańskim</i>, [w:] <i>Źródła historyczne do dziejów Kurpiowszczyzny 1789-1956</i>, red. W. Łukaszewski, Truskaw-Żelazna Rządowa 2020, s. 206.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[3] <i>Nr 96. 1937 Listopad. Memoriał w sprawie stosunków w powiatach graniczących z Prusami Wschodnimi</i>, [w:] <i>Źródła historyczne…</i>, s. 328.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[4] Ibidem, s. 328-329.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[5] L. Grochowski, <i>Walka z przestępczością przemytniczą w okresie II Rzeczypospolitej</i>, „Studia Prawnoustrojowe” 2004, t. 3, s. 136.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[6] Z. Kudrzycki, <i>Rozogi – wieś mazurska a Kurpie</i>, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego” 1996, t. 10, s. 134.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[7] Archiwum Państwowe w Białymstoku (dalej: APB), Urząd Wojewódzki Białostocki, Miesięczne sprawozdania sytuacyjne wojewody białostockiego za 1933 rok, sygn. 72, k. 84.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[8] Opis wydarzeń z listopada 1935 roku oparłem na materiałach zawartych w: Archiwum Akt Nowych, Ambasada RP w Berlinie, sygn. 2791, k. 1-20; APB, Urząd Wojewódzki Białostocki, Miesięczne sprawozdania sytuacyjne wojewody białostockiego za 1935 rok, sygn. 85, k. 111.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Autor: Łukasz Gut</b></div><div style="mso-element: footnote-list;"><div id="ftn7" style="mso-element: footnote;">
</div>
</div></div>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-71797538172257278422023-01-28T05:05:00.000-08:002023-01-28T05:05:15.488-08:00Relacje z bitew pod Myszyńcem i Żelazną z 1863 roku<div style="text-align: justify;"><b>Kolejna rocznica wybuchu powstania styczniowego skłania do przyjrzenia się kurpiowskiemu aspektowi wydarzeń 1863 roku. Niewątpliwie, powstanie stało się, jak i gdzie indziej, ważnym elementem lokalnej historii, czasem punktem odniesienia dla patriotyzmu kilku pokoleń Kurpiów i legendą, która przetrwała za pośrednictwem pisarzy (Maria Konopnicka) czy miłośników regionu i jego badaczy (Adam Chętnik). Bitwy pod Myszyńcem i pod Żelazną stanowią chyba najlepiej rozpoznane epizody powstańcze na Kurpiach. Pierwsza, kojarzona słusznie z Zygmuntem Padlewskim, unieśmiertelnionym przez Konopnicką, to wydarzenie, które doczekało się opracowań historyków i upamiętnienia w postaci pomników. Druga bitwa, coraz lepiej znana dzięki lokalnym badaczom i pasjonatom, również staje się trwałym elementem zbiorowej pamięci.</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Nasza wiedza o obu bitwach nie może się obyć pośród innych źródeł m.in. bez ówczesnej prasy. Poniżej przedstawiam dwie relacje z walk, pierwsza z gazety „Wiadomości z Pola Bitwy”, dotycząca bitwy pod Myszyńcem, a druga o bitwie pod Żelazną pochodzi z krakowskiego „Czasu”. Jak relacjonowano oba starcia „nazajutrz” po ich rozegraniu? Co pisano o Padlewskim i drugim bohaterze powstania na Kurpiach – Konstantym Rynarzewskim? Zapraszam do lektury.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCP4bAd506dR_yLdZxpZCXuhhNB8TgEU2d6iVowOk4j33d3GnFdH9IcxxriLM44nU2e0oB6l7VR7g3SmKLuIkfhXI1Tam3Io4KiI46CButmcB_QRHYJ4g-lcTGfB1C7d-LAlTyHuhItQIDnfAb55zMhSLimZUGe1-_GhvbtT2YGAdZia6mgeB68UC1rA/s602/29177708_1662168007195399_8355898276397973504_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="589" data-original-width="602" height="626" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCP4bAd506dR_yLdZxpZCXuhhNB8TgEU2d6iVowOk4j33d3GnFdH9IcxxriLM44nU2e0oB6l7VR7g3SmKLuIkfhXI1Tam3Io4KiI46CButmcB_QRHYJ4g-lcTGfB1C7d-LAlTyHuhItQIDnfAb55zMhSLimZUGe1-_GhvbtT2YGAdZia6mgeB68UC1rA/w640-h626/29177708_1662168007195399_8355898276397973504_n.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Kurpie na rycinie z 1864 roku. „Postęp” 1864, nr 5)</span></td></tr></tbody></table><div><br /></div><div><br /></div>______________<br /><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;"><b>20 marca 1863. Opis bitwy pod Myszyńcem</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Myszyniec, województwo Płockie</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Oddział Zameczka składający się z jazdy, kosynierów i strzelców, pod dowództwem Naczelnika wojskowego województwa Płockiego, pułkownika Zygmunta Padlewskiego, będąc otoczonym przez trzy kolumny moskiewskie idące z Łomży, Ostrołęki i Pułtuska pod dowództwem jenerała Tolla, po 2-dniowych najzręczniejszych obrotach, nakoniec forsownym marszem doszedł do brzegów Narwi między Ostrołęką a Łomżą i dnia 6 marca o godz. 11 w nocy przeprawił się w miejscu nazwanem Kępa. Dnia 7 marca oddział znajdował się w Myszeńcu, poniszczywszy mosty na Rosodze. Dnia 8 marca oddział nasz zajął stacyę graniczną Dąbrowy, gdzie w jego ręce dostały się amunicya, broń, kilka koni, znaczna ilość mundurów i inna wojskowa odzież pozostawiona przez strażników granicznych, którzy przed nadejściem naszego oddziału do Pruss schronili się, a z których 5 pojmano.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Dnia 9 marca po powrocie z Dąbrowy, kiedy oddział maszerował ku wsi Surowe, o godz. 6 rano, o wiorstę od Myszeńca zaatakowany został przez moskali w sile przeszło 1000 piechoty, 200 jazdy i 2 działa pod dowództwem jenerała Tolla idącego z Łomży. Walka trwała pięć godzin, w ciągu których nasz oddział cofał się w najzupełniejszym porządku pod nieprzyjacielskim działowym i karabinowym ogniem, oraz pod natarciami jazdy, na przestrzeni 3 wiorst, zakrywając swoje rezerwy i obozy.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Nakoniec w dogodnej pozycyi, kosynierzy mając na czele naczelnika oddziału pułkownika Padlewskiego, który z Narodową chorągwią w ręku, pierwszy ich raz do boju za Ojczyznę prowadził, rzucili się do ataku, i tem niespodzianem i bohaterskiem natarciem, zmusili wroga do sromotnej ucieczki. Po zupełnem cofnięciu się moskali, oddział nasz w dalszą udał się drogę. Ten oddział prowadzony przez niego, patryotycznego i dzielnego naczelnika, prawdziwie wielką i zasłużoną okrył się sławą: albowiem tak w całym odwrocie, jak w zwycięzkim odparciu wroga, okazał wytrwałość i odwagę, przez które dorównał najdoświadczeńszym i najdzielniejszym zastępom.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Odznaczyli się nadto w tej bitwie: dowódzca 1-go batalionu kosynierów, podpułkownik Frycze, Edward Rolke i dowódzca 2-go bataljonu kosynierów Wilkoszewski, który zginął (poprzednio już odznaczył się w kilku potyczkach, jak w Mężeninie gdzie dowodził, i w innych miejscach). Pod Myszyńcem padło z naszej strony 10, ranionych było 20; moskale zaś stracili 100 ludzi, między którymi kilku oficerów. Ta nierówność w stratach ztąd pochodzi, że oddział nasz w zakrytych bronił się pozycyach, a nadto opatrzony jest doborem strzelców, których strzały rzadko są daremnemi.<br /><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">Źródło: „Wiadomości z Pola Bitwy” nr 6 z 20 III 1863</span></div><div style="text-align: justify;">________________</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;"><b>17 listopada 1863. Opis bitwy pod Żelazną</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Warszawa</b> 17 listopada</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Chociaż najazd moskiewski wytężył ucisk i wszystkie swoje siły, aby powstanie narodowe wraz z narodem zniszczyć, siły nasze zbrojne wzrastają i na całej krajów naszych przestrzeni walka z najazdem się toczy. Z następnego listu dowiadujemy się o nowej pomyślnej potyczce w Płockiem:</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">„Przed kilkunastu godzinami (d. 8 b. m.) opuściłem oddział nasz, który odpoczywał wówczas we wschodniej części powiatu ostrołęckiego, po zwycięzkiem spotkaniu się we wsi Żelazna, na pograniczu powiatu prasnyszskiego. Radość nasza była jednak pomięszana, bo major Rynarzewski kochany od żołnierzy i wszystkich go znających, otrzymał ranę ciężką w boju tym, która zagraża jego życiu (Korespondent nasz z Płocka doniósł już o śmierci tego dzielnego dowódzcy. P. R. Cz.). Co do opisu boju, takowy nadeszle zapewne do Warszawy władza wojskowa, ja ograniczę się przytoczeniem wiadomych mi dobrze szczegółów. Moskali było 4 roty piechoty gwardyi (Raport moskiewski twierdzi, że było 3 roty z semanowskiego pułku gwardyi a czwarta z pułku liniowego, 150 objeszczyków i 50 kozaków. P. R. Cz.), a nadto znaczna liczba objeszczyków i kozaków.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Z naszej strony wzięły udział w boju: płocki oddział IV pod dowództwem Lenartowicza, 200 strzelców; 120 kosynierów i 76 koni (Dunetti); oraz oddział Kurpiów pod dowództwem majowa Felickiego, 250 strzelców, 160 kosynierów, 30 koni; oraz oddział III (jazda Ziembińskiego 78 koni i oddział strzelców koni 20); razem 450 strzelców, 280 kosynierów, 150 koni jazdy regularnej, 50 koni jazdy nieregularnej. Dowództwo nad temi siłami miał major Rynarzewski. Plac bitwy otrzymali nasi, Moskale zmuszeni do cofnięcia się, stracili 2ch oficerów zabitych, 2ch rannych ciężko, żołnierzy rannych i zabitych do czterdziestu. Z naszej strony zginęło: z oddziału IV żołnierzy 10 i podporucznik Antoni Łazowski, który trzy razy upadłszy dnia tego z koniem, dostał nareszcie cios śmiertelny. Z oddziału kurpi, żołnierzy 4ch było rannych. Jazda straciła kilka koni; razem straty nasze wynoszą: zabitych 17, rannych 12 do 15. Zabraliśmy kilka koni, kilkanaście szaszek kozackich, kilkanaście karabinów. Żołnierz młody, ale dzięki pracy i dobrym rozporządzeniom majora Rynarzewskiego, kapitana Lenartowicza, poruczników Koźmińskiego, Ciesielskiego, w jak największym porządku prowadził pięciogodzinną walką.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Rezultat powyższy walki niedoświadczonego żołnierza z wyborowem moskiewskiem wojskiem bo gwardyą, byłby jeszcze korzystniejszy dla nas, gdyby nie nieszczęsne przeznaczenie odbierające nam najdzielniejszych dowódzców. Major Rynarzewski kochany przez żołnierzy, tak jak nikt jeszcze w naszem województwie od czasu nieodżałowanego Mystkowskiego, ciężko ranny. W godzinę po rozpoczęciu boju kula karabinowa raniwszy konia w szyję, utkwiła mu w prawem biodrze. Aczkolwiek ciężka rana, dzielny dowódzca nie chciał opuszczać swego stanowiska i dopiero po parę godzinach zbytnie osłabienie zmusiło go zsiąść z konia i powierzyć dowództwo przy końcu boju swym pomocnikom: Obok niego ranieni dwaj adjutanci: Józef Bogucki i Nieciewkiewicz. Ostatni lekko raniony, ale pierwszy zapewne nie przyjdzie do zdrowia. Bogucki był dzielny 18letni młodzieniec, pełen odwagi i poświęcenia.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Jako odznaczających się odwagą w boju, przytomnością i karnością przedstawieni są w raporcie: kapitan Lenartowicz, Ciesielski podporucznik, Koźmiński porucznik, Piotrowski podoficer”.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Współcześnie donoszą władze, że w tym oddziale i w niektórych innych brak zupełny lekarzy. W boju pod Żelazną nie było ani nawet felczera, z tego powodu stan naszych rannych po tej potyczce był opłakany, szczególniej majora Rynarzewskiego, który nie mógł być dobrze opatrzonym. Wiadomo, że Moskale mszczą się zarówno nad lekarzami, którzy opatrują rannych naszych, jak i nad księżmi którzy ich spowiadają, to jednak nie powinno ich odstręczać od spełniania swego wysokiego powołania, tak jak nie odstręcza i innych kraju obywateli.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">Źródło: „Czas” nr 268 z 22 XI 1863</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Oprac. Łukasz Gut</b></div>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-75183413264404343772022-07-24T08:58:00.000-07:002022-07-24T08:58:00.426-07:00Aleksander Pieńdak z Kierzka – Kurp, co listy do gazety pisał<div style="text-align: justify;"><b>Aleksander Pieńdak z Kierzka to postać bardzo mało znana, a szkoda, bo jego korespondencje, które przesyłał w okresie międzywojennym do „Gazety Świątecznej” zasługują na uwagę. Napisał kilka listów, które w znakomity sposób oddają problemy Kurpiów przełomu lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku, a przy okazji dają możliwość przynajmniej pobieżnego poznania mentalności tego rolnika. Był to jeden z tych światłych mieszkańców regionu, którzy dzięki „Gazecie Świątecznej” próbowali unowocześniać swoje gospodarstwa i podnosić poziom życia u siebie i swoich sąsiadów.</b></div><div style="text-align: justify;"><b><br /></b></div><div style="text-align: justify;"><b>„Gazeta Świąteczna” i Kurpie</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">„Gazeta Świąteczna” to czasopismo założone przez Konrada Prószyńskiego „Promyka”, autora m.in. słynnego elementarza, na którym uczyło się czytać i pisać kilka pokoleń Polaków. Założona w 1881 roku „Gazeta…” stała się z miejsca interesującą nowością na rynku prasowym Królestwa Polskiego. Było to pierwsze czasopismo przeznaczone „dla ludu”, w którym regularnie publikowano korespondencje od czytelników. Od początku istnienia czasopisma publikowali w nim Kurpie, by wymienić chociażby Franciszka Pieńkosa z Brodowych Łąk, Mateusza Perzona i Piotra Kaczyńskiego z Dylewa, czy Franciszka Ugniewskiego z Lemana. „Gazeta Świąteczna”, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę panujący jeszcze przed 1939 r. analfabetyzm, była czasopismem bodaj najpopularniejszym z tych, które dochodziły na Kurpie. Konstanty Kaczyński z Kadzidła notował w 1917 r.: <i>Ludzie garną się do czytania tak, że Gazety Świątecznej przychodzi do naszego zakątka 100 egzemplarzy, a każdy z chęcią ją czyta i chwali, że jest najlepsza dla wszystkich, bo dla każdego zrozumiała</i><span style="font-size: x-small;">[1]</span>. W czasach II RP niejako wtórowały kadzidlańskiemu korespondentowi dane urzędowe, według których w 1935 r. „Gazeta Świąteczna” należała nadal do częściej czytanych w powiecie ostrołęckim<span style="font-size: x-small;">[2]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Popularność „Gazety…” i być może przywiązanie do niej czytelników sprawiało, że kiedy powstawały lokalne czasopisma („Gość Puszczański”, „Przegląd Ostrołęcki”), to niektórzy nadal od niej się nie odwracali. Aleksander Pieńdak obok innego mieszkańca Kierzka – Antoniego Zadrożnego, należał do najczęściej publikujących Kurpiów w „Gazecie Świątecznej” po 1918 roku.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinujm9xqBQfG5YkA8VrdJW0VHoo6iiNromaQxcvzZ8S4jqIJPH6fj5W1dq9Qpwc-uWNCp2VRVxgP7OCu3jRamtmopiT_TouJRVAN-uWcAnTgBPX-y99g3A_-wvnAyRYwZut6bDyXbmjCIyirRppJn3xd29VdSYwI_ZMNevuVSk3DB5W0gJG9tax8J80g/s2641/winieta%20gazeta.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1674" data-original-width="2641" height="406" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinujm9xqBQfG5YkA8VrdJW0VHoo6iiNromaQxcvzZ8S4jqIJPH6fj5W1dq9Qpwc-uWNCp2VRVxgP7OCu3jRamtmopiT_TouJRVAN-uWcAnTgBPX-y99g3A_-wvnAyRYwZut6bDyXbmjCIyirRppJn3xd29VdSYwI_ZMNevuVSk3DB5W0gJG9tax8J80g/w640-h406/winieta%20gazeta.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Winieta „Gazety Świątecznej” z 1887 roku zawierająca ilustrację kościoła w Kadzidle<br />Źródło: „Gazeta Świąteczna” 1887, nr 364.)</span></td></tr></tbody></table><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Rolnik z Kierzka</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Kierzek miał w dwudziestoleciu międzywojennym szczęście do chłopów, którzy, by posłużyć się sformułowaniem zaczerpniętym z „Gazety…”, <i>położyli cepy w stodole i wzięli do ręki pióro</i>. Jak wspomniano, obok Pieńdaka do „Gazety Świątecznej” pisał też Antoni Zadrożny, a kilkanaście listów przez nich łącznie napisanych to ciekawe źródło do historii małej miejscowości, którą Kierzek był w latach dwudziestych, licząc u progu niepodległości 185 mieszkańców<span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Do 1931 r. Kierzek znajdował się w gminie Dylewo, a po zmianie nazwy gminy z 30 czerwca 1931 r. wieś znalazła się w nowoutworzonej gminie Kadzidło<span style="font-size: x-small;">[4]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Co wiemy o tym ciekawym rolniku, który czasami chwytał za pióro? Niestety niewiele. Milczą o nim regionalne publikacje poza nielicznymi wyjątkami. Wiemy, że jak wielu zresztą Kurpiów był w swoim czasie na emigracji w Ameryce, jak sam pisał, przez kilkanaście lat<span style="font-size: x-small;">[5]</span>. Trudno zidentyfikować, kiedy do Ameryki przybył, ale być może już w 1903 lub 1909 r., bo wtedy to amerykańskie źródła z Ellis Island Foundation notują Aleksandra Pieńdaka z Kierzka, przybywającego do Stanów Zjednoczonych. Czy to ten sam Aleksander Pieńdak? Tego niestety nie wiadomo. Wiadomo za to, że w latach 1929-1935, a być może i dłużej był sołtysem wsi Kierzek. Próbował swoich sił jako domorosły „mleczarz”, zbierając śmietankę od rolników, mimo że nie posiadał na to stosownego zezwolenia, a na dodatek, jak opisywano w urzędowym memoriale z drugiej połowy lat trzydziestych, <i>wygniata masło w fatalnych warunkach higienicznych</i>. Działalność na tym polu była zresztą konkurencją wobec spółdzielni mleczarskiej „Zrozumienie” z Zawad<span style="font-size: x-small;">[6]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Więcej o Aleksandrze Pieńdaku mówi nam jego publicystyka. Dziewięć listów do „Gazety Świątecznej”, jakie tam opublikowano w latach 1924-1934, posłuży do opowiedzenia o tym mieszkańcu Kierzka, którego nazwisko warto przypomnieć i umieścić w kontekście historycznym Kurpiowszczyzny lat 1918-1939.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Portret Autora – polityka, historia i tożsamość</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Dziewięć listów Aleksandra Pieńdaka, które posłużą do analizy jego poglądów nie stanowią jednolitej tematyki. Pieńdak zabierał głos w różnych sprawach, począwszy od pisanego w 1924 r. wezwania do wspierania polskiego lotnictwa, a skończywszy na korespondencji z 1934 r. dotyczącej fatalnego stanu dróg na Kurpiach. Przy tej różnorodności tematycznej, da się jednak powiedzieć coś o autorze listów, co jakby mimochodem można z nich wyczytać.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Niewątpliwie rolnik z Kierzka odznaczał się gorliwą pobożnością i zdaje się, że żył na co dzień wyznawaną przez siebie wiarą katolicką. W jego listach znajdujemy liczne odwołania do Boga i przekonanie o religijności ludu kurpiowskiego. Jeden z opisów jaki zostawił, dobrze oddaje jego własne nastawienie: <i>Pomimo ubogiej gleby mieszkańcy puszczy są weseli i razem z ptaszętami zanoszą korne modły do swego Stwórcy. Bo trzeba wiedzieć, że mieszkańcy puszczy Kurpiowskiej są bardzo pobożni. Lud puszczy Kurpiowskiej miłuje Boga i bliźniego, za wiarę gotów krew przelać</i><span style="font-size: x-small;">[7]</span>. W 1926 r., pisząc w obronie sakramentu małżeństwa stwierdzał: <i>My, mieszkańcy puszczy Kurpiowskiej, stajemy wszyscy jak mur niezmożony w obronie sakramentu małżeństwa, w obronie wiary naszej świętej. Nie chcemy brać ślubów w sądach, w urzędach gminnych, nieraz może przed ludźmi wrogimi naszej Ojczyźnie kochanej. My chcemy Boga! Chcemy śluby składać w kościele przed ołtarzem. Jesteśmy narodem katolickim i wrogowie wiary św. nie przemogą nas swą przewrotnością</i>. Rysem pobożności nie tylko Kurpia z Kierzka, ale i wielu z jego sąsiadów, a mówiąc ogólniej, całej ówczesnej katolickiej społeczności w Polsce był też kult maryjny. W wyżej cytowanej korespondencji Pieńdak oznajmiał wyraźnie o przywiązaniu do Matki Bożej, przypominając i wierząc, że to dzięki Niej Polacy obronili niepodległość w starciu z bolszewicką Rosją: <i>uwielbiamy Matkę Boską, Królowę Korony Polskiej, która w chwili rozpaczy całego narodu polskiego wejrzała nań okiem miłosierdzia i pokonała gada piekielnego, który pełzł do serca Polski, do Warszawy. Słusznie postąpił naród polski, że z dziękczynieniem ofiarował berło Tej, która uratowała przodków naszych przed nawałą szwedzką, a nas przed nawałą bolszewicką</i><span style="font-size: x-small;">[8]</span>. Stosunek Aleksandra Pieńdaka do wiary i jego pobożność dobrze podsumowuje przysłowie, które sam cytował: „Bez Boga ani od proga”<span style="font-size: x-small;">[9]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Oprócz religijności Pieńdaka, łatwo zauważyć jego zainteresowanie historią i polityką. Nawołując do zbierania ofiar na samoloty („latawce”) dla Wojska Polskiego, mieszkaniec Kierzka relacjonuje pogłoski o rozwoju lotnictwa w Związku Sowieckim i w Niemczech, wyrażając przekonanie o wrogości tych dwóch państw wobec Polski. Według niego Polska <i>powinna tem bardziej mieć setki statków powietrznych, aby mogła śmiało stanąć przeciwko nieprzyjaciołom, którzy czatują na nią jak djabli na dobrą duszę, żeby ją porwać w swe szpony. Tak, niestety, czatują na tę naszą ukochaną Polskę bolszewicy i Niemcy</i><span style="font-size: x-small;">[10]</span>. Interesujący jest stosunek Pieńdaka do rządów, który zresztą, jak się wydaje, zmieniał się w czasie. O ile w 1924 r. Kurp ten okazywał zrozumienie, iż rządy w Polsce działają od niedawna, a więc należy je wspomóc jako społeczeństwo, o tyle dziesięć lat później wypowiadał się już krytyczniej. <i>Wy, panowie, co dzierżycie władzę w ręku, co zmieniacie prawa państwa, nie myślcie, że wy, to państwo. Państwo to jesteśmy wszyscy: rolnik, rzemieślnik, robotnik, dopiero na końcu urzędnik. Bo gdyby rolnik nie pracował nad temi płodami, które są najpotrzebniejsze dla każdego, niktby w państwie nie żył</i> – pisał i w dalszej części nawoływał do pamiętania o Bogu, którego miano wyrzucić z nowej konstytucji<span style="font-size: x-small;">[11]</span>. Wspominał o zaletach ludu z okolic Myszyńca, ale aby Kurpie mogli oddać ojczyźnie pożytek, trzeba było, jak dowodził, obchodzić się z nimi jak z obywatelami: <i>Kurpie są waleczni, kochają Polskę i gotowi za nią krew wylać, ale chcą, żeby się z nimi obchodzono, jak z obywatelami, i żeby były dla nich ustanowione prawa sprawiedliwe, ojcowskie, a nie macosze, jak dotychczas</i><span style="font-size: x-small;">[12]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W listach Aleksandra Pieńdaka widać też nawiązywanie do historii. Jego korespondencja, w której opisuje Ostrołękę i jej przeszłość jest wcale niezłym przykładem znajomości dziejów tego miasta, zwłaszcza powstania listopadowego, co do którego powołuje się zarówno na opowiadania starszych ludzi, jak i na wiedzę, którą musiał przyswoić być może w jakiś inny sposób, gdy wspominał nieudolność „jenerała Skrzyneckiego” i losy pomnika wystawionego przez Rosjan na pamiątkę bitwy rozegranej 26 maja 1831 r. Na marginesie opowieści o Ostrołęce, da się zauważyć niechęć do Rosjan wynikającą nie tylko z osobistych doświadczeń, ale także historii, bo na to wskazuje poniższy fragment listu, gdy mowa o usunięciu dawnego pomnika carskiego: <i>Pomnik ten był upokorzeniem dla nas, Polaków. Stał po prawej stronie Narwi, gdzie się schodzą główne drogi z puszczy Kurpiowskiej i główna droga do Warszawy. Stał tam, jak djabeł na rogatce, do roku 1916; lecz przyszedł dzień, że go zburzono do szczętu. Teraz na tem miejscu zbudowany jest tartak parowy. Po zburzeniu tego potwora rossyjskiego lżej się zrobiło na sercu każdemu prawemu Polakowi, że już nie będzie patrzał na ten objaw wzgardy dla nas</i><span style="font-size: x-small;">[13]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Na koniec tych krótkich uwag nad mentalnością Autora listów do „Gazety Świątecznej”, warto zauważyć, że nie należał on do grona chyba nadal licznego w okresie międzywojennym, które niechętnie przyznawało się do swojej kurpiowskiej tożsamości. Pieńdak czuł się obywatelem polskim (<i>Otóż jako obywatel polski postanowiłem…</i><span style="font-size: x-small;">[14]</span>), a do tego właśnie Kurpiem, na co przynajmniej zdają się wskazywać tu i ówdzie wyrażane sformułowania podobne do tego: <i>My, mieszkańcy puszczy Kurpiowskiej</i>, czy gdzie indziej formułowane i cytowane wyżej <i>Kurpie są waleczni, kochają Polskę i gotowi za nią krew wylać…</i>, które odnosił chyba również do siebie.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Kronikarz kurpiowskiej rzeczywistości</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Tyle o samym portrecie Autora i próbie jego scharakteryzowania. Spójrzmy na listy, jako po prostu na źródło wiedzy o Kurpiowszczyźnie przełomu lat dwudziestych i trzydziestych. Jest to źródło interesujące, wzbogacające naszą wiedzę jak zresztą i inne listy pisane przez Kurpiów do „Gazety Świątecznej”. Aleksander Pieńdak dość skrupulatnie opisywał otaczającą go rzeczywistość, której wspólnym mianownikiem była mówiąc najogólniej bieda. Pieńdak, zgodnie zresztą z tym, co promowała „Gazeta Świąteczna” wskazywał na problemy i środki zaradcze, aby poprawić los mieszkańców wsi kurpiowskiej. Nie dziwi więc np. wskazywanie problemu pijaństwa, z którym „Gazeta…” walczyła właściwie od momentu swojego powstania. Należał tu zresztą mieszkaniec Kierzka do dość licznego grona krytykującego Kurpiów za nadmierne spożycie alkoholu<span style="font-size: x-small;">[15]</span>. Według niego <i>Zbrodnią jest także, że w państwie takiem, jak Polska, niezasobnem, bo nowoodbudowanem, w którem brak jeszcze chleba powszedniego, wyrabia się tak dużo gorzały, przez którą ludzie tracą mienie i zdrowie</i><span style="font-size: x-small;">[16]</span>. W innym miejscu alarmował o problemie braku drzewa budulcowego na Kurpiach, problemie, który przecież należał do kategorii żywotnych interesów dla mieszkańców tego biednego regionu<span style="font-size: x-small;">[17]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Nie uszły jego uwadze także kurpiowskie drogi, których fatalna jakość była powszechnie znana. Jak poprawić ich stan? Recepta Pieńdaka była następująca: <i>Rząd, co ma wydawać miljony na bezroboczych, powinien rozpocząć budowę bitych dróg, których bardzo brak w całej Polsce, choć może najgorzej w puszczy Kurpiowskiej. Roboty w Polsce nie powinno zabraknąć, bo Polska jest jako ten rolnik, co gdzieś założył nową gospodarkę, gdzie musi zrzynać i karczować pnie, krudować nieporuszoną od wieków ziemię. Polska jest tą nowo założoną gospodarką, gdzie brak bitych dróg i koleji, gdzie trzeba uporządkować rzeki, osuszyć błota i wiele, wiele wykonać</i>. Słowem – moc zadań do wykonania, ale pomysłów na ich rozwiązanie sołtysowi Kierzka nie brakowało.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Podobnie zresztą diagnozował on inny ważny problem nie tylko zresztą kurpiowskiej wsi przed wojną, a mianowicie słomiane strzechy, które sprzyjały licznym, skądinąd często relacjonowanym w samej „Gazecie Świątecznej” pożarom. Według Aleksandra Pieńdaka w tej sprawie powinien działać rząd, a mianowicie: <i>niech rząd nasz, zamiast nakazywać bielenie domostw wapnem, rozkaże stopniowo kasować strzechy słomiane, tak, żeby w ciągu dwóch, trzech lat nie było już ich w Polsce. Sowicie się to wynagrodzi</i><span style="font-size: x-small;">[18]</span>. Gdy dodamy do tego znakomitą polemikę w sprawie użytkowania torfu na Kurpiach (<i>Trzeba to przyznać, że i torf może być użyteczny już to jako opał, już to jako pastwiska, łąki i pola. Ale pole to nigdy nie będzie urodzajne, chociażby przy dużym nakładzie kosztu i pracy</i><span style="font-size: x-small;">[19]</span>), otrzymamy miarodajny obraz niektórych problemów kurpiowskich wsi lat dwudziestych i trzydziestych. Listy do „Gazety Świątecznej” dają możliwość spojrzenia na owe problemy oczami samych Kurpiów, co samo w sobie jest niezwykle cenne.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Aleksander Pieńdak wart upamiętnienia</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Niewątpliwie sołtys Kierzka w latach kiedy piastował tę funkcję musiał być znany wszystkim mieszkańcom tej wsi, a poprzez swoje korespondencje trafiał być może do świadomości niektórych Kurpiów z innych miejscowości. Warto przywracać pamięć o takich postaciach jak Aleksander Pieńdak czy Antoni Zadrożny. Być może należałoby ich w jakiś sposób upamiętnić w Kierzku? Niech powyższy tekst stanowi zaproszenie do upamiętnienia tych Kurpiów, którzy niegdyś „zostawili cepy w stodole” i chwycili za pióro. Kimś takim był niewątpliwie Aleksander Pieńdak.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">______________</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: x-small;">Przypisy:</span></b></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[1] Czytelnik K., <i>Z parafji Kadzidła na Kurpiach</i>, „Gazeta Świąteczna” 1917, nr 1884.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[2] Archiwum Państwowe w Białymstoku, Urząd Wojewódzki Białostocki, Miesięczne sprawozdania sytuacyjne wojewody białostockiego za 1935 r., sygn. 82, k. 73.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[3] <i>Skorowidz miejscowości Rzeczypospolitej Polskiej</i>, t. V, województwo białostockie, Warszawa 1924.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[4] <i>Nr 161. 1931 czerwiec 30. Obwieszczenie MSW o zmianie nazwy gminy Dylewo, Nasiadki i Wach</i>, [w:] <i>Kadzidło i okolice w źródłach historycznych</i>, red. Ł. Gut, W. Łukaszewski, Kadzidło 2021, s. 325.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[5] A. Pieńdak, <i>Bielenie domów czy krycie ogniotrwałe</i>, „Gazeta Świąteczna” 1929, nr 2532.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[6] H. Tanianis, <i>Wspomnienia</i>, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego” 1994, t. 8, s. 248.; <i>Nr 96. 1937 Listopad. Memoriał w sprawie stosunków w powiatach graniczących z Prusami Wschodnimi</i>, [w:] <i>Źródła historyczne do dziejów Kurpiowszczyzny 1789-1956</i>, pod red. W. Łukaszewskiego, Truskaw – Żelazna Rządowa 2020, s. 294.; W. Łukaszewski, <i>Z dziejów ruchu spółdzielczego na Kurpiowszczyźnie w II Rzeczypospolitej</i>, [w:] <i>Kurpiowszczyzna – kultura, historia, gospodarka. Wybrane zagadnienia</i>, pod red. J. Gołoty i J. Mironczuka, Ostrołęka 2017, s. 196.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[7] A. Pieńdak, <i>Z puszczy Kurpiowskiej</i>, „Gazeta Świąteczna” 1934, nr 2780.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[8] Ibidem.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[9] Ibidem.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[10] A. Pieńdak, <i>O lotnictwo polskie</i>, „Gazeta Świąteczna” 1924, nr 2283.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[11] Idem, <i>Z puszczy Kurpiowskiej</i>, „Gazeta Świąteczna” 1934, nr 2780.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[12] Idem, <i>Z pod Myszyńca w puszczy Kurpiowskiej</i>, „Gazeta Świąteczna” 1929, nr 2522.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[13] Idem, <i>Z Ostrołęki</i>, „Gazeta Świąteczna” 1928, nr 2448.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[14] Idem, <i>Z gminy Dylewskiej</i>, „Gazeta Świąteczna” 1929, nr 2539.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[15] Por. Ł. Gut, <i><a href="http://kurpie-historia-trwanie.blogspot.com/2017/03/wyrzeczysko-kurpie-i-alkohol-w-drugiej.html" target="_blank">Wyrzeczysko. Kurpie i alkohol w drugiej połowie XIX wieku</a></i>, kurpie-historia-trwanie.blogspot.com [dostęp: 24.07.2022]</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[16] A. Pieńdak, <i>Z gminy Dylewskiej</i>, „Gazeta Świąteczna” 1928, nr 2465.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[17] Idem, <i>Z Puszczy – pustkowie</i>, „Gazeta Świąteczna” 1928, nr 2452.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[18] Idem, <i>Bielenie domów czy krycie ogniotrwałe</i>, „Gazeta Świąteczna” 1929, nr 2532.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[19] Por. Ł. Gut, <i><a href="https://kurpie-historia-trwanie.blogspot.com/2021/02/karaska-historia-torfem-pisana.html" target="_blank">Karaska – historia torfem pisana</a></i>, kurpie-historia-trwanie.blogspot.com [dostęp: 24.07.2022]</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Autor: Łukasz Gut</b></div><div style="mso-element: footnote-list;"><div id="ftn19" style="mso-element: footnote;">
</div>
</div>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comKierzek, Polska53.2315689 21.312564624.921335063821154 -13.843685399999998 81.541802736178852 56.4688146tag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-88545520462481132992022-07-17T07:53:00.001-07:002022-07-17T07:53:47.550-07:00„Trzy dni wśród Kurpiów” – Długi Kąt, Siarcza Łąka i Leman w 1925 roku<div style="text-align: justify;"><b>W okresie międzywojennym trwał nadal lub </b><b>–</b><b> jak kto woli </b><b>–</b><b> rozpoczynał się kolejny etap procesu odkrywania Kurpiów. Odkrywano mieszkańców regionu w różny sposób, m.in. jako miejsce na mapie turystycznej Polski. Takie wydarzenia jak występy Teatru Regionalnego z Płocka z <i>Weselem na Kurpiach</i>, czy uroczystość Bożego Ciała w Myszyńcu w 1937 roku wzmagały zainteresowanie mieszkańcami Puszczy Zielonej. Goszczący na Kurpiach dziennikarze, którzy pozostawili po sobie znaczną liczbę reportaży, z reguły odwiedzali największe miejscowości między Pisą a Orzycem. Zwykle rozpoczynano wycieczki po Kurpiach w Ostrołęce, zatrzymywano się w Kadzidle, by dotrzeć do głównego celu – Myszyńca.</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Poniższa relacja, opublikowana we wrześniu 1925 r. w „Polsce Zbrojnej”, to cenny i niezbyt częsty przykład, gdy na plan pierwszy nie wyłaniają się Myszyniec czy Kadzidło (choć autor tekstu tam też zajrzał), ale mniejsze miejscowości: Długi Kąt, Siarcza Łąka i Leman. Poniższa korespondencja dobrze oddaje realia połowy lat dwudziestych na Kurpiach. Trudne warunki gospodarcze (bagniste tereny), codzienne pożywienie, reemigranci z Ameryki, echa wojny polsko-bolszewickiej i propaganda na pograniczu polsko-niemieckim. Wszystko to, a dla uważnego czytelnika jeszcze więcej kryje dwuczęściowy artykuł, scalony poniżej w jedno, a podpisany pseudonimem R. S.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W tekście zachowano pisownię oryginalną, poprawiono jednak interpunkcję i literówki. Dla lepszej czytelności dość długiego artykułu, pogrubiono też nazwy miejscowości wymienione przez Autora. Dodano też kilka przypisów. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Zapraszam do lektury.<br /><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjizLYre5Lrp-1rVXEmjFNgBZW7xzV0P5hCwqLSI5BgChAj5utAxwtx083T_ARWAxARhwWaa1lYS2-WO8Aeq5uk-viVWiARHgI-nWhBHU245ngdDe-BG69A_mgMBdmbxXKkCDZJBOLIGo1K8WwyMbluK9PLtk3oZgIt-J_otAp1jQ-b6A3CFiMB26eMsQ/s1210/50-DPI300.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="819" data-original-width="1210" height="434" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjizLYre5Lrp-1rVXEmjFNgBZW7xzV0P5hCwqLSI5BgChAj5utAxwtx083T_ARWAxARhwWaa1lYS2-WO8Aeq5uk-viVWiARHgI-nWhBHU245ngdDe-BG69A_mgMBdmbxXKkCDZJBOLIGo1K8WwyMbluK9PLtk3oZgIt-J_otAp1jQ-b6A3CFiMB26eMsQ/w640-h434/50-DPI300.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Fotografia zamieszczona w „Kurierze Warszawskim” (nr 43 z 12 II 1933) i przedstawiająca tzw. typy Kurpiów.)</span></td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">_________________</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;">R. S.</div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><b><span style="font-size: large;">Trzy dni wśród Kurpiów</span></b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Po korespondencjach z wyżyn i nizin tatrzańskich, czy z wybrzeża morskiego być może zainteresuje cię, czytelniku wieść od puszczy kurpiowskiej, z krainy leżącej pomiędzy Orzycem a Piszą<span style="font-size: x-small;">[1]</span>, gdzie od dawna mieszkają puszczacy wśród „borów szumiących, piasków sypkich i błot grząskich”. Ci dawni myśliwi, bartnicy, rybacy i smolarze zajmując od wieków puszcze królewskie siedzieli zawsze cicho w czasach pokojowych, a słychać było o nich jeno wówczas, gdy dzielnie bronili kraju od Szweda, łączyli się w oddziały strzelców wyborowych podczas powstań w r. 1831 i 1863.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Zamiast na oczekiwany urlop po intensywnej pracy letniej los mię rzucił służbowo w te oto strony. Nigdy nie byłem na Kurpiach. Wiedziałem jedynie, że na tych północnych kresach Rzeczypospolitej żyje lud odmienny, czerstwy, zdrowy i miłością ojczyzny przepojony. Wiedziałem, że na lichych glebach sadzą kartofle, sieją owies i grykę, hodują do dziś pszczoły w pniach, a nie w ulach, zajmują się rybołóstwem i hodowlą koni i bydła wśród rozległych błot i łąk. I oto poznałem Kurpie.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Jechałem konno wzdłuż błotnistej doliny rz. Rozogi, mając na lewo lasy, przetrzebione w czasie wojny przez Niemców, na prawo szerokie błonia, łąki i bagna Rozogi, przez które jedynie w suche lato można się przeprawić bezpiecznie.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W południe zatrzymaliśmy się we wsi <b>Długikąt</b> na odpoczynek. Wieś niewielka przytyka do „bieli” tj. bagna. Kilkanaście chałup zaledwie, sołtys zajął się naszem zakwaterowaniem. Nie było to łatwe, bo gospodarze w polu, mając po kilka kilometrów do swych niewielkich szmatów ziemi ornej, nie wracają na obiad. Z trudnością we wsi znaleść można było trochę zsiadłego mleka i czarnego chleba. Usiedliśmy w niewielkim ogrodzie, w którym kilka olch i brzóz daje nieco cieniu. Drzew owocowych nie widać na Kurpiach, sadków niema.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W cieniu drzew sołtys nas bawi rozmową. Napozór wieś bogata. Gospodarze mają po 70-90 morgów, ale z tego zaledwie 10-15 morgów ziemi ornej, a reszta „biel” czyli bagnista łąka, z której nawet siana zebrać nie można, gdy przyjdzie rok mokry. Teraz oto już drugie lato nie można nic zebrać. Zeszłoroczne kopki siana jeszcze do dziś nie zebrane, stoją na niedostępnych mokradłach, tegoroczne – woda zabrała. Ciężki los dotknął Kurpiaków, wielkie musi być przywiązanie do ziem tych, którzy masowo muszą emigrować do Ameryki, a po uzbieraniu trochę grosza wracają, aby znów na rodzinnej, choć niewdzięcznej roli pracować dla przyszłych pokoleń.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Po krótkim wypoczynku jedziemy przez <b>Kadzidło</b>, niewielkie miasteczko zniszczone w czasie wojny światowej, ale już odbudowane – aż do <b>Siarewłąki</b><span style="font-size: x-small;">[2]</span>, gdzie stajemy na nocleg.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Gospodarz, miły staruszek, wrócił przed wojną z Ameryki i w miejsce spalonej w czasie wojny chałupy, wybudował sobie wcale ładne osiedle. Izba duża, przestronna, w izbie piec kuchenny, na którym się nigdy nie pali, bo kuchnia jest oddzielnie, talerze i miski malowane w barwne kwiaty, w ten sam sposób pozatykane łyżki, na ścianie na gwoździach rzędem wiszą kabki kwieciste, świadczące o zamożności domu. Wzdłuż ścian ławy i ławki, w kącie pomiędzy oknami stół przykryty serwetą, nad nim święte obrazki, z sufitu zwiesza się pająk misternie zrobiony z bibułki i słomek. Pyta, co trzeba przyrządzić. Jajecznica i mleko, to przysmaki, które zastąpią nam wieczerzę. Po podwórzu krzątają się chłopaki, jeden już „za dwa roki” do wojska pójdzie, patrzą się na żołnierzy ciekawie. Obaj przyszli na świat w Ameryce, a znać to po nich, bo pracują szybko, składnie. Ojciec, mając gości, chce przerwać robotę, ale chłopaki nie chcą, robota pali im się w garściach. „Jeszcze raz obrócimy” i jadą po zboże, które zwozić trzeba, póki pogoda dopisuje.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Nazajutrz jesteśmy w <b>Myszyńcu</b>, stolicy Kurpiów. Nędzna mieścina, zniszczona w czasie wojny, choć częściowo odbudowana. W chwili, gdyśmy wjeżdżali do miasteczka, właśnie kończyła się tam jakaś uroczystość. Straż pożarna w pełnej gali przedefilowała obok nas oddając nam honory wojskowe. Przed kościołem rozchodzi się publiczność do domu. To obchód 5 rocznicy oswobodzenia Myszyńca od bolszewików! Niestety, spóźniliśmy się na tę uroczystość.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Po krótkim postoju w Myszyńcu jedziemy dalej, by na noc stanąć w nadgranicznej wiosce – w <b>Dąbrowach</b>. W oddali widać wieżę kościoła w <b>Fridrichshofe</b><span style="font-size: x-small;">[3]</span> już za granicą. Tuż za rogatką bawią się dzieci. Słucham – mówią po polsku. Dzieci mazurskie, oderwane od macierzy, nie mają nawet świadomości, że należą do narodu polskiego. Do rogatki prowadzi śliczna szosa, zbudowana przez Niemców a już za rządów polskich odnowiona. Pomiędzy rogatkami szosa zarosła trawą bo jej nikt nie konserwuje, a ruchu prawie niema.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Granica pruska zaznacza się wyraźnie dachami murowanych domów, świeżo odbudowanych po wojnie. Niemcy wszystko umieją robić na pokaz. To też pas nadgraniczny w promieniu 7 klm. odbudowano wspaniale, aby sąsiednich Kurpiów olśniewać swoją „Wirtschaft”. Ale Kurpie znają się na farbowanych lisach.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Nazajutrz jedziemy dalej wzdłuż granicy. Droga gdzieniegdzie wypada zaledwie o kilkanaście metrów od granicy. Spotykamy naszych strażników celnych, a po tamtej stronie jakby nie było nikogo. Granica oznaczona dawnemi słupami niemiecko-rosyjskiemi i dawne orły carskie, zamalowane jedynie białą farbą jeszcze prześwitują pod literami P. (Polska) i D. (Deutschland). Nie wiem od kogo to zależy, ale możnaby te słupy graniczne zmienić, bo Niemcy nie pragną zatarcia swego orła cesarskiego, ale dla nas orzeł rosyjski, prześwitujący pod literą „P” nie może być miły.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Przez dłuższą połać lasu dojeżdżamy wreszcie do ustronnej wioski <b>Leman</b>. Malowniczo położona na skraju lasu, wśród wzgórz nad Turoślą, zdawałoby wzięła nazwę od szwajcarskiego Lemanu. Historja tej wioski jest jednak nieco inna. Dawno już „jeszcze za czasów dawnej Polski” przywędrował tu jakiś Lemański z Nowogrodu nad Narwią i założył fabrykę żelazną. Przy fabryce powstała wioska, którą nazwał od swego nazwiska – Lemanem. Później fabrykę przeniesiono do sąsiedniego <b>Wądołku</b> na Mazurach pruskich, gdzie do dziś jej ruiny się znajdują, a Leman został i do dziś głównie przez Lemańskich jest zamieszkały.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W Lemanie dostaliśmy kwaterę na skraju lasu u gospodarza, co całą wojnę był żołnierzem armji rosyjskiej, siedział u Niemców w niewoli, i wrócił dopiero na krótko przed najazdem bolszewików. To też gdy bolszewicy uciekając przechodzili przez Leman, żyłka żołnierska w nim się odezwała, chwycił karabin i strzelał. Jak mówi, ostrzegał d-cę batalionu, który w Lemanie stał, że niebezpieczeństwo groźne, bo cała dywizja kozacka tu wali, a jeden bataljon mu się nie ostoi. I tak się stało. Bataljon ten, zdaje się z pułku kowieńskiego dywizji litewsko-białoruskiej został wycięty, a schwytanych jeńców bolszewicy rozebrali do naga i szablami wysiekli. Nim pomoc nadeszła, przekroczyli granicę i znaleźli bezpieczne schronienie w Prusach. Groby pomordowanych żołnierzy i kilku mieszkańców cywilnych Lemanu, którzy brali udział w walce znajdują się na cmentarzu lemańskim.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Gospodarz nasz ucieszył się wielce, że żołnierzy mógł u siebie gościć, a choć mu ta wizyta nie w porę wypadła, bo właśnie zajęty był pieczeniem chleba w izbie, którąśmy zajęli, za nic nie chciał ustąpić twierdząc, że takiej izby i stajni dla koni nie znajdziemy nigdzie. Gospodarz zamożny, bo ma 20 morgów ornego w jednym kawałku, obejście duże, ogród i pszczoły. Chciał sadzić drzewa owocowe, ale twierdzi, że grunt niepodatny. Gorsza ziemia niż tam za kordonem w Wądołku, <b>Dziadkach</b> czy <b>Karpie</b>. Bywa tam czasem, sąsiadów zna, boć to chłopy polskie, mazurskie, po polsku mówią, choć po niemiecku myślą. Jak był plebiscyt, to wszyscy głosowali „na Niemca”, bo się bali, że się mścić będzie, jeden tylko głosował za Polską, choć Niemiec jest, ale z Polaków pochodzi i chciał zmyć grzechy ojców, którzy go po polsku nie nauczyli. Bogaty jest więc Niemców się nie boi. Toć to tak blizko, gdyby w 1919 r. nie czekać było, ale pójść naprzód, to aż za <b>Jańsbork</b><span style="font-size: x-small;">[4]</span>, <b>Szczytno</b>, <b>Olsztyn</b> wszystko co polskie można było zająć. Puszcza by poszła, ale nie było nikogo, ktoby ją poprowadził.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Tak oto na pogawędce upłynął miło wieczór w chatce kurpiowskiej, a nazajutrz przez bagna Barbarki, lasy, mokradła doszliśmy do wschodniego kraju puszczy, przekraczając Pissę. Tu już krajobraz się zmienia zupełnie, wyżyną między Pissą a Biebrzą ma całkiem innym charakter.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Trzydniowa podróż przez puszczę była skończona. Z żalem opuszczałem Kurpiów. Tu w tej wolnej ziemi, która prócz króla nie znała pana, niema do dziś dnia ani jednego dworu. Puszcza siedzi ławą, jest sobie tylko panem i do dziś czci majestat Rzeczypospolitej, witając uśmiechem i ukłonem przejeżdżającego żołnierza z własnej ochoty, z przywiązania do munduru, który reprezentuje majestat państwa. Tu każdy rad jest ugościć żołnierza, pieniędzy nie chce, bo mleka czy chleba sam nie kupuje, rad jest że może przyjąć u siebie, jak gościa. Takiej gościnności jak na Kurpiach nie spotyka się w innych okolicach kraju. A chłop to biedny, mało ma ziemi i ciężka ziemia dużo wymaga pracy, a mało daje z siebie.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">A puszcza? Puszcza jest właściwie legendą. Lasów już niema. Są niewielkie połacie lasu poprzerzynane bagnami i błotami, wytrzebione i wycięte przez Niemców na wielkiej przestrzeni przylegając do ogromnych lasów puszczy Jańsborskiej cudownie utrzymanej i pielęgnowanej przez tychże Niemców. Puszczy, w znaczeniu wielkich lasów już niema, ale istnieje lud puszczański, pełen patrjotyzmu i rycerskiego ducha, o którym mało się wie i pisze, bo puszcza nie jest i nie może być modnem letniskiem – to też nikt się nim nie interesuje, choć na szersze zainteresowanie ze wszechmiar zasługuje.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;">– KONIEC –</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">____________</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: x-small;">Przypisy:</span></b></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[1] Pisa (przyp. Ł. G.)</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[2] Siarcza Łąka (przyp. Ł. G.)</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[3] Friedrichshof – po 1945 r. Rozogi (przyp. Ł. G.)</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">[4] Jańsbork – po 1945 r. Pisz (przyp. Ł. G.)</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: x-small;">Źródło</span></b><span style="font-size: x-small;">: „Polska Zbrojna” nr 261 z 23 IX 1925; nr 262 z 24 IX 1925.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><b>Oprac. Łukasz Gut</b></div><div><div></div></div>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-16821051454270772392021-02-04T07:18:00.004-08:002021-02-07T11:22:50.582-08:00Karaska – historia torfem pisana<div style="text-align: justify;"><b><i>Nie masz podobno w teraźnieyszym Królestwie Polskim smutnieyszey okolicy nad puszczę Myszeniecką, dawniey starostwo Ostrołęckie dziś ekonomią koronną Ostrołęka składaiącą. Nieuyrzysz tam tylko wydmy piaszczyste, obszerną przestrzeń ziemi lotnym piaskiem zasypaną, i do uprawy mniej zdatną. Bagna błotniste, i lasy nikczemne, bo na lichym gruncie nawet sosnowe drzewo tępo, i krzywo rośnie</i><span style="font-size: x-small;">[1]</span> – tak opisywał Wincenty Hipolit Gawarecki kurpiowski krajobraz około 1830 roku, wskazując jego charakterystyczne cechy. Zwykle skupiamy się na „lasach nikczemnych”, a tymczasem nie brakowało w przeszłości na Kurpiach również lotnych piasków i licznych bagien, jakby mniej oświetlonych przez historyków<span style="font-size: xx-small;">[2]</span>. Poniższy tekst dotyczy torfowiska Karaska, które obecnie jest jednym z największych w Polsce torfowisk wysokich typu kontynentalnego<span style="font-size: x-small;">[3]</span>.</b><br /><br /><i>Torfowisko powstało w bezodpływowej niecce na skutek wytopienia się tutaj na przełomie plejstocenu i holocenu warstwy wiecznej zmarzliny</i><span style="font-size: x-small;">[4]</span>. Niniejszy artykuł nie dotyczy jednak najdawniejszej przeszłości torfowiska Karaska, a w skali tak długiej historii jest jedynie wycinkiem z dziejów najnowszych. Przypomnijmy kilka obrazów z XIX i XX w., w których pojawia się bagno Karaska.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>1806 rok</b></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><i>Karaska</i> to nazwa zarówno torfowiska, jak i jeziora oraz późniejszej osady. Trzeci rozbiór Rzeczypospolitej okazał się nową epoką dla mieszkańców Puszczy Kurpiowskiej. Od 1797 r. torfowisko Karaska znalazło się w granicach nowej jednostki administracyjnej – Prus Nowowschodnich (<i>Neuostpreussen</i>). Osada Karaska powstała w 1806 r., kiedy to rząd pruski nadał menonicie Piotrowi Schultzowi <i>90 m. (19 lasu, reszta bagien) gruntu nad bagnem z prawem kolonizacyi</i><span style="font-size: xx-small;">[5]</span>. Dlaczego menonita Schultz został sprowadzony w okolice bagien Karaska? Możemy się domyślać, iż miało to związek z legendarnymi wręcz umiejętnościami gospodarowania menonitów (zwanych też olędrami) na podmokłych terenach<span style="font-size: x-small;">[6]</span>. Tym samym byłaby to pierwsza data, z którą można skojarzyć początki zainteresowania zagospodarowaniem bagien Karaska w XIX wieku. Tak późne, jak na resztę puszczy osadnictwo, można chyba łączyć z trudnymi warunkami, które bez wątpienia pierwsi osadnicy musieli napotykać. Franciszek Piaścik podawał nawet Karaskę jako przykład wsi o z góry ograniczonych możliwościach rozwoju<span style="font-size: x-small;">[7]</span>. Wiemy, że osada ta w 1827 r., a więc po dwudziestu latach od jej założenia, liczyła 13 mieszkańców, a w 1878 r. 26 osób<span style="font-size: x-small;">[8]</span>. Gawarecki, podając stan liczebny poszczególnych wsi, wymienia przy okazji Karaski jednego kolonistę. Na „obcy element” w Karasce zwrócił uwagę cytowany Piaścik, piszący: <i>Nazwiska gospodarzy zamieszkałych w Karasce w r. 1881: Józef Koziatek, Agata Koziatek, Józef Szulc i Michał Glazer wskazują na obecność osadników obcego pochodzenia</i><span style="font-size: x-small;">[9]</span>. Czy Józef Szulc był potomkiem Piotra Schultza, a wymienieni osadnicy byli również menonitami? O tym źródła milczą.<br /><br />Tyle o samej miejscowości. Skupmy się na torfowisku. Mówienie o puszczy (w sensie formacji roślinnej) w stosunku do Kurpiowszczyzny na przełomie XVIII i XIX wieku jest – jak wykazał Marcin Tomczak – pewną przesadą. Bliższe prawdy na temat ówczesnego krajobrazu jest określenie „pustynia kurpiowska”. Twórca tego określenia słusznie jednak podkreśla, że dla dawnej Kurpiowszczyzny charakterystyczna była przede wszystkim duża różnorodność środowiska naturalnego<span style="font-size: x-small;">[10]</span>. Pośród tej różnorodności, zauważamy istotną rolę bagien, które stanowiły ważny wyróżnik omawianego terenu. W lustracji starostwa ostrołęckiego z 1789 r. czytamy m.in. o Kadzidle, jak to <i>oprócz piasków, zarośli, i lasów (…) ta wieś niema innych gruntów więcey tylko bagna</i>, a o Myszyńcu, iż <i>grunta ta wieś ma piasczyste i bagniste, borów żadnych, prócz zarośli, mniey zdatnych</i><span style="font-size: x-small;">[11]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTxN-5PcgbbKe06P0YrfwTU5skDzDLOgFnh-yZM8giYJS8mc0daWq7d8MohBbOe5g73ImA3odBOdOcgNHtlN4Qzz0P7MkhsmVWggUtNLIl09fua_sJPIS79Jf2Jhs_Al12SgGfw5BLCoio/s764/Topographische.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="472" data-original-width="764" height="397" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTxN-5PcgbbKe06P0YrfwTU5skDzDLOgFnh-yZM8giYJS8mc0daWq7d8MohBbOe5g73ImA3odBOdOcgNHtlN4Qzz0P7MkhsmVWggUtNLIl09fua_sJPIS79Jf2Jhs_Al12SgGfw5BLCoio/w640-h397/Topographische.JPG" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">(Fragment mapy Topographisch-Militärische Karte vom vormaligen Neu Ostpreussen, oder dem jetzigen Nördlichen Theil des Herzogthums Warschau, nebst dem Russischen Distrikt, 1:150 000)</span></span></td></tr></tbody></table><br /><div style="text-align: justify;">Na mapie obrazującej stan na koniec XVIII w., przedstawiającej obszary puszczy jako część Prus Nowowschodnich, widzimy, że bagno Karaska (Karaska Bruch), otoczone lasami, znajdowało się pomiędzy wsiami Piasecznią, Kierzkiem, Kopaczyskami i Olszynami. Na obszarze torfowiska widoczne było również małe jezioro, o którym wspomina m.in. Wincenty Pol, piszący, iż <i>wśród błot Karaska – pomiędzy Rozogą a Omulewem – w puszczy Myszynieckiej, przy wsi Piaseczna – rozlało się jezioro Karaska, około 15 morgów powierzchni zajmujące</i><span style="font-size: x-small;">[12]</span>. Jezioro Karaska było jednym z licznych jezior, dziś wyschniętych, które znajdowały się w granicach puszczy, takich jak m.in. Serafin, Łacha, Otok i Burawe<span style="font-size: x-small;">[13]</span>. Ich zanikanie było zauważalne już przed 1939 rokiem<span style="font-size: x-small;">[14]</span>. Pruska mapa pokazuje to, co na temat Kurpiowszczyzny odnotowała literatura geograficzna w XIX stuleciu, a więc znaczną ilość mokradeł i trzęsawisk. Jeszcze w międzywojennej Polsce szacowano zabagnienie puszczy na 20%, choć zauważono zmniejszanie się tego obszaru<span style="font-size: x-small;">[15]</span>. Według Haliny Radlicz, największe torfowiska wówczas znajdowały się we wschodniej i zachodniej części Kurpi, a do ciekawszych należały jej zdaniem m.in. torfowisko ciągnące się wzdłuż kanału Turoślańskiego, bagno Kaczory, torfowisko leżące pomiędzy wsiami Serafinem a Pupkowizną i Szeroka Biel[16].<br /><br /></div><div style="text-align: justify;"><i><b>Karaskę błoto osuszyć!<br /></b></i><b><i><br /></i></b>W cytowanej wyżej pracy W. H. Gawarecki twierdził: <i>Z między licznych bagien, nayznacznieysze iest zwane Karaska, między wsiami Olszynami, Kopaczyskiem, Kierzskiem, i Glebą, na mile długie, a przeszło ćwierć mili szerokie, za spuszczeniem wody do rzeki Omulwi, mogłoby bydź osuszone, i w użyteczne łąki obrócone</i><span style="font-size: x-small;">[17]</span>. Myśl osuszenia bagien pomiędzy Piasecznią a Olszynami towarzyszyła dziejom torfowiska w kolejnych latach. Tym bardziej, że, jak widzimy na <i>Topograficznej Karcie Królestwa Polskiego</i> (wykonana w latach 20-30. XIX wieku), <i>Karaska błoto</i> wyglądało podobnie, jak w końcu XVIII w.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoDSJ5ZOiv14Gh1uwcwGKPxKORzGuWyD1xyETacaYBhQXqSWDPaNBeJA__c6NMKjRBQrem1D0iixpuie4Rx8zPnJu3c9f5R5k5N2HlroFuz1uJc-EBk68YWbLXPoEyLwksg8kO8Yk80vZn/s1384/topograficzna+karta.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="997" data-original-width="1384" height="462" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoDSJ5ZOiv14Gh1uwcwGKPxKORzGuWyD1xyETacaYBhQXqSWDPaNBeJA__c6NMKjRBQrem1D0iixpuie4Rx8zPnJu3c9f5R5k5N2HlroFuz1uJc-EBk68YWbLXPoEyLwksg8kO8Yk80vZn/w640-h462/topograficzna+karta.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Fragment mapy Topograficzna Karta Królestwa Polskiego, Kol. IV. Sek. I., 1:126 000)</span></td></tr></tbody></table><br /><div style="text-align: justify;">Ideę osuszenia podejmowała administracja Królestwa Polskiego, a konkretniej Komisja Rządowa Przychodów i Skarbu. Już w 1845 r. planowano osuszenie bagna Karaska, na co chciano przeznaczyć 1570 rubli<span style="font-size: x-small;">[18]</span>. Jak informował nadleśny Jan Nieciengiewicz, w latach 1852 i 1854 <i>przedsięwzięto osuszenie bagna Karaska, dla dania sposobności zarobkowania tutejszej ludności do utrzymania życia</i>, gdyż były to tzw. głodne lata<span style="font-size: x-small;">[19]</span>. Bagno, według Nieciengiewicza, miało dwie wady: z jednej strony było po prostu bezużyteczne, a z drugiej, <i>z powodu zepsutych swych wyziewów</i>, niekorzystnie oddziaływało na zdrowie ludzi i zwierząt domowych. Ze szkodliwych oparów zdawano sobie sprawę nie tylko w przypadku Karaski. Podobnie w XIX wieku pojmowano problem np. w stosunku do rzeki Orzyc<span style="font-size: x-small;">[20]</span>.<br /><br />Karaska została w części osuszona, a okoliczni Kurpie mieli od tej pory możliwość użytkowania powierzchni torfowiska jako łąk i pastwisk<span style="font-size: x-small;">[21]</span>. Osuszenie polegało na wykopaniu kanału i rowów odprowadzających wodę z samego jeziora Karaska do rzeki Omulew<span style="font-size: x-small;">[22]</span>. Problem techniczny, jaki wiązał się z wykopanym kanałem, sprowadzał się do tego, że bieg wody <i>napotykał pokłady skaliste, potrzebujące znacznej siły do przebicia</i><span style="font-size: x-small;">[23]</span>. Kanały wykopane w latach 50. i 60. wykopano nie tylko dla osuszenia Karaski. W tym samym czasie powstały kanały na jeziorze Serafin<span style="font-size: x-small;">[24]</span>. Na lata 1839-1862 przypadały nie tylko pierwsze melioracje. Starano się poradzić sobie w omawianym okresie z licznymi wydmami piaskowymi, w czym pomóc miało zalesianie, które nie zawsze dawało pożądane skutki, czasami chyba nie bez winy samych Kurpiów<span style="font-size: x-small;">[25]</span>.<br /><br /><b>Do pieca torf zamiast drewna<br /><br /></b>Karaska w latach 1918-1939 stała się jednym z niewielu miejsc na Kurpiach, gdzie można było podziwiać dobrze zachowaną – jak na resztę Kurpiowszczyzny – faunę. To tutaj licznie występowały dzikie kaczki, co potwierdza ks. Władysław Skierkowski<span style="font-size: x-small;">[26]</span>. Bywały także – jak określał je Chętnik – „żmije jadowite”, czyli najpewniej żmije zygzakowate (<i>Vipera berus</i>)<span style="font-size: x-small;">[27]</span>. Jeśli chodzi o roślinność, notowano bagno zwyczajne (<i>Leudum palustre L.</i>), borówkę bagienną, zwaną też łochynią (<i>Vaccinium uliginosum L.</i>) i żurawinę błotną (<i>Vaccinium Ozycoccos L.</i>), a do tego liczne mchy torfowe i karłowatą sosnę<span style="font-size: x-small;">[28]</span>.<br /><br /></div><div style="text-align: justify;">Nieszczęśliwie dla Karaski wyglądały pierwsze lata w niepodległej Polsce. Od wiosny 1921 r. panowała na Kurpiowszczyźnie susza, <i>powysychały błota, źródła, strumienie i całe rzeki</i>. W wyniku suszy powysychały w znacznym stopniu także torfowiska, w tym Karaska. Pożary, które objęły torfowiska, (czemu oczywiście sprzyjała wspomniana susza) Adam Chętnik wiązał z nieostrożnym posługiwaniem się ogniem<span style="font-size: x-small;">[29]</span>.<br /><br /><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjV_6kmNjNm0hMWm0NCE0UIKFdpb7r0T3ZH_Ep7pho8JvW2AfaVe3OY8qId7Y-fcn0FjG5R-wqaQ8zrbDnVh6JBK1qPRorwt3xR0j8YFFIJ5RFXIRAv8h8fiz9Mo6yOFCnrGS7l-63LPn3u/s1383/mapa+operacyjna+polski.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="922" data-original-width="1383" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjV_6kmNjNm0hMWm0NCE0UIKFdpb7r0T3ZH_Ep7pho8JvW2AfaVe3OY8qId7Y-fcn0FjG5R-wqaQ8zrbDnVh6JBK1qPRorwt3xR0j8YFFIJ5RFXIRAv8h8fiz9Mo6yOFCnrGS7l-63LPn3u/w640-h426/mapa+operacyjna+polski.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">(Fragment mapy Mapa operacyjna Polski, 1932, 1:300 000)</span></span></td></tr></tbody></table><br /><div style="text-align: justify;">3 sierpnia 1921 r. wybuchł pożar torfowiska Karaska, trwający przynajmniej kilka dni. Jak relacjonowano, <i>torf, którego pokład dochodzi tu do kilku metrów, utworzył jedno morze piekielnego gorąca, a paląc się w ziemi, sprawia, iż rosnący na nim las sosnowy i brzozowy wali się w ogień, powiększając pożar wielokrotnie</i><span style="font-size: x-small;">[30]</span>. Straty określane jako „miljonowe”, dotknęły mieszkańców okolicznych wsi. <i>Ludzie z wiosek sąsiednich uciekają z dobytkiem, spalił się już jeden dom, ogarnięty przez płomienie. Dym wielki i cuchnący zasłał całą okolicę na dużej przestrzeni. Dziwna w tym wypadku była obojętność władz miejscowych; do ognia – jak powiada ludność miejscowa – dowiadywał się codziennie policjant z Kadzidła – i to narazie wystarczało. Dopiero w kilka dni później (w poniedziałek 8 VIII) spędzono ludność z wiosek do pobliskich, do tłumienia ognia</i><span style="font-size: x-small;">[31]</span>. Skądinąd można przypuszczać, że największe zniszczenia dotknęły najprawdopodobniej zachodnią część bagna, pokrytą „spalonym lasem karłowatym”<span style="font-size: x-small;">[32]</span>.<br /><br /></div><div style="text-align: justify;">Odrodzona Rzeczpospolita poszukiwała wpływów do skarbu, w związku z czym we wczesnych latach dwudziestych zwrócono uwagę na torfowiska. W 1919 r. utworzony został Instytut Torfowy, mający zajmować się m.in. badaniami, inwentaryzacją i opracowywaniem zasad eksploatacji torfowisk. Już w latach dwudziestych Karaska była jednym z najlepiej zbadanych mokradeł przez Instytut Torfowy<span style="font-size: x-small;">[33]</span>. W sprawozdaniu Najwyższej Izby Kontroli za rok 1923, czytamy o możliwościach utworzenia przedsiębiorstwa zajmującego się pozyskiwaniem torfu. Szacowano, iż surowa masa tego surowca wynosiła na terenie Karaski 19 550 000 m3, z czego można było otrzymać 2 463 000 ton „średnio wysuszonego” torfu<span style="font-size: x-small;">[34]</span>. Zabiegi o to, by podjąć eksploatację torfowiska, rozpoczął Zarząd Okręgowy Lasów Państwowych w Siedlcach, planując na 22 maja 1923 r. „rozprawę ofertową” i wzywając <i>Osoby, Spółki i Firmy do składania ofert</i><span style="font-size: x-small;">[35]</span>.<br /><br />Mimo, że na większą skalę torf zaczęto kopać w Karasce po II wojnie światowej, należy stwierdzić, że na myśl o wykorzystaniu terenu natrafiamy już w 1908 roku, gdy jeden z Kurpiów pisał o Karasce: <i>Teren należy do rządu, który chętnie jednak wydzierżawiłby go dla eksploatacji. Bliższych szczegółów w tej sprawie chętnie udzieli pan Władysław Teplicki, aptekarz w Myszyńcu</i><span style="font-size: x-small;">[36]</span>. Podobnie w koncepcjach wysuwanych po 1918 r. zdawano sobie sprawę z potencjału torfowiska. U progu niepodległości stwierdzano, że złoża Karaski mogłyby dostarczać opału na popęd elektrowni nawet przez kilkadziesiąt lat<span style="font-size: x-small;">[37]</span>. Do kopania torfu zachęcano na łamach „Gościa Puszczańskiego”, wskazując, iż należy dać „odpocząć” lasom zniszczonym w czasie I wojny światowej na rzecz torfu, który może zastąpić drewno jako opał<span style="font-size: x-small;">[38]</span>. Ksiądz Skierkowski twierdził podobnie i dodawał, że torf z Karaski jako materiał opałowy mógłby na wiele lat służyć w powiecie ostrołęckim<span style="font-size: x-small;">[39]</span>. 800 ha torfowiska mogłoby, jak sądzono, dać zarobek dla okolicznej ludności<span style="font-size: x-small;">[40]</span>. W okresie międzywojennym podjęto próby wydobywania torfu. Spółdzielnia budowlana z Dylewa, która w głównej mierze zajmowała się produkcją cegły, 2 września 1924 r. zawarła umowę z Nadleśnictwem Ostrołęckim na eksploatację torfu z Karaski na trzy lata, do 2 września 1927 r. <i>za opłatą tenuty dzierżawczej w wysokości 30 groszy od 1 m3 wydobytego torfu. Prawo eksploatacji powyższego torfowiska Spółdzielnia odstąpiła Apolinaremu Sobiechowi na przeciąg 2-ch lat za opłatą 20m3 torfu rocznie</i>. Spółdzielnia na wydobyciu torfu poniosła ponad 500 zł straty, wobec czego dalszej eksploatacji zaniechano. <br /><br />Jako, że Karaska nadal nie była wykorzystana na większą skalę do wydobycia torfu, proponowano zainteresować tym terenem rząd. Taką myśl przedstawił w 1928 r. starosta ostrołęcki Henryk Bieńkiewicz, twierdząc, że obszar ten należałoby przekazać Ministerstwu Reform Rolnych do parcelacji i wydobywać torf na opał. W dalszej kolejności – proponował starosta – powinno się osuszyć mokradła, zamienić je na grunty uprawne, a piaski i nieużytki zalesić. Jak konstatował starosta, <i>Karaska leży wielką plamą na ziemi kurpiowskiej, posiadającej ludność biedną, małorolną lub bezrolną</i><span style="font-size: x-small;">[41]</span>. Jeszcze w 1937 r. sprawa regulacji bagien Karaski i przesiedlenia gospodarujących tam na piaskach Kurpiów była zaliczana do rzędu istotnych projektów czekających na realizację. Wiemy również, iż przed 1939 r. torf z Karaski chcieli eksportować do celów przemysłowych Francuzi<span style="font-size: x-small;">[42]</span>. Różnorodne plany przerwała wojna.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9LZOTyuPFTfEV2xrmVbAunJHjFMpJDibaD3E2UGTDriiMQBCRvEj1Tp6Zr2XYCMxpl_hvqNW0NgWvMMMQVSUilbHHAVXeiQiHPyeAiZ89M86E3HcPc7E051pCBbzEXeTc4IzV5IPOAcUh/s645/torfowisko.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="587" data-original-width="645" height="364" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9LZOTyuPFTfEV2xrmVbAunJHjFMpJDibaD3E2UGTDriiMQBCRvEj1Tp6Zr2XYCMxpl_hvqNW0NgWvMMMQVSUilbHHAVXeiQiHPyeAiZ89M86E3HcPc7E051pCBbzEXeTc4IzV5IPOAcUh/w400-h364/torfowisko.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">(Źródło: „Rynek Drzewny i Przegląd Leśniczy”, 1923, nr 23.)</span></span></td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Już po wojnie, do czerwca 1953 r. prymitywną, ręczną eksploatację torfowiska prowadziła GS „Samopomoc Chłopska”, a następnie wydobywaniem torfu zajął się Zarząd Przemysłu Torfowego, co doprowadziło do znacznie większego wydobycia, a sama kopalnia zatrudniała łącznie 34 pracowników stałych i ok. 100 sezonowych<span style="font-size: x-small;">[43]</span>.<br /><br />Pomysł wykorzystania torfu nie zmieniał jednak istotnie położenia tych okolicznych rolników, którzy uprawiali bagnistą ziemię. Antoni Zadrożny z Kierzka w 1929 r. tak opisywał trudy gospodarowania: <i>Z wiosny pasiemy bydło za pewną opłatą w lesie rządowym, na tak zwanej „karasce”, gdzie za czasów moskiewskich z dawien dawna nasi przodkowie mieli w każdym czasie wolne pastwisko, rozumie się również za pewną opłatą. Obecnie zaś rząd nasz nie chce nam pozwolić paść wcześniej, niż od 12 maja, na czem dużo cierpimy, zwłaszcza mieszkańcy pięciu wiosek: Kierzka-Karaski, Wacha, Piaseczni i Jeglijowca, dlatego, że z powodu lichych łąk nie mamy wystarczającej paszy i zmuszeni jesteśmy wyganiać bydło na pastwisko nieraz już w marcu, aby tylko śniegu i tęgiego mrozu nie było</i><span style="font-size: x-small;">[44]</span>. Pola i łąki na bagiennych terenach nie radziły sobie np. z wiosennymi przymrozkami. <i>Komisja gminna oszacowała w naszej wsi Kierzku 80 na 100 straty w zbożu z powodu przymrozków wiosennych, których nasze torfy i lotne piachy wytrzymać nie mogły</i> – dodawał Zadrożny<span style="font-size: x-small;">[45]</span>. Inny mieszkaniec Kierzka, Aleksander Pieńdak, nie dowierzał zapewnieniom, że torf może być urodzajną ziemią. Swoje poglądy na ten temat wykładał następująco: <i>Trzeba to przyznać, że i torf może być użyteczny już to jako opał, już to jako pastwiska, łąki i pola. Ale pole to nigdy nie będzie urodzajne, chociażby przy dużym nakładzie kosztu i pracy. Pszenicy nie będzie można na torfie uprawiać, jedynie ziemniaki, owiec i inne jarzyny. Najwięksi nawet znawcy nie przemienią torfowisk na pola, na których można uprawiać szlachetne rośliny</i><span style="font-size: x-small;">[46]</span>. Skomplikowane gospodarowanie na torfie według Pieńdaka polegało na tym, że był on <i>w bardzo podłym gatunku: wierzchnią warstwę, dość grubą, stanowi czerwona ruda i żelazo. Podczas deszczów ulewnych robi się błoto, a w czasie posuchy ta czerwona ruda idzie z wiatrem i osiada na trawie, a trawa taka jest niezdrowa dla dobytku. Dlatego też niektóre wsie nie mogą się obyć bez pastwiska w lasach państwowych</i><span style="font-size: x-small;">[47]</span>. W efekcie Kurpie z okolic Karaski nie widzieli alternatywy: <i>Hodowli bydła zmniejszyć nie możemy, bo ziemia nasza jest najuboższa z całej puszczy Kurpiowskiej: same torfy, lotne piachy i wydmy, od których musimy płacić podatki narówni z gospodarzami w innych powiatach</i><span style="font-size: x-small;">[48]</span>.<br /><br />Możemy się domyślać, że bagno mimo wcześniej wykonanej melioracji nie całkiem wysychało, skoro w latach dwudziestych kanał odprowadzający wodę do Omulwi był zarośnięty<span style="font-size: x-small;">[49]</span>. W późniejszym okresie nic już nie wiemy o zarośnięciu owego kanału, ale za to narzekano, że uciekała nim woda, dosłownie „ostatnie kropelki” z okolicznych pól, co powodowało ich znaczne wysuszenie. Mieszkańcy czynili starania o <i>wstrzymanie wody w kanale</i><span style="font-size: x-small;">[50]</span>.<br /><br /></div><div style="text-align: justify;">Karaska nie była jednak tylko terenem walki człowieka z przyrodą. Chętnik pisał: <i>Kto lubi spokój i ciszę, to tego nęci nietylko szum morza, ale i szum lasu, kogo obchodzi bliżej życie wsi i ludu ten na Kurpiach znajdzie napewno dużo miłych zakątków i rzeczy godnych uwagi</i><span style="font-size: x-small;">[51]</span>. Do takich miłych zakątków zaliczał jeziora i bagna, a wśród nich Karaskę, bagno – jak zaznaczał – już nieco podeschnięte. Gwoli prawdy powiedzmy, że ciekawsze dla wybitnego etnografa wydawało się chyba jezioro i torfowisko Serafin, któremu poświęcał więcej miejsca w swych pracach. Nie wiemy, jakimi trasami wędrował będąc przewodnikiem wycieczek organizowanych przez Polskie Towarzystwo Krajoznawcze, ale być może nie omijał Karaski<span style="font-size: x-small;">[52]</span>.<br /><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>Złoża bursztynu</b><br /><br /></div><div style="text-align: justify;">Z bagien Karaski wykopywano poroża jeleni i łosi, a także kości zwierzęce<span style="font-size: x-small;">[53]</span>. Ale nie tylko to można było znaleźć w torfie. Podobnie jak w wielu innych miejscach regionu, również błota Karaski mieściły duże pokładu bursztynu, którego wykopywaniem zajmowali się Kurpie. Zresztą to właśnie na mokradłach kopano zwykle bursztyn, trafiający potem m.in. na sprzedaż do Prus, do miast lub na kadzidło do kościołów<span style="font-size: x-small;">[54]</span>. W XIX wieku bursztyn według Adama Chętnika kopano w 31 miejscowościach powiatu ostrołęckiego i w 13 powiatu przasnyskiego. Jantar znajdowano m.in. w nieodległych od Karaski Kopaczyskach i Piaseczni<span style="font-size: x-small;">[55]</span>. Już w 1838 r. Józef Haczewski pisał: <i>W leśnictwie Ostrołęckiem jest bagno Karaska zwane, obfitujące w bursztyn; dogodną byłoby rzeczą osuszyć go za pomocą kanałów</i><span style="font-size: x-small;">[56]</span>. W prasie pisano, że Karaska znana jest nie tylko jako torfowisko, ale też dzięki temu, że w okolicy znajdowało się dużo bursztynu<span style="font-size: x-small;">[57]</span>. Rzeczywiście, chyba można wierzyć Haczewskiemu, skoro wg Chętnika <i>nad Karaską (bagnem) wykopali raz ludzie kawał pięknego bursztynu wielkości «pół cegły». Za bursztyn ten handlarz dał im 46 rb., a musiał sam na tym zarobić</i><span style="font-size: x-small;">[58]</span>.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi11cP5Yy8D-igIY1yHapJDZCaHcqgEBBPCGgzcWsdO97qMZtqRNbjVuSaa-xnKTLHnotCIU9bad5-U2LCO4NCZfCiOfgoC-OIR3mAvxPpRsguCKnb3ZAaKT0bJEpJr9ckXkHWLrvVxZCNj/s734/poro%25C5%25BCe.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="734" data-original-width="388" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi11cP5Yy8D-igIY1yHapJDZCaHcqgEBBPCGgzcWsdO97qMZtqRNbjVuSaa-xnKTLHnotCIU9bad5-U2LCO4NCZfCiOfgoC-OIR3mAvxPpRsguCKnb3ZAaKT0bJEpJr9ckXkHWLrvVxZCNj/w211-h400/poro%25C5%25BCe.jpg" width="211" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">(Poroże jelenia wykopane w torfie w powiecie ostrołęckim. Fot. A. Chętnik. Źródło: A. Chętnik, Z Zielonej Puszczy, „Ziemia”, 1914, nr 3)</span></span></td></tr></tbody></table><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>1863 –1915 – 1948</b><br /><br /></div><div style="text-align: justify;">Na Karaskę spójrzmy wreszcie jako na miejsce, którego nie unikała „wielka” historia. Podmokłe tereny bagna bywały niemym świadkiem wydarzeń z czasów powstania styczniowego i obu wojen światowych. Nie rozwodząc się szerzej nad tym tematem, zasygnalizujmy jednak tytułem przykładu, że naczelnik wojenny powiatu przasnyskiego raportował w sierpniu 1863 r. o swoich działaniach wobec Rosjan: <i>Widząc, że nieprzyjaciel ściga nas po lewej stronie Omulwi, a nie po prawej, jak przypuszczaliśmy, przeprawiliśmy się znowu i stanęli we wsi Kieszek. Wysłany podjazd doniósł o 5ej rano, że nieprzyjaciel znajduje się w Brodowych Łąkach i naprawia most na rzece. Wkrótce potem zaczęła się przybliżać do Kieszka jego straż przednia: cofnąłem się więc przez Karaska błoto i śpiesznym marszem przybyłem do Piaseczna (w Ostrołęckie) o 10ej rano</i>. Nie bez znaczenia przy ciągłym marszu musiało być dodatkowe utrudnienie w postaci podmokłego gruntu, gdyż dalej w raporcie czytamy, że <i>znużenie w oddziale było ogromne</i>, a towarzyszył temu na domiar złego głód<span style="font-size: x-small;">[59]</span>.<br /><br />Okolice torfowiska były również znaczną przeszkodą wojenną w latach I wojny światowej. Operujące tu wojska niemieckie często w kronikach pułkowych zwracały uwagę na „bagno Karaska”. W okolicach uroczyska miały miejsce zacięte starcia w lutym 1915 r., a pobliska wieś Kierzek przechodziła kilka razy z rąk do rąk<span style="font-size: x-small;">[60]</span>. Walki odbywały się w dość malowniczej scenerii, co zauważyli niemieccy kronikarze: <i>Wieczorem, gdy kula słońca opadała na płomiennym czerwonym zachodnim niebie, chór tysiąca żab, które zamieszkiwały Bagno Karaska rozpoczynał swój głośny śpiew, a w jego monotonną melodię dziwnie wplatało się grzechotanie karabinów maszynowych i pomruk armat</i><span style="font-size: x-small;">[61]</span>. W okolicach Karaski życie straciło wielu żołnierzy walczących w mundurach niemieckich i rosyjskich, w tym liczni Polacy, którzy musieli wtedy walczyć w obu wrogich sobie armiach, a ślad po tym stanowiły i stanowią <i>mogiły około bagna gęsto rozsiane</i> i zapomniane na łąkach oraz w lasach, a także na licznych cmentarzach<span style="font-size: x-small;">[62]</span>. Cmentarze wojenne wokół Karaski znalazły się m.in. w Kierzku, Piaseczni i Olszynach<span style="font-size: x-small;">[63]</span>.<br /><br />Przypomnijmy, że II wojna światowa również nie ominęła Karaski. 24 czerwca 1944 r. oddziały Józefa Kozłowskiego „Lasa” i Kazimierza Stefanowicza „Asa” stoczyły na bagnie walkę z niemiecką grupą przeciwpartyzancką, zadając jej znaczne straty i zmuszając ją do odwrotu<span style="font-size: x-small;">[64]</span>. Niedaleko Karaski znajdowała się również już po 1945 r. leśna baza Komendy XVI Okręgu NZW „Orzeł”, rozbita 25 czerwca 1948 r. przez siły KBW, funkcjonariuszy PUBP i MO. W sumie prawie dwa tys. żołnierzy stanęło naprzeciw… piętnastu partyzantów<span style="font-size: x-small;">[65]</span>.<br /><br /><b>Epilog</b><br /><br /></div><div style="text-align: justify;">Obecnie część torfowiska Karaska to istniejący od 2000 r. rezerwat przyrody (pow. 402 ha), ważny obszar na mapie turystycznej (ale czy w pełni wykorzystany?), miejsce sezonowego zarobkowania okolicznej ludności (żurawina!) i wspomnienie dawnej, znacznie bardziej zabagnionej Kurpiowszczyzny. Zakończmy poniższy artykuł, będący punktem wyjścia do badań nad dziejami Karaski, legendą, którą próbowano w latach 60. XIX wieku wyjaśnić dlaczego właśnie w tym miejscu powstało wielkie bagno:<br /><i><br />Podanie ludu twierdzi, także że tu kiedyś istniało miasto, które miało liczne domy i kościół oraz sklepy kupieckie, a w rynku jego było jeziorko pełne karasi. Raz zachciało się dziecku w dzień świąteczny wykąpać się w tem jeziorze, lecz skoro tylko weszło w wodę, wnet utonęło. Matka strapiona żalem po stracie dziecka zaczęła płakać, w rozpaczy zawołała: „bodajeś zapadło takie miasto i to jeziorko!”. Nie długo czekano na spełnienie tego przeklęstwa, bo nazajutrz woda zaczęła być słoną i do picia nieprzydatną, a po kilku dniach miasto zapadło i ustąpiło miejsca wylewom jeziora, które pochłonęło w swych nutach nieszczęsną matkę z wielu innymi mieszkańcami miasta. Po tym wypadku pasterze niejednokrotnie słyszeli żale owej matki po straconem dziecku i przeklinania miotane na miasto i jezioro; słyszeli także w południe i w wieczór dzwonienie na pacierze i ludzkie śpiewy pieśni nabożnych; widzieli przytem w powietrzu nad bagnem Karaską ludzi w bieli ubranych, odbywających procesyą i śpiewających pieśni religijne, którzy znowu nikli w jeziorze, wydając z głębi wody narzekania na ową matkę za przeklęcie miasta i jeziorka</i><span style="font-size: x-small;">[66]</span>.<br /><br />_____________<br /><br /><b>Przypisy:</b><br /></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">*Pierwotnie artykuł ukazał się w magazynie "Kurpie" nr 62. Do niniejszej wersji wprowadziłem drobne poprawki i uzupełnienia. <br /><br />[1] W. H. Gawarecki, <i>Pamiętnik historyczny płocki</i>, t. 2, Warszawa 1830, s. 56-57.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[2] M. Tomczak, <i>Pustynia Kurpiowska. Studium z dziejów krajobrazu Puszczy Zielonej</i>, „Rocznik Mazowiecki”, 2016, t. 27, s. 199-216.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[3] A. Kiczyńska, F. Jarzombkowski, E. Gutowska, K. Kotowska, A. Horbacz, <i>Bory bagienne i torfowiska Karaska PLH140046</i> [w:] <i>Informacja o projektach planów zadań ochronnych dla obszarów Natura 2000 opracowanych w 2012 roku w ramach projektu POIS.05.03.00-00-285/10 "Projekty planów zadań ochronnych dla obszarów Natura 2000 na terenie województw kujawsko-pomorskiego i mazowieckiego": województwo mazowieckie</i>, red. M. Stachowiak, Bydgoszcz 2012, s. 61.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[4] Ibidem.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[5] L. Krzywicki, <i>Karaska</i>, [w:] <i>Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich</i>, t. 3, red. F. Sulimierski, B. Chlebowski, W. Walewski, Warszawa 1882, s. 831.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[6] Osadnictwo olęderskie na ziemiach polskich sięga pierwszej połowy XVI wieku. Zob. M. Targowski, <i>Osadnictwo olęderskie w Polsce – jego rozwój i specyfika</i> [w:] <i>Olędrzy - osadnicy znad Wisły. Sąsiedzi bliscy i obcy</i>, red. A. Pabian, M. Targowski, Toruń 2016, s. 11-26.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[7] F. Piaścik, <i>Osadnictwo w Puszczy Kurpiowskiej</i>, Warszawa 1939, s. 41.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[8] L. Krzywicki, <i>Karaska</i>…, s. 831.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[9] F. Piaścik, <i>Osadnictwo</i>…, s. 29, przyp. 30.; W. H. Gawarecki, <i>Pamiętnik</i>…, s. 69.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[10] M. Tomczak, <i>Pustynia</i>…, s. 212.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[11] W. H. Gawarecki, <i>Pamiętnik</i>…, s. 53, 67.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[12] W. Pol, <i>Puszczaki Mazowsza</i> [w:] <i>Obrazy z życia i natury</i>, seria II, Kraków 1870, s. 247.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[13] A. Chętnik, <i>Puszcza Kurpiowska</i>, Warszawa 1913, s. 13.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[14] Idem, <i>Krótki przewodnik po Kurpiach</i>, Warszawa 1932, s. 27.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[15] J. Miklaszewski, <i>Lasy i leśnictwo w Polsce</i>, Warszawa 1928, s. 492.; H. Radlicz, <i>Studjum morfologiczne puszczy Kurpiowskiej</i>, „Przegląd Geograficzny”, 1935, t. 15, s. 36.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[16] Ibidem, s. 35.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[17] W. H. Gawarecki, <i>Pamiętnik</i>…, T. 2, s. 66.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[18] W. Maleszewski, <i>Osuszanie bagien i łąk błotnych w Królestwie Polskim</i>, „Gazeta Rolnicza”, 1861, nr 14, s. 106.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[19] J. Thugutt, <i>Wydmy w Leśnictwie Ostrołęka</i>, „Rocznik Leśniczy”, 1862, t. 2, s. 49-50. Ustęp o Karasce napisał nadleśny Jan Nieciengiewicz; O głodnych latach decydowały klęski elementarne. Przykładowo, Sąd Administracyjny gubernii płockiej przyznał w 1856 r. całoroczną ulgę podatkową w kwocie 210 rubli ośmiu wsiom powiatu ostrołęckiego, dotkniętym klęską gradobicia. Zob. AGAD, Ogólne Zebranie Warszawskich Departamentów Rządzącego Senatu, sygn. 1/187/0/-/26, s. 85-86.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[20] M. W. Kmoch, <i>Regulacja rzeki Orzyc w pow. przasnyskim w okresie międzywojennym</i>, „Krasnosielecki Zeszyt Historyczny”, 2017, nr 32-35, s. 5.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[21] J. Thugutt, <i>Wydmy</i>…, s. 50.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[22] <i>Listy o gubernii płockiej</i>, „Kronika Wiadomości Krajowych i Zagranicznych”, 1860, nr 108, s. 5.; W. Maleszewski, <i>Osuszanie bagien i łąk błotnych w Królestwie Polskim</i>, „Gazeta Rolnicza”, 1861, nr 26, s. 211.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[23] Ibidem.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[24] A. Chętnik, <i>Jezioro Serafin</i>, „Ziemia”, 1912, nr 39, s. 636.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[25] M. Biernacka, <i>Gospodarka hodowlano-pasterska w Puszczy Zielonej od końca XIX w. do lat pięćdziesiątych XX w.</i>, „Etnografia Polska”, 1959, t. 2, s. 243.; M. Tomczak, <i>Pustynia</i>…, s. 209-210.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[26] W. Skierkowski, <i>Puszcza Kurpiowska w pieśni</i>, t. 1, Ostrołęka 1997, s. 2.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[27] Ze żmii przyrządzali Kurpie nalewkę na spirytusie, polecaną na rany i reumatyzm. Zob. A. Chętnik, <i>Życie puszczańskie Kurpiów</i>, Warszawa 1971, s. 131.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[28] J. Miklaszewski, <i>Lasy</i>…, s. 492.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[29] „Gość Puszczański”, 1921, nr 9, s. 9.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[30] Kurp z pod Ostrołęki, <i>Olbrzymi pożar torfowisk</i>, „Gazeta Poranna 2 grosze”, 1921, nr 222, s. 2.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[31] Ibidem.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[32] L. Tołłoczko, <i>Torfowiska w Polsce</i>, „Przegląd Techniczny”, 1925, nr 29, s. 442; <i>Sprawozdania z posiedzeń</i>, „Przegląd Techniczny”, 1932, nr 25-26, s. 292.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[33] Ibidem.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[34] <i>Sprawozdanie Najwyższej Izby Kontroli o Czynnościach Dokonanych w 1923 r</i>., [T.] 4, Warszawa 1923, s. 438.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[35] <i>Torfowisko Karaska!</i>, „Rynek Drzewny i Przegląd Leśniczy”, 1923, nr 23, s. 11.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[36] Kurp, <i>Z puszczy Myszynieckiej</i>, „Goniec Poranny”, 1908, nr 561, s. 3.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[37] F. Bujak, Z. Pazdro, Z. Próchnicki, S. Sobiński, <i>Polska Współczesna. Geografia - życie gospodarcze - ustrój Państwowy - administracja. Podręcznik szkolny</i>, Lwów 1923, s. 156.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[38] <i>Kopmy torf!</i>, „Gość Puszczański”, 1920, nr 9-10, s. 8.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[39] W. Skierkowski, <i>Rybołówstwo w Puszczy Zielonej</i>, teczka nr 7 (mps, Miejska Biblioteka Publiczna). Za udostępnienie materiału i cenne wskazówki dziękuję Marcinowi Tomczakowi.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[40] <i>Wniosek nagły</i>, „Goniec Pograniczny” 1934, nr 3, s. 2.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[41] Archiwum Akt Nowych, Rada Spółdzielcza w Warszawie, „Jedność” Stowarzyszenie Budowlane w Kadzidle z siedzibą w Dylewie (woj. warszawskie /białostockie/, pow.ostrołęcki), sygn. 4102, Sprawozdanie z rewizji spółdzielni, k. 5.; Archiwum Państwowe w Białymstoku, Urząd Wojewódzki Białostocki 1920-1939, Protokóły zebrań naczelników władz i urzędów I instancji powiatu ostrołęckiego 1927-1933, sygn. 14, k. 8.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[42] „Wiadomości Muzeum Ziemi”, 1939, t. 1-4, s. 192.; <i>Źródła do dziejów Kurpiowszczyzny 1789-1956</i>, red. W. Łukaszewski, Truskaw-Żelazna Rządowa 2020, s. 288.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[43] J. Endrukajtis, <i>Myszyniec</i> [w:] <i>Studia geograficzne nad aktywizacją małych miast</i>, red. K. Dziewoński, M. Kiełczewska-Zaleska, L. Kosiński, J. Kostrowicki, S. Leszczycki, Warszawa 1957, s. 151-152.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[44] A. Zadrożny, <i>Z puszczy Kurpiowskiej, wsi Kierzka w powiecie ostrołęckim</i>, „Gazeta Świąteczna” 1929, nr 2517, s. 4.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[45] Idem, <i>Z puszczy Kurpiowskiej, wsi Kierzka w powiecie ostrołęckim</i>, „Gazeta Świąteczna”, 1930, nr 2579, s. 7.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[46] A. Pieńdak, <i>Z pod Myszyńca w puszczy Kurpiowskiej</i>, „Gazeta Świąteczna” 1929, nr 2522, s. 1.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[47] Ibidem.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[48] A. Zadrożny, <i>Z puszczy Kurpiowskiej, wsi Kierzka w powiecie ostrołęckim</i>, „Gazeta Świąteczna”, 1930, nr 2579, s. 7.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[49] L. Tołłoczko, <i>Torfowiska</i>…, s. 442.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[50] A. Z., <i>Gleba w puszczy Kurpiowskiej</i>, „Gazeta Świąteczna” 1929, nr 2539, s. 7.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[51] A. Chętnik, <i>Krótki przewodnik</i>…,. s. 27.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[52] „Kurjer Poranny”, 1914, nr 166, s. 2.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[53] R. Macura, <i>Ziemia Kurpiów</i>, Kraków 193-, [s. 8]</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[54] A. Chętnik, <i>Z Zielonej Puszczy</i>, „Ziemia” 1914, nr 5, s. 73.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[55] A. Białczak, <i>Zastygłe łzy puszczy kurpiowskiej</i> [w:] <i>Bursztyn jako stymulator turystyki kulturowej</i>, red. J. Hochleitner, Jantar 2009, s. 149-150.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[56] J. Haczewski, <i>O bursztynie</i>, „Sylwan”, 1838, t. 14, s. 369.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[57] Al. M., <i>Błota i bagna w Królestwie Polskiem</i>, „Gazeta Rzemieślnicza”, 1898, nr 36, s. 289.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[58] A. Chętnik, <i>Przemysł i sztuka bursztyniarska nad Narwią</i>, „Lud”, 1952, t. 39, s. 404.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[59] „Czas” 1863, nr 201, s. 2.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[60] J. Czaplicki, M. Karczewska, <i>Cmentarze Wielkiej Wojny wokół Uroczyska Karaska w Puszczy Kurpiowskiej. Stan rozpoznania i ochrony</i> [w:] <i>Cmentarze i pomniki I wojny światowej po stuleciu. Stan badań i ochrony</i>, red. M. Karczewska, Białystok 2019, s. 40.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[61] <i>Lewa flanka, część 3: Epidemia Ospy</i>, „Rowerem wokół Ostrołęki” <<a href="https://www.facebook.com/notes/rowerem-wokół-ostrołęki/lewa-flanka-część-3-epidemia-ospy/741454786380745/">https://www.facebook.com/notes/rowerem-wokół-ostrołęki/lewa-flanka-część-3-epidemia-ospy/741454786380745/</a> [data dostępu: 23.03.2020]</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[62] W. Skierkowski, <i>Rybołówstwo w Puszczy Zielonej</i>, teczka nr 7, s. 1 (mps, Miejska Biblioteka Publiczna). Za udostępnienie materiału i cenne wskazówki dziękuję Marcinowi Tomczakowi. Za cenne wskazówki co do żołnierzy pochowanych wokół Karaski dziękuję Jackowi Czaplickiemu.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[63] J. Czaplicki, M. Karczewska, <i>Cmentarze</i>…, s. 39-66.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[64] K. Krajewski, T. Łabuszewski, <i>Józef Kozłowski „Las”, „Vis”, „J. Kawecki”</i> [w:] <i>Zapomniani Wyklęci. Sylwetki żołnierzy powojennej konspiracji antykomunistycznej</i>, red. J. Bednarek, M. Biernat, J. Kwaśniewska-Wróbel, M. Wołłejko, Warszawa 2019, s. 181.</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;">[65] A. Białczak, <i>Operacja kryptonim „P”. Likwidacja Okręgu „Orzeł” Narodowego Zjednoczenia Wojskowego</i>, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego”, 2012, t. 26, s. 25.</span></div><div style="text-align: justify;"><div style="text-align: left;"><span style="font-size: x-small;"><span>[66] </span><i>Listy o gubernii płockiej</i><span>, „Kronika Wiadomości Krajowych i Zagranicznych”, 1860, nr 111, s. 5. Według legendy zanotowanej przez księdza Skierkowskiego, ludzie chodzący nad jezioro słyszeli jak pod ziemią dzwony wydzwaniały na „Anioł Pański”, oni czapki zdejmowali i modlili się. Zob. W. Skierkowski, </span><i>Rybołówstwo</i><span>…, s. 2.</span></span></div><div style="text-align: left;"><br /></div><b>Autor: Łukasz Gut</b></div><div style="mso-element: footnote-list;"><div id="ftn66" style="mso-element: footnote;">
</div>
</div>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-45242631020406528702020-12-30T06:23:00.003-08:002020-12-30T06:37:10.553-08:00„Gody na Kurpiach” według ks. Władysława Skierkowskiego (1934 r.)<div style="text-align: justify;"><b>„Gody na Kurpiach” to tytuł referatu, który wygłosił ks. Władysław Skierkowski 10 stycznia 1934 r. w siedzibie Towarzystwa Naukowego Płockiego. W referacie, z którego swego rodzaju sprawozdanie opublikował „Głos Mazowiecki”, możemy w skrótowej formie przeczytać jak wyglądał okres świąt Bożego Narodzenia na Kurpiach jeszcze w latach 30. XX wieku. Szerszy opis zwyczajów dotyczących okresu Bożego Narodzenia, Nowego Roku i święta Trzech Króli autorstwa ks. Skierkowskiego, można znaleźć w III tomie <i>Puszczy Kurpiowskiej w pieśni</i> (wyd. pod red. H. Gadomskiego, Ostrołęka 2003). Poniższy tekst „według odczytu ks. Skierkowskiego” jest zwięźlejszy i daje ogólny obraz tego jak w okresie międzywojennym wyglądały kurpiowskie święta.</b><br /><br />W tekście zachowano pisownię oryginalną. Zapraszam do lektury!<br /></div><p style="text-align: left;">_____________<br /><br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitj0I_HjerwHTF_GcjIuTd3nSppSDSLuseB_btyghKgAmBDM4dVHAWc8nCWM7E5R9pyhCQVJTH7iio5xC3_ur25YCWAcllz1Nryl6Lw5FvprIoYh45lhVJpQHlzpQ8YADamgiD59qsEPFF/s1452/GodynaKurpiach2.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="773" data-original-width="1452" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitj0I_HjerwHTF_GcjIuTd3nSppSDSLuseB_btyghKgAmBDM4dVHAWc8nCWM7E5R9pyhCQVJTH7iio5xC3_ur25YCWAcllz1Nryl6Lw5FvprIoYh45lhVJpQHlzpQ8YADamgiD59qsEPFF/w400-h213/GodynaKurpiach2.JPG" width="400" /></a></div><br /><p></p><p></p><br /><p style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"><b>Gody na Kurpiach</b></span><br /><span style="font-size: medium;">(Według odczytu ks. Skierkowskiego w Tow. Nauk. w Płocku)</span><br /></p><p style="text-align: left;"><br /></p><p style="text-align: justify;">Gody na Kurpiach to okres od świąt Bożego Narodzenia włącznie aż do święta Trzech Króli. Gody rozpoczynają się dniem wigilijnym od samego rana. Charakterystycznem zjawiskiem regjonalnem w Puszczy Kurpiowskiej jest to, że w wielu wypadkach „wieczerzę” wigilijną spożywają już rano. Kto zaś „wieczerzował” rano, przez cały dzień nic już nie je.<br /><br />„Wieczerza” odbywa się mniej więcej tak samo, jak w innych częściach Polski. Stół nakryty białym obrusem. Pod obrusem siano. Potrawy wigilijne postne, kraszone olejem. A więc kluski z makiem, kapusta z grzybami… Czasem też i rybka smażona. Na talerzu opłatek. Kurpie mają upodobanie w opłatkach kolorowych. Musi więc być w paczce opłatków przynajmniej jeden kolorowy. <br />Po „wieczerzy” kolędy. Pierwsza zawsze:<br /><br />»Z raju pięknego miasta<br />Wygnana jest niewiasta…«<br /><br />Wiele czynności i zdarzeń w dzień wigilijny ma, według wierzeń kurpiowskich, znaczenie symboliczne. Jeśli np. zaraz po „wieczerzy” wejdzie chłop, będą się w gospodarstwie rodzić same byczki, jeśli kobieta – same jałóweczki. Zabijają też srokę i przybijają ją nad wejściem do obory. Ma to chronić bydło od chorób. Sypią także przed wejściem do obory pas maku, co ma mieć takie same znaczenie. W dniu wigilijnym piorą ręczniki, by dobrze rodził się len. Z pozostałych opłatków wycinają sylwetki różnych zwierząt domowych i leśnych i nalepiają te wycinanki do belek pod sufitem, aby w nowym roku był dobry chów i obfitość zwierzyny. Siano ze stołu daje się bydłu, aby i ono miało „gwiazdkę”. Po „pasterce”, w nocy, młodzież obrzuca się ziarnem, jak mówią „na urodzaj”.<br /><br />Wierzą, że w noc wigilijną bydło rozmawia między sobą. Ale tylko godni ludzie mogą tę rozmowę rozumieć. Kiedyś jakiś gospodarz chcąc podsłuchać tę rozmowę, schował się w oborze i usłyszał straszną rzecz: że krowy mają go wywieźć na cmentarz. Chłop z wrażenia spadł z powały. I zabił się. Był pogrzeb. Lepiej więc byłoby nie podsłuchiwać.<br /><br />W dzień św. Szczepana ksiądz święci w kościele owies, który z pietyzmem przechowują do siewu lub dają bydłu. Kolędowanie z gwiazdą trwa od Bożego Narodzenia do Nowego Roku. Wśród kolęd jest dużo oryginalnych kurpiowskich, bardzo starych; wiele jest oryginalnych melodyj. Bardzo pilnie śledzą Kurpie atmosferę 12-u dni po B. N. Z nich przepowiadają pogodę całego roku.<br /><br />Specjalnością na Nowy Rok są pszenne packi, ozdobione na wierzchu figurami zwierząt i roślin. – Nazywają te placki „Nowolatkami.” Na Trzech Króli znów w każdym domu muszą być pszenne ciastka z cukrem, smarowane z wierzchu miodem. Ciastkami temi częstuje się wszystkich, kto tylko przyjdzie do chaty. Zwą się one „fafarnuchami”. Skąd ta nazwa pochodzi, niewiadomo. Trudno to ustalić.<br /><br />Od święta Trzech Króli chodzą po wsiach „Herody”. Zwyczaj ten spotykamy wszędzie, ale na Kurpiach jest i wiersz inny i treść dość odmienna, a także i melodje odrębne. Udział bierze 11-12 i więcej chłopaków wiejskich. Kostjumy z papieru kolorowego. Przedstawienia mają duże powodzenie i są zapraszane do każdego prawie domu. Kończą się ucztą wspólną „aktorów”, biorących udział w przedsięwzięciu, na którą składają się ofiary rzeczowe i pieniężne, zebrane na widowiskach.<br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">Źródło: „Głos Mazowiecki” nr 10 z 13 I 1934.<br /></span><br /><b>Oprac. Łukasz Gut</b><br /></p><br /><br />Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-69212369454226024482020-05-09T06:59:00.001-07:002020-05-09T07:05:58.340-07:00Tadeusz Boy-Żeleński o „Weselu na Kurpiach”<div style="text-align: justify;">
<b>Kiedy dyrektorka Gimnazjum Żeńskiego w Płocku Marcelina Rościszewska zaproponowała księdzu Władysławowi Skierkowskiemu napisanie na scenę wesela kurpiowskiego, ten nie mógł chyba jeszcze przypuszczać, jak wielkim zainteresowaniem będzie się cieszyła jego sztuka. Przypominam najsłynniejszą recenzję </b><b>„Wesela na Kurpiach</b><b><b>”,</b> pióra Tadeusza Boya-Żeleńskiego.</b>
<b></b><br />
<b><br /></b></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh88p-firk67qTy9BLh7Bjz51RShR2jgVDCvQKVSYv4EEu5bA3ESyqxifIAomzPRcQaiwK0KVbvmlPwkyhKdwdSVglHCFGssPTTgIvHXraWLK-M2DXPfdB207jZjintlsrgTfoQ3dKKqhLA/s1600/Kurier+Poranny+1928+nr+111.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="677" data-original-width="952" height="452" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh88p-firk67qTy9BLh7Bjz51RShR2jgVDCvQKVSYv4EEu5bA3ESyqxifIAomzPRcQaiwK0KVbvmlPwkyhKdwdSVglHCFGssPTTgIvHXraWLK-M2DXPfdB207jZjintlsrgTfoQ3dKKqhLA/s640/Kurier+Poranny+1928+nr+111.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Rozpleciny Panny Młodej. Źródło: "Kurier Poranny" 1928, nr 111)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Propozycja Rościszewskiej miała na celu wystawianie wesela przez uczniów płockich szkół średnich. Ksiądz Skierkowski pisał, iż zwrócił się z pytaniem do dyrektora płockiego Teatru Regionalnego Tadeusza Skarżyńskiego <i>jak on sobie takie widowisko wyobraża</i> i – jak stwierdza – z uwag skorzystał, a przy pisaniu trzymał się dwóch zasad: <i>oddać widowisko jak najwierniej i uczynić je zajmującem</i><span style="font-size: x-small;">[1]</span>. Gdy Skarżyński, zainteresowany sztuką twórcy „Puszczy Kurpiowskiej w pieśni” rozpoczął wystawianie „Wesela...” w Płocku, okazało się, że publiczność pokochała tę opowieść na kanwie folkloru kurpiowskiego. W samym Płocku grano od 1928 r. „Wesele na Kurpiach” aż 30 razy, a wkrótce potem sztuka dotarła do publiczności w całym kraju, będąc transmitowaną poprzez radio. Oprócz Warszawy, przedstawienie mogła zobaczyć nie tylko publiczność Krakowa, Lwowa, Wilna i Poznania, ale także z mniejszych miast: Sierpca, Nowego Miasta Lubawskiego czy Kościerzyny. Łącznie, jak podawał ks. Władysław Skierkowski, spektakl zagrano w ciągu półtora roku ponad 500 razy. Wystawiano „Wesele na Kurpiach” nawet zagranicą, m.in. na scenach angielskich, belgijskich i holenderskic<span style="font-size: small;">h<span style="font-size: x-small;">[2]</span></span>.<br />
<br />
Lektura prasy końca lat 20. przekonuje, że sztuka doczekała się licznych pochlebnych recenzji, z których najsłynniejszą pozostaje poniżej opublikowana, autorstwa Tadeusza Boya-Żeleńskiego. „Najdowcipniejszy człowiek w Polsce”, jak określił go Antoni Słonimski, <i>nie rozumiał kina, nie umiał czytać filmu</i>, ale za to rozumiał teatr<span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Jako recenzent teatralny ten pisarz, tłumacz i satyryk zadebiutował w 1919 r. na łamach krakowskiego dziennika „Czas” i do 1939 roku <i>ocenił blisko 200 przedstawień nie tylko z czołowych teatrów warszawskich, ale także z peryferyjnych, dziecięcych, rewiowych i kabaretowych, z warsztatów teatralnych, ze spektakli zespołów żydowskich i rosyjskich</i><span style="font-size: x-small;">[4]</span>. Wśród ocenionych przedstawień było również „Wesele na Kurpiach”.<br />
<br />
Wspomniany Słonimski pisał o Żeleńskim: <i>W teatrze popatrzył sobie na scenę, a potem przymykał oczy i słuchał, bo świat był dla niego bardziej fonią niż wizją</i><span style="font-size: x-small;">[5]</span>. Na „Weselu na Kurpiach” autor „Słówek” chyba zbyt często nie przymykał oczu, a wrażenia jakie wyniósł z przedstawienia warto zacytować w całości, gdyż najczęściej poniższa recenzja cytowana jest tylko we fragmentach.<br />
<br />
Zapraszam do lektury.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAJHdwjRWPkM63ku04cUYxPEy68a9oOMi1xJph7hjW_NabU4XuavMpq5k5yEYGG5D0IVqnjVZQrxRn57CnZ2fzzuJKXzWe9ggWExNKL-luXo4Uwy5h1t09jjPLdPrHcnh2oXv6CLXxF33C/s1600/3_1_0_11_1976_180053.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1408" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAJHdwjRWPkM63ku04cUYxPEy68a9oOMi1xJph7hjW_NabU4XuavMpq5k5yEYGG5D0IVqnjVZQrxRn57CnZ2fzzuJKXzWe9ggWExNKL-luXo4Uwy5h1t09jjPLdPrHcnh2oXv6CLXxF33C/s400/3_1_0_11_1976_180053.jpg" width="350" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><div style="text-align: justify;">
(Tadeusz Boy-Żeleński. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/11/1976/2) </div>
</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><span style="font-size: small;">________________</span></b></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b> </b></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>„Wesele na Kurpiach”</b></div>
<br />
<br />
Tak się złożyło, że dopiero wczoraj mogłem oglądać słynne już Wesele na Kurpiach, grane w Warszawie tryumfalnie blisko od dwóch miesięcy; ale doprawdy miałbym nieczyste sumienie, gdybym nie przyłączył swego głosiku do chóru pochwał, jakiemi obsypano tę regionalną imprezę pp. Skarżyńskich, oraz będący jej przedmiotem utwór ks. Władysława Skierkowskiego.<br />
<br />
Wesele na Kurpiach jest czynem równie oryginalnym jak szczęśliwym. A oryginalność polega tu nietylko na ślicznych strojach i swoistej gwarze, ale przedewszystkiem na niezwykle śmiałym i czystym stosunku do teatru. Bo cóż byłoby łatwiejszego autorowi, niż, wziąwszy za kanwę stronę etnograficzną i obrzędową, wpleść w nią tę lub inną, mniej lub więcej wybredną fabułę, skomplikować wesele Janka jakąś intrygą, przeszkodami, aby w końcu uwieńczyć miłość dwojga młodych. Toć na tem wikłaniu przeszkód stoi cały teatr. I mielibyśmy wówczas zapewne widowisko niemniej barwne, ale z pewnością banalniejsze, może ckliwe.<br />
<br />
Ks. Skierkowski zrobił inaczej: chwycił śmiało byka za rogi, z czego wnoszę, że jest w tym kapłanie pierwszorzędny człowiek teatru. Wyczuł mianowicie, jak przedziwny element teatralny tkwi w samej obrzędowej stronie wesela na wsi; zrozumiał, że przydać tu jakąkolwiek bajeczkę, znaczyłoby rzecz osłabić. I nie dzieje się dosłownie nic, ponad to, co mówią tytuły aktów: <i>Wypyty</i> – <i>Rajby </i>(Swaty) – <i>Rozpleciny</i> – <i>Oczepiny</i>. Młody chłopak prosi o rękę dziewczyny, ojcowie po krótkim namyśle mu ją dają, odbywają się zrękowiny, potem weselisko. To wszystko. Gdyby mi ktoś opowiedział, nie wierzyłbym, że to może być takie zajmujące. Więcej jeszcze: że może być takie teatralne. To cała dola ludzka rozgrywa się w tych kilku obrazach. Mało znam rzeczy równie patetycznych jak ten moment oczepin na scenie.<br />
<br />
I te melodje! Ktoby wiedział, jak małą rolę odgrywa pieśń w naszem miejskiem życiu, nie łatwoby uwierzył, że każda wieś nasza to przebogaty skarbiec najpiękniejszych melodyj. Od dawna twierdzę, że wygnanie z teatru śpiewu i zastąpienie go samem gadaniem jest aberacją naszej epoki: oby zacny ksiądz Skierkowski, który widocznie tak kocha piosenkę, stał się w tej mierze reformatorem.<br />
<br />
Wykonanie Wesela na Kurpiach jest urocze. Przedewszystkiem proste. Nic tu nie jest przestylizowane, nic nie jest uszminkowaną niby–naiwnością. Wszystko jest tak jak trzeba. Pan młody, „psiankny” (mówiąc po kurpiowsku) chłopak, istny przasnyski Valentino, chwytał za serce młodością i urodą; panna młoda była go warta; starzy ględzili roztropnie, druchny piszczały i zawodziły dziewiczo; tańce, chóry i orkiestra szły czyściutko i składnie. I nie dziw: zespół który dyr. Skarżyński przywiózł nam z Płocka, gra już to Wesele blisko setkę razy. Żal mi trochę tych aktorów, bo przeczuwam, że będą je grali dziesięć lat z rzędu. Za kilka dni mają się podobno przenieść do teatru Małego, gdzie poleci oglądać ich ta Warszawa, dla której wybrzeże Kościuszkowskie nad Wisłą jest nazbyt egzotyczną dzielnicą. A warto iść i na to wybrzeże, choćby po to, aby zobaczyć teatr w domu kolejarzy, jedną z najwykwintniejszych i najestetyczniejszych sal warszawskich. Potem pewno zaczną wojażować: już słychać, że ich mają wozić do Westfalji, do Francji, do Barcelony na wystawę etnograficzną. No, a kiedy pojadą do Ameryki, to będą po niej jeździć parę lat z pewnością. Bo to Wesele na Kurpiach to jest idealny materjał propagandowy. Niema podobno cudzoziemca w Warszawie, któryby nie był na niem; sam konsul angielski, p. Savery, był siedem razy i za każdym razem jakiegoś dostojnego Anglika sprowadził. Słowem, udało się; cieszmy się, bo to jest bardzo przyjemne, kiedy się coś uda.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
<span style="font-size: small;"><b>Źródło</b>: Tadeusz Boy-Żeleński, <i>Flirt z Melpomeną. Wieczór ósmy</i>, Warszawa 1929, s. 206-209.<br />________________</span><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Przypisy:</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;">[1] W. Skierkowski, <i>Wesele na Kurpiach</i>, Płock 1933, s. 17.<br />[2] T. Żebrowski, <i>Ksiądz Władysław Skierkowski (1886-1941). Folklorysta, zbieracz ludowych pieśni kurpiowskich</i>, „Studia Płockie” 2011, t. 39, s. 219.<br />[3] A. Słonimski, <i>Alfabet wspomnień</i>, Warszawa 1989, s. 24.<br />[4] H. Markiewicz, <i>Boy-Żeleński</i>, Wrocław 2001, s. 79.<br />[5] A. Słonimski, <i>op. cit.</i>, s. 24.</span><br />
<br />
<b>Opracował: Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-88096875105819455952020-05-03T09:02:00.000-07:002020-05-03T09:02:27.434-07:001-3 maja 1932 roku. Kurpie przed Prezydentem Ignacym Mościckim<div style="text-align: justify;">
<b>W dniach 1-3 maja 1932 roku prasa zanotowała obecność Kurpiów przed Belwederem. Dlaczego tam się znaleźli? 25-lecie działalności Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego sprawiło, że licznie zgromadzeni w Warszawie goście, mogli posłuchać ligawki kurpiowskiej i występów zespołu działającego przy Muzeum Kurpiowskim w Nowogrodzie.</b><br />
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmZI6je8h6D761f5_lRFw6PwTQuzIsRX7aIMlF1yK47jn4Z-49N_RvINMLKn5D_Hnnpi-7o_ngNdXZTTH3ja6CDYakXN-y5Ynvm4TWsoKSTVDhf5Zuh5wjapv_rRtrbOqMQ5pktGSj37Hz/s1600/Belweder1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1169" data-original-width="1600" height="467" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmZI6je8h6D761f5_lRFw6PwTQuzIsRX7aIMlF1yK47jn4Z-49N_RvINMLKn5D_Hnnpi-7o_ngNdXZTTH3ja6CDYakXN-y5Ynvm4TWsoKSTVDhf5Zuh5wjapv_rRtrbOqMQ5pktGSj37Hz/s640/Belweder1.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Zespół oddziału kurpiowskiego PTK przed Belwederem. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2870-5)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Cofnijmy się do 1903 roku. Wtedy na Kurpie trafił Aleksander Janowski – przyszły współtwórca Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Pierwsze zetknięcie się z Kurpiami pozostawiło ciepłe wspomnienia w jego pamięci. Po latach przywoływał gościnność, z jaką został przyjęty w Kadzidle u ówczesnego proboszcza ks. Stanisława Bosackiego i w Brodowych Łąkach u miejscowego sołtysa<span style="font-size: x-small;">[1]</span>. Po tej wyprawie, rok później zaliczył tereny Puszczy Kurpiowskiej do dziesięciu najciekawszych wycieczek, jakie można odbyć po Królestwie Polskim<span style="font-size: x-small;">[2]</span>. Nie dziwi więc, że niemal od początku utworzenia PTK w 1906 r., Kurpiowszczyzna stała się miejscem chętnie odwiedzanym podczas kolejnych wypraw organizowanych przez Towarzystwo. Do zachwytu nad Kurpiami doszła znajomość z Adamem Chętnikiem, z którym Janowski nawiązał kontakt.<br />
<br />
Istotne znaczenie należy również przypisać znajomości z prezesem Towarzystwa, Kazimierzem Kulwieciem, którego autor <i>Puszczy Kurpiowskiej</i> poznał na kursach pedagogicznych w Warszawie, organizowanych przez Polską Macierz Szkolną. Chętnik, zapalony krajoznawca, szybko odnalazł się w strukturach PTK i od Kulwiecia przejął program krajoznawstwa, według którego należało zdobywać wiedzę o przyrodzie, kulturze i historii swojego narodu, kraju, ale i małej ojczyzny<span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Etnograf należał do komisji fotograficznej, prowadził jako przewodnik wycieczki w okolicach Myszyńca i Kadzidła, aż wreszcie w 1917 r. został kierownikiem nowo powstałego oddziału kurpiowskiego PTK w Nowogrodzie<span style="font-size: x-small;">[4]</span>. Już nawet tych kilka wymienionych okoliczności wskazuje, że Kurpie mogli być mile widziani na jubileuszu 25-lecia działalności Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego.<br />
<br />
W dniach 1-3 maja 1932 r. zaplanowano obchody jubileuszu w Warszawie, z których najciekawsze wydarzenia odbywały się 2 maja. Już jednak 1 maja do Warszawy przyjechały zespoły regionalne. Kurpiowszczyznę reprezentował zespół liczący 12 osób, działający przy Muzeum Kurpiowskim w Nowogrodzie (oddział kurpiowski PTK), założony przez Chętnika<span style="font-size: x-small;">[5]</span>. Dzień rozpoczynała<i> rano zbiórka w P.T.K. członków oraz młodzieży, odmarsz na Plac Marszałka Piłsudskiego, złożenie wieńca z polnych kwiatów przez dziadka, syna i wnuka rodziny krajoznawczej na grobie Nieznanego Żołnierza</i><span style="font-size: x-small;">[6]</span>. O godz. 10.00 w sali stołecznej Rady Miejskiej rozpoczął się „poranek jubileuszowy” pod hasłem <i>Dla Ciebie, Polsko, i dla Twojej chwały</i>. Całą salę wypełniły delegacje ponad stu kół PTK, w tym m.in. ubrani w barwne stroje ludowe Kurpie, Kaszubi, Górale podhalańscy, Ślązacy, Łowiczanie, Poleszucy, Wilnianie i Krakowiacy. Na sali znaleźli się m.in. Prezydent Ignacy Mościcki, premier Aleksander Prystor, ministrowie Jan Piłsudski, Janusz Jędrzejewicz, Alfons Kühn, Stefan Hubicki, wicemarszałek Sejmu Stanisław Car i kardynał Aleksander Kakowski<span style="font-size: x-small;">[7]</span>.<br />
<br />
Po części oficjalnej, złożonej z przemówień przedstawicieli władz PTK i rządu, rozpoczęły się występy zespołów z poszczególnych grup regionalnych. Zacytujmy dłuższy ustęp, w którym opisano wykonania pieśni ludowych z poszczególnych regionów:<br />
<br />
<i>Podhalanie z Białego Dunajca odegrali marsz góralski na „gęśliczkach i basach”, Kaszubi odśpiewali swoje pieśni, Kurpiowie wykonali marsz weselny z Puszczy Zielonkowskiej w zespole orkiestrowym złożonym ze skrzypiec, basetli, bębenków i „djablich skrzypiec”. Grała też kapela łowicka, a górnicy śląscy odśpiewali pieśń górniczą, oraz, na zakończenie, pieśń do Świętej Barbary, swojej patronki. A gdy później wszystkiego delegacje posunęły się w barwnym pochodzie z Ratusza do Zamku, aby złożyć hołd Rzeczypospolitej w osobie Jej Prezydenta, znów grali i śpiewali Podhalanie (...)</i><span style="font-size: x-small;">[8][9]</span>.<br />
<br />
Z Zamku pochód przeszedł przez Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, Aleje Ujazdowskie do Belwederu, <i>gdzie uczestnicy żywiołowo manifestowali na cześć Marszałka Piłsudskiego</i>, znajdującego się w tym czasie wraz z rodziną w Sulejówku<span style="font-size: x-small;">[10]</span>. Gdy na dziedziniec Zamku wszedł Prezydent Ignacy Mościcki, <i>na wielkiej staroświeckiej trombicie zadął pobudkę jeden z Kurpiów</i><span style="font-size: x-small;">[11]</span>. „Kurp puszczański” grający na ligawce został zauważony przez korespondenta, tak jak i fotografów, których uwadze nie uszedł efektowny instrument. Jak brzmiał 2 maja 1932 r. kurpiowski muzykant nie wiemy, ale jak pisał Adam Chętnik: <i>tony ligawki są rozmaite, zależnie od siły dęcia i wymiarów. Im ligawka dłuższa, tem tony ma wyższe, więcej rozległe i grać na takiej lżej, niż na krótkiej</i><span style="font-size: x-small;">[12]</span>. Ligawka widoczna na fotografii najprawdopodobniej do najkrótszych nie należała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmjybwbdQhUVBvJbprJCI8cAQGa7HV5UEOUPg1pCZNiSVwXWxP3ut1Dkwd-zxlS-jaa2mkfbJs4H3JAhA6Amk3GhS-KO-uIDfJbkPWjaEICouwAGBR9Rd_XYjwUOC63y9RByxqOUaXYUSe/s1600/3_131_0_-_604_27364624.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1125" data-original-width="1600" height="449" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmjybwbdQhUVBvJbprJCI8cAQGa7HV5UEOUPg1pCZNiSVwXWxP3ut1Dkwd-zxlS-jaa2mkfbJs4H3JAhA6Amk3GhS-KO-uIDfJbkPWjaEICouwAGBR9Rd_XYjwUOC63y9RByxqOUaXYUSe/s640/3_131_0_-_604_27364624.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Grupa kurpiowska podczas zjazdu jubileuszowego PTK. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/131/0/-/604)</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Następnie, po przerwie obiadowej, pochód udał się z powrotem na Zamek. Na Zamku, gdzie liczne grupy, w tym kurpiowska, były goszczone przez Prezydenta Mościckiego, odbywały się tańce i przygrywały kapele, a wśród nich oczywiście nie zabrakło kapeli kurpiowskiej i tańców (tzw. „zajączek”), prezentowanych przez zespół oddziału PTK z Nowogrodu<span style="font-size: x-small;">[13]</span>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
3 maja najprawdopodobniej zespół kurpiowski wziął udział, tak jak i przedstawiciele innych regionów, w defiladzie z okazji święta konstytucji 3 maja. Przypomnijmy, że święto narodowe trzeciego maja ustanowione zostało 29 kwietnia 1919 roku „jako uroczyste święto po wieczne czasy”<span style="font-size: x-small;">[14]</span>. Uroczystości jubileuszowe PTK i zapewne także obchody święta konstytucji 3 maja były filmowane przez Oddział Filmowy Polskiej Agencji Telegraficznej, a już w połowie maja wyświetlano je w kronice tygodniowej PAT w warszawskich kinach<span style="font-size: x-small;">[15]</span>. Nie można więc wykluczyć, że bywalcy kin mogli wówczas podziwiać stroje kurpiowskie.<br />
<br />
Niniejszy tekst zakończmy słowami jednej z relacji prasowych:<br />
<br />
<i>Wspaniałą była ta uroczystość, bo też wspaniałą jest praca, której ćwierćwiecze obchodziliśmy. Niechże się rozwija dalej. Idzie w niej przecież o racjonalne ujęcie i wykorzystanie kultury narodowej, które biją z polskiej ziemi i z ludu. Czy może być źródło głębsze?</i><span style="font-size: x-small;">[16]</span></div>
___________________<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Przypisy:</b><br />[1] A. Janowski, <i>Wspomnienia krajoznawcze</i>, „Świat” 1932, nr 18, s. 2.<br />[2] Idem, <i>Dziesięć ciekawszych wycieczek po kraju</i>, Warszawa 1904, s. 8.<br />[3] M. Pokropek, <i>Adam Chętnik – Badacz Kurpiowszczyzny</i>, Ostrołęka 1992, s. 17.<br />[4] B. Kielak, <i>Działalność muzealnicza Adama Chętnika</i>, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego” 1993, t. 7, s. 28.; „Kurier Poranny” 1914, nr 166.; „Rocznik Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego za rok 1912”, Warszawa 1913, s. 43.<br />[5] M. Pokropek, <i>Adam Chętnik i jego zasługi dla regionu kurpiowskiego</i>, „Rocznik Białostocki” 1966, t. 6, s. 14.; <i>Święto krajoznawstwa polskiego</i>, „Ziemia” 1932, nr 6, s. 185.<br />[6] <i>Jubileusz P.T.K. w Warszawie</i>, „Ziemia” 1932, nr 4-5, s. 153.<br />[7] <i>Uroczystości jubileuszowe Polskiego Tow. Krajoznawczego</i>. Barwny pochód na ulicach Warszawy, „Gazeta Polska” 1932, nr 122, s. 10.<br />[8] K. Z., <i>Srebrne wesele wzorowego małżeństwa</i>, „Kurjer Poznański” 1932, nr 207, s. 8.<br />[9] <i>Święto krajoznawstwa polskiego</i>, „Ziemia” 1932, nr 6, s. 189.<br />[10] <i>Uroczystości jubileuszowe</i>..., s. 10.<br />[11] <i>Święto krajoznawstwa polskiego</i>..., s. 189.<br />[12] A. Chętnik, <i>Ligawka kurpiowska</i>, „Ziemia” 1919, nr 44-52, s. 635.<br />[13] Ibidem.<br />[14] Dz.Pr.P.P. 1919 nr 38 poz. 281<br />[15] <i>Święto krajoznawstwa</i>…, s. 190.<br />[16] K. Z., <i>Srebrne wesele</i>…, s. 8.</span><br />
<br />
<b>Autor: Łukasz Gut</b>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-42900165118248010002020-04-06T03:45:00.000-07:002020-04-06T03:45:10.983-07:00 Łukasz Łuczaj: Piwo jałowcowe – napój nie tylko kurpiowski!<div style="text-align: justify;">
<b>Zapraszam do lektury rozmowy z Łukaszem Łuczajem – etnobotanikiem, profesorem Uniwersytetu Rzeszowskiego, znawcą dzikich roślin jadalnych. Rozmowa dotyczy tzw. dzikiej kuchni, a szczególnie jałowca i piwa jałowcowego, napoju, który kojarzymy z Kurpiami, a dawniej charakterystycznego dla całej północnej Polski.</b><br />
<br />
<br />
<b>Łukasz Gut: Na co dzień zajmuje się Pan dzikimi roślinami jadalnymi i tzw. dziką kuchnią. Proszę opowiedzieć, czym jest dzika kuchnia i czy należy już tylko do przeszłości?</b><br />
<br />
<b>Łukasz Łuczaj</b>: Zacznijmy od tego, że dzikie rośliny jadalne to po prostu wszystkie rośliny, które nie są przez człowieka sadzone i które można jeść w mniejszym lub większym stopniu. Jeśli chodzi o dziką kuchnię, to mamy do czynienia z renesansem tej kuchni. Bywały lata w Polsce, kiedy była ona bardzo zaniedbana, bo po prostu zginął głód, w znacznym stopniu zginęła także bieda. W okresie po II wojnie światowej, a nawet już po I wojnie światowej dzika kuchnia zanikała. Oczywiście aktywizowała się w okresie wojen, ale to dziś mamy jej renesans, ponieważ ludzie poszukują zdrowej żywności, czegoś co sami mogą zebrać. To dziś temat, o którym dużo się mówi.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEuqd0BE4ckIJRkKZ4FB-QFpPO0bqjWALtIA3IH-ahCThkCBuwWzwFOHpqvX-Eqi1QJmtD7Mzp0Njxp7546ToHSKtJWVTK_keiIXoFMO2yx99R09xndwYqSYIFefqiLOjt0fqJEf4orP6b/s1600/Ja%25C5%2582owiec+-+nap%25C3%25B3j+nie+tylko+kurpiowski.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="604" data-original-width="742" height="520" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEuqd0BE4ckIJRkKZ4FB-QFpPO0bqjWALtIA3IH-ahCThkCBuwWzwFOHpqvX-Eqi1QJmtD7Mzp0Njxp7546ToHSKtJWVTK_keiIXoFMO2yx99R09xndwYqSYIFefqiLOjt0fqJEf4orP6b/s640/Ja%25C5%2582owiec+-+nap%25C3%25B3j+nie+tylko+kurpiowski.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Fot. Jałowiec w Dąbrówce. Źródło: A. Chętnik, <i>Jałowiec w życiu,
obrzędach i wierzeniach Kurpiów</i>, „Ziemia. Dwutygodnik Krajoznawczy
Ilustrowany”, nr 17, 1928, s. 270.)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<b><br />Czy dzika kuchnia była w dawnych wiekach kuchnią czasu głodu, czy kuchnią codzienną?</b><br />
<br />
To zależy od kraju. W Polsce była to kuchnia raczej występująca w okresach niedostatku i głodu, ale nie całkowicie. Oczywiście zbierano owoce w każde lato, a niektóre rośliny, takie jak pokrzywa czy lebioda, były częścią codziennej kuchni. Z kolei po inne, takie jak ostrożeń czy perz, sięgano częściej w warunkach niedoboru żywności. Ciężko to jednoznacznie określić, gdyż bywało tak, że w konkretnym roku biedniejsze rodziny zbierały dzikie rośliny, a zamożniejsze już nie. Bardzo dużo informacji na ten temat podaje m.in. Adam Chętnik w książce <i>Pożywienie Kurpiów</i><span style="font-size: x-small;">[1]</span>, w której znalazł się bardzo dokładny opis potraw głodowych, np. kiszenie pączków drzew, potrawy z soków drzew, itp.<br />
<br />
<b>Wymienił pan lebiodę jako element codziennej kuchni. To chyba przykład powszechnie wykorzystywanej dzikiej rośliny?</b><br />
<br />
Komosa biała, czyli lebioda, zwana również m.in. łobodą, faćką i gorczycą, to ciekawy przykład. W czasie wojny, w niektórych regionach uważano ją, co prawda, za roślinę głodową, ale jednak należy stwierdzić, że lebioda była normalną rośliną powszechnie jedzoną na przednówku jako część diety. Jest smaczna, smakuje jak szpinak (jest bliskim krewniakiem szpinaku) i poza tym, że ma nazwę taką jaką ma i kojarzymy ją z biedą, to jest rośliną jadaną i bardzo cenioną w wielu krajach. Do tej pory jest nawet serwowana w restauracjach w Japonii czy Chinach. Mimo, że w znacznym stopniu zanikła, to nadal są regiony Polski, gdzie się lebiodę jada. Był to pospolity chwast, znajdujący się w uprawach ziemniaków i gdy oczyszczało się pole z tego chwastu, to ścinało się komosę i przy okazji gotowało. Dwie korzyści w jednym: odchwaszczanie i pożywienie. W lubelskim i płockim jada się zresztą lebiodę do dziś.<br />
<br />
<b>Skoro już wiemy, czym była dzika kuchnia, to przejdźmy do jałowca. Na ile był to popularny element takiej kuchni?</b><br />
<br />
Jałowiec był używany powszechnie w całej Polsce, głównie jako przyprawa. Podobnie, w całej Polsce używano jałowca jako składnika do różnego rodzaju napojów alkoholowych, do win czy wódek. Powstawało w efekcie coś w rodzaju ginu. Ponadto, jałowiec był rośliną leczniczą, używaną nie tylko wobec ludzi, ale i do leczenia zwierząt. Jałowcem leczono chorobę koni. Na obszarach północnej Polski, a więc tam, gdzie na pastwiskach licznie ten krzew występował, powszechne było robienie napoju z jałowca, który najdłużej przetrwał na Kurpiach.<br />
<br />
<b>No właśnie, czy piwo jałowcowe, nazywane na Kurpiach „psiwem kozicowym”, to napój związany tylko z Kurpiami?</b><br />
<br />
Zdecydowanie nie! Dawniej ten napój występował w całej północnej Polsce. O tym zapomniano. Wymyśliłem kiedyś, że napiszę o tym piwie artykuł do „Journal of Ethnobiology”<span style="font-size: x-small;">[2]</span>. Razem z Tomaszem Madejem, moim kolegą, zajęliśmy się tym tematem. On zajmował się Kurpiami wcześniej i nagrał kilka wywiadów z Paniami, które jako pierwsze odgrzebały ten zwyczaj i go ożywiły. Zaczynając zajmować się tym zagadnieniem, myślałem, że będzie dotyczyło tylko Kurpiów, ale okazało się, że na Mazowszu w okolicach Warszawy, Podlasiu i na Kaszubach piwo jałowcowe również było znane. Na tym miejscu warto dopowiedzieć, że istnieją piwa fińskie, estońskie, szwedzkie, zawierające jałowiec, ale w formie gałązek, czyli po prostu aromatyzuje się piwo tymi gałązkami. Wydaje się, że produkcja piwa jałowcowego to relikt około bałtycki. Gdy pojedziemy dookoła Bałtyku, gdzie wszędzie jałowca było dużo i on był ważny, to zobaczymy, że jego wykorzystanie w tej części Europy było i jest powszechne. Kurpie przechowali jako ostatni ten relikt, jakim jest piwo jałowcowe.<br />
<br />
<b>Dlaczego akurat Kurpie przechowali piwo jałowcowe?</b><br />
<br />
Z jednej strony jest to przypadek. Z drugiej jednak, Kurpie mają silną kulturę i wyrazistą tożsamość, dzięki czemu łatwiej o zachowanie piwa jałowcowego. Poza tym był to region dosyć biedny, gdzie gleby było albo piaszczyste, albo bagniste i ludzie w większym stopniu korzystali z lasu. Na terenach, gdzie gleby były żyźniejsze, tam zwykle tradycje przygotowywania pożywienia z lasu przechowywały się słabiej. Kurpie zaczęli zwracać uwagę na własne zwyczaje i to znana na całym świecie reguła, że przy pomocy rosnącej turystyki można zachować konkretne tradycje. One zachowują się oczywiście potem w pewien zdegenerowany sposób (zmienia się np. przepisy na potrawy), ale jest to i tak wartościowsze niż całkowite zapomnienie.<br />
<br />
<b>Czy piwo jałowcowe było jakąś formą piwa dla biedoty?</b><br />
<br />
Początkowo tak myślałem i napisałem w swoim artykule, że była to pewnego rodzaju degeneracja piwa. Potem jednak recenzent artykułu, którym był prof. Patrick E. McGovern, człowiek, który odkrył najstarsze wino na świecie, piszący o różnych starożytnych napojach alkoholowych, zwrócił uwagę na ciekawą rzecz. Jako chemik, który na podstawie wykopalisk oznacza skład chemiczny napojów (m.in. jakie owoce się w nich znajdowały), stwierdził, że nie jest prawdą, by piwo jałowcowe było jakąś głodową formą piwa. Okazało się, że bardzo podobny napój, jaki do dziś produkuje się na Kurpiach, używany był w Danii kilka tysięcy lat temu. Tak więc tych kilka kurpiowskich gospodyń, było jedynymi w Polsce, które przechowały recepturę tego starożytnego napoju.<br />
<br />
<b>Co można powiedzieć o składzie piwa jałowcowego w przeszłości?</b><br />
<br />
Pierwotnie to jałowiec był źródłem cukru w tym piwie. W przypadku Kurpiów tym źródłem bywał również miód (w końcu Kurpie to bartnicy). Miód więc łączono z jałowcem, dodawano trochę szyszek chmielowych, co wydaje mi się być wtórne, a jeszcze później składnikiem piwa stawał się cukier. Dzisiaj owoce jałowca kupuje się często w Herbapolu, bo już nawet nie jest tak powszechny. Jałowiec to roślina, której jest obecnie mniej niż kiedyś, wycięto ją w wielu miejscach, zarosła ona drzewami, a była to przecież roślina pastwisk.<br />
<br />
<b>Dużo na temat jałowca pisał badacz Kurpiowszczyzny Adam Chętnik. Jak Pan ocenia jego prace?</b><br />
<br />
Przypomnijmy najpierw, że Chętnik napisał osobny artykuł na temat jałowca: <i>Jałowiec w życiu, obrzędach i wierzeniach Kurpiów</i><span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Prace Chętnika są wyjątkowo wnikliwe, bardzo dokładne i z detalem opisujące różne aspekty. To jest perełka w etnografii polskiej.<br />
<br />
<b>Czy ktoś poza Chętnikiem w polskiej etnografii pisał o jałowcu?</b><br />
<br />
Pisano, choć nie w tak szerokim kontekście. Oczywiście wzmianki się zdarzają, np. dotyczące Kaszub. Z badań Polskiego Atlasu Etnograficznego posiadamy sporo informacji na temat użytkowania piwa jałowcowego. W jednym z niepublikowanych tomów Atlasu jest nawet mapa użytkowania jałowca w Polsce. Jest to więc temat szeroki i bardzo ciekawy.<br />
<br />
<b>Mieszka Pan na pograniczu dwóch wsi: Pietruszej Woli i Rzepnika koło Krosna w województwie podkarpackim. Czy tam zachował się napój podobny do piwa jałowcowego?</b><br />
<br />
Nie ma w tym regionie nic takiego. Jesteście w tym wyjątkowi.<br />
<br />
<b>Dziękuję za rozmowę.<br />______________________</b><br />
<br />
<br />
<b>Łukasz Łuczaj</b> – etnobotanik, doktor habilitowany nauk biologicznych, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, popularyzator i specjalista w zakresie dzikich roślin jadalnych. Jest autorem książek, m.in. <i>Dzikie rośliny jadalne Polski. Przewodnik survivalowy </i>(2002) i <i>Dzika kuchnia</i> (2018). Ma na swoim koncie liczne artykuły z dziedziny etnobotaniki w renomowanych czasopismach i jest m.in. współautorem tekstu poświęconego piwu jałowcowemu: <i>Juniper Beer in Poland: The Story of the Revival of a Traditional Beverage</i>. Prowadzi stronę internetową <a href="http://lukaszluczaj.pl/">lukaszluczaj.pl</a><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Przypisy:</b><br />[1] A. Chętnik, <i>Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe</i>, Kraków 1936.<br />[2] T. Madej, E. Pirożnikow, J. Dumanowski, Ł. Łuczaj, <i>Juniper Beer in Poland: The Story of the Revival of a Traditional Beverage</i>, „Journal of Ethnobiology” 2014, no 34 (1), p. 84-103.<br />[3] A. Chętnik, <i>Jałowiec w życiu, obrzędach i wierzeniach Kurpiów</i>, „Ziemia. Dwutygodnik Krajoznawczy Ilustrowany”, nr 17, 1928, s. 269-274.</span></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-83136932882203477192020-03-17T04:09:00.003-07:002020-03-17T06:22:53.406-07:0010 cytatów związanych z Kurpiami<div style="text-align: justify;">
<b>O Kurpiach pisało się sporo już od XVIII wieku. Pierwsza większa fala zainteresowania mieszkańcami puszczy myszynieckiej przypada na drugą połowę XIX wieku. Jeszcze przed I wojną światową Kurpie zyskują swojego „ambasadora” w postaci Adama Chętnika, który poświęcił setki artykułów i liczne książki puszczańskiemu ludowi. Do 1939 roku przynajmniej kilka znanych piór zajmowało się Kurpiami, a i potem nie brakowało piszących o tych ludziach i regionie. Poniższy, subiektywny wybór, to zestaw moim zdaniem ciekawszych, a czasami bardziej znanych cytatów o Kurpiach i z Kurpiami związanych.</b><br />
<br />
<b>10 cytatów związanych z Kurpiami:</b><br />
<br />
1. Kazimierz Władysław Wójcicki (?): <br />
<i><b>Strzela jak Kurp</b></i><br />
<br />
Koniec XIX wieku to czas monumentalnych dzieł, zachowujących do dziś wartość dla badaczy, nie tylko dla historyków. Do takich dzieł zaliczyć można <i>Księgę przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich</i> Samuela Adalberga. Wśród dwóch przysłów dotyczących Kurpiów, znajduje się hasło <i>Strzela jak Kurp</i><span style="font-size: x-small;">[1]</span>. Kazimierz Władysław Wójcicki (1807-1879) zaświadczał, że przysłowie to miało być pochwałą „doskonałego myśliwca” i zaistniało jako efekt świetnych umiejętności strzeleckich Kurpiów. Co ciekawe, nie udało się odnaleźć wcześniejszego zapisu tego przysłowia, niż pochodzący z 1830 r., zawarty w jednym z artykułów Wójcickiego<span style="font-size: x-small;">[2]</span>. Być może autor <i>Zarysów domowych</i> sam wymyślił powiedzenie, które później chętnie cytowali inni? Warto przytoczyć opinię Władysława Dynaka, znawcy przysłów myśliwskich, który wyraźnie stwierdził, że ze wspaniałych strzelców słynęły m.in. Podhale, Beskid i Huculszczyzna, „jednak karierę przysłowiową zrobił tylko Kurp”<span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Duże zasługi dla owej kariery oddał na pewno Wójcicki, nawet jeśli słynne przysłowie nie było jego autorskim pomysłem.<br /><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU0-SEcLmp7k1UKwQwc0EH6tOG4EtUxPbUWKjLSd_8c62JgZq-oyu39ryjLp7oSHtgyPQYUpca4LexD1Huhy-ESRdEYt__4HYmdzcrFVyoPfa1QASo7UGA6Z25pjVZ5LeQpIeKCkAsGCJM/s1600/29177708_1662168007195399_8355898276397973504_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="589" data-original-width="602" height="390" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU0-SEcLmp7k1UKwQwc0EH6tOG4EtUxPbUWKjLSd_8c62JgZq-oyu39ryjLp7oSHtgyPQYUpca4LexD1Huhy-ESRdEYt__4HYmdzcrFVyoPfa1QASo7UGA6Z25pjVZ5LeQpIeKCkAsGCJM/s400/29177708_1662168007195399_8355898276397973504_n.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(„Postęp” 1864, nr 5.)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
2. Łukasz Gołębiowski (?):</div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Cyfrę S.A.R ciągłemi strzałamii o 400 kroków zręczny Kurpik wysadził kulami. </b></i><br />
<br />
Dylemat podobny do tego z przysłowiem <i>Strzela jak Kurp</i>. Udało się odnaleźć zdanie o wystrzelaniu liter S.A.R u Łukasza Gołębiowskiego, jako pierwszego autora przywołującego tę opowieść<span style="font-size: x-small;">[4]</span>. Nie sposób zweryfikować dokładnej daty i okoliczności powstania tej historii, ani jej prawdziwości. Tak czy inaczej, świadczyła o doskonałych umiejętnościach strzeleckich puszczańskiego ludu i często była powtarzana przez kolejnych badaczy i piewców regionu. Więcej o wymienionej opowieści pisałem w artykule <i><a href="http://kurpie-historia-trwanie.blogspot.com/2019/10/o-tym-jak-zreczny-kurpik-wystrzela.html">O tym jak zręczny Kurpik wystrzelał litery S.A.R. Fragment z dziejów legendy Kurpiów</a></i>, do którego lektury serdecznie zapraszam.<br />
<br />
3. Michał Morzkowski:<br />
<i><b>Kurpi ród – dzielny lud</b></i><br />
<br />
<i>Teraz znacie,<br />Panie bracie<br />Kurpi ród.<br />Niskie chaty,<br />Lecz za katy<br />Dzielny lud.</i><br />
Do zbiorów przysłów Samuela Adalberga i Juliana Krzyżanowskiego trafiło i to: <i>Kurpi ród – dzielny lud</i>. Tymczasem wydaje się, że to przysłowie jest wariacją na temat wiersza Michała Morzkowskiego z 1844 r., którego fragment wyżej zacytowano<span style="font-size: x-small;">[5]</span>. Wiersz Morzkowskiego wpisywał się w obraz dzielnych Kurpiów odpędzających wrogów, będących patriotami i dających przykład włościanom innych ziem polskich, jaką postawę należy przyjąć. Co ważniejsze, Kurpie dawali przykład nie tylko słowem swoich miłośników, ale przede wszystkim czynem. <br />
<br />
4. Henryk Sienkiewicz:<br />
<i><b>Kmicic jął namawiać Kurpiów, by, nie czekając Szwedów w puszczy, uderzyli na Ostrołękę i wojnę rozpoczęli, a sam ofiarował się ich poprowadzić.</b></i><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="478" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaz59ghETvO4rMO6ERebL1o1d71gCxMpvrnLndHDwRDAWhryfDaYCa8TqeVMnQCy0Qs4mRM12Evpda2sB764dVu3NU6AIgpCNChXaL7yp2aHjXtJ3oakFPYBWy56pSEi2CX6drwpq0nyqM/s400/Przechwytywanie.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="265" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Strona tytułowa tomu III <i>Potopu</i> z wydania nakładem Gebethnera i Wolffa. Rok 1888)</td></tr>
</tbody></table>
<i>Potop</i> Henryka Sienkiewicza ukazywał się w prasie w odcinkach od 1884 roku<span style="font-size: x-small;">[6]</span>. Kurpie i puszcza nie są kluczowym wątkiem powieści, ale wydaje się, że Sienkiewicz niemal skazany był na ich włączenie do fabuły. Ślady zainteresowania autora Trylogii Kurpiami datują się przynajmniej na 1880 rok, a głód, który dotknął mieszkańców okolic Myszyńca rok później, sprawił, że tym „ludem pobożnym” zainteresowała się warszawska inteligencja, w efekcie czego zaczęły powstawać liczne artykuły, przypominające o dawnych czasach wojen ze Szwedami w pierwszej połowie XVIII wieku<span style="font-size: x-small;">[7]</span>. Kurpików walczących z wojskami Karola XII, Sienkiewicz umiejscowił 50 lat wcześniej i przeniósł jako bohaterów do walki z najazdem szwedzkim w latach 1655-1660. Sławnych z bitności puszczaków pisarz cofnął również do czasów średniowiecza i umiejscowił w <i>Krzyżakach</i>. Czy Sienkiewicz spotkał się kiedyś z Kurpiami? Jeden przypadek takiego spotkania udało się potwierdzić. W styczniu 1904 r. gościł w Łomży, gdzie na jego cześć zorganizowano specjalny koncert. „W liczbie słuchaczy na koncercie tym znajdowało się kilku włościan. Dwie mieszkanki poblizkiej puszczy kurpiowskiej w odpowiednich strojach ofiarowały Sienkiewiczowi «kilimek wzorzysty». (...) W dalszym ciągu przemawiał p. Wojciechowski na cześć autora <i>Legendy Żeglarskiej</i> i włościanin (kurp), Piotr Kaczyński. Odpowiedział mu Sienkiewicz”<span style="font-size: x-small;">[8]</span>. Niecodziennie ma się okazję do dialogu z laureatem nagrody Nobla. Kurp Kaczyński z okazji skorzystał.<br />
<br />
5. Ludwik Krzywicki: <br />
<i><b>Jest to jedyny odłam z pośród naszego ludu, który usiłował, że tak powiem, robić i układać własnoręcznie swoją historyę. </b></i><br />
<br />
Ludwik Krzywicki (1859-1941), socjolog, jeden z twórców tej nauki na gruncie polskim, opublikował w 1892 r. w „Bibliotece Warszawskiej” rozprawę <i>Kurpie</i>, za którą w 1893 r. otrzymał nagrodę przyznaną przez Kasę im. Mianowskiego, a w 1906 r. to na podstawie tej pracy doktoryzował się na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Już te fakty przekonują o walorach dzieła Krzywickiego, które w swoim czasie było i chyba pozostało na długie lata najlepszą pracą dotyczącą puszczy kurpiowskiej. Oparta na zniszczonych później archiwaliach rozprawa do dziś zachowuje znaczenie. Powyższe słowa, chętnie przytaczane przez kolejnych badaczy Kurpiowszczyzny obrazują, jak mieszkańcy regionu potrafili również w „wielkiej” historii zaznaczać własny udział. Krzywicki dodawał zresztą z wyraźnym szacunkiem, że Kurpie „nie byli biernymi widzami, lub, lepiej, biernem źródłem środków walki dziejowej”<span style="font-size: x-small;">[9]</span>.<br />
<br />
6. Maria Konopnicka: <br />
<i><b>A w Zielonej, w Myszynieckiej <br />Hukają puszczyki –<br />To Padlewski Zygmunt dzielny<br />Zwołuje Kurpiki!</b></i><br />
<br />
Powstanie styczniowe przeszło do legendy zarówno ogólnopolskiej, jak i lokalnej. W przypadku tej drugiej, najbardziej pamiętanym wydarzeniem pozostała bitwa pod Myszyńcem z 9 marca 1863 r., starcie, w którym Kurpiami dowodził Zygmunt Padlewski, naczelnik województwa płockiego w powstaniu. Największą zasługę w tym upamiętnieniu odegrała Maria Konopnicka, poetka, która poświęciła kilka wierszy Kurpiom, a jeden z nich, pt. <i>Kurpik</i>, („W Myszynieckiej puszczy / Stoi dąb wyniosły, / Z ojca, dziada i pradziada / Kurpie tutaj wrosły”) stał się nawet hymnem Związku Kurpiów. Gdy mówimy o Kurpiowszczyźnie w poezji, nie sposób nie wspominać o Konopnickiej, której następujące słowa mogą do dziś poprawiać nam samopoczucie: „Nie bójta się, moi ludzie, gniazda Kurp nie rzuci!”<span style="font-size: x-small;">[10]</span>.<br />
<br />
7. Adam Chętnik: <br />
<b><i>Chciałbym widzieć Kurpiów, jako światłych, mądrych i dzielnych obywateli puszczy i Polski (…). A przedewszystkiem niech każdy światły puszczak nie wstydzi się powiedzieć: Kurpiem był mój dziad i ja Kurpiem jestem!</i></b><br />
<br />
Adam Chętnik (1885-1967) w roku, w którym ukazała się książka zawierająca powyższe zdanie, miał już pokaźny dorobek na niwie popularyzacji i badań regionu kurpiowskiej Puszczy Zielonej<span style="font-size: x-small;">[11]</span>. Kurpiom poświęcił całe życie, a jego twórczość do dziś zadziwia rozmachem i skalą prowadzonej działalności. Chętnik sygnalizował niejednokrotnie, jak ginie dawna kultura kurpiowska, a jednocześnie potrafił wiele zwyczajów opisać, dzięki czemu następne pokolenia mogły zaciągnąć swoisty dług u tego etnografa. Cytat powyższy można określić chyba bez wielkiej przesady, jako marzenie życia tego autora. W 1929 r. pisał o działalności na polu regionalizmu następująco: „I kto wie, czy regjonalizm nie jest tą naszą ostatnią deską, której wszyscy chwycić się musimy dla ratowania tego, co się w gruzy sypie, a co być winno ostoją naszej kultury swoistej i narodowej”<span style="font-size: x-small;">[12]</span>. Adam Chętnik bez wątpienia chwytał się tej „ostatniej deski”, aby ocalić kulturę kurpiowską od zapomnienia. To dzieło mu się udało.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinHbZzoHhf6RF6uiqEf2PEosDxjCu-zVovaQrIeFykWkswMTGHReQU-1CB551g7UkoXav9phY24sDaYoQWG3-G7LSDbH_xaCQCvNBLjI7RCfc9ufm9zuW1fb3Msm21BRMU6_4Ta2ONsv1i/s1600/O+Kurpiach.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="706" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinHbZzoHhf6RF6uiqEf2PEosDxjCu-zVovaQrIeFykWkswMTGHReQU-1CB551g7UkoXav9phY24sDaYoQWG3-G7LSDbH_xaCQCvNBLjI7RCfc9ufm9zuW1fb3Msm21BRMU6_4Ta2ONsv1i/s400/O+Kurpiach.JPG" width="262" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Adam Chętnik, <i>O Kurpiach</i>, Warszawa 1919. Strona tytułowa)</td></tr>
</tbody></table>
8. Władysław Skierkowski:<br />
<b><i>Radość moja granic nie miała, kiedy usłyszałem smutną, jak tylko może być smutną ta Puszcza Kurpiowska i rozciągłą, jak ciemne bory i lasy, a tak miłą i swojską i tak dziwnie ujmującą za serce melodję pieśni ,,Leć głosie po rosie”.</i></b><br />
<br />
26 grudnia 1914 roku. Wielka Wojna brutalnie wkracza do Myszyńca. „W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia księża zmuszeni byli uciekać z kościoła przed zakończeniem nabożeństwa; ks. kanonik Karwacki i ks. Skierkowski, podczas paniki, wywołanej pruską kanonadą – przepadli bez wieści”<span style="font-size: x-small;">[13]</span>. Po latach wspominał ks. Władysław Skierkowski (1886-1941): „Najwięcej zebrałem [pieśni – przyp. Ł. G.] podczas wojny, kiedy zmuszony byłem tułać się po borach, lasach i wioskach i razem z Kurpiami dzielić wspólną dolę”<span style="font-size: x-small;">[14]</span>. Dzieło tego „Kurpia z wyboru” to imponująca liczba ponad 2 tys. zebranych pieśni, a także sztuka święcąca triumfy w końcu lat 20. w Polsce i zagranicą pt. <i>Wesele na Kurpiach</i>. Powyższy cytat jest przykładem jak kultura kurpiowska, w tym przypadku muzyka, zachwyciła księdza, który w puszczy pracował jako wikariusz tylko dwa lata, od 1913 do 1915 r. w Myszyńcu<span style="font-size: x-small;">[15]</span>.<br />
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXAH8KlPq2VIAp4kSLP6_2rXhbAQHXcdKLB_5iW5GZhgV5sVuDPjaGECsdmGlTX3MxafsA1ESXKkT3DCtKHyKWymho7HIXNAWKPooOwE38epbi1Fo6zU2lZ3Oje6UTUwZnAOPHhhs4SLFK/s1600/c4d2e76a1b7e95c6988e95e671c837802facfcff347b1a8abd88bf5c06f43300_max.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1037" data-original-width="1600" height="412" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXAH8KlPq2VIAp4kSLP6_2rXhbAQHXcdKLB_5iW5GZhgV5sVuDPjaGECsdmGlTX3MxafsA1ESXKkT3DCtKHyKWymho7HIXNAWKPooOwE38epbi1Fo6zU2lZ3Oje6UTUwZnAOPHhhs4SLFK/s640/c4d2e76a1b7e95c6988e95e671c837802facfcff347b1a8abd88bf5c06f43300_max.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Obrzęd toczenia chleba przez Pannę Młodą. Fot. Fragment <i>Wesela na Kurpiach</i> wg ks. Władysława Skierkowskiego, w wykonaniu Teatru Regionalnego z Płocka. Źródło: NAC, sygn. 1-F-27)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
9. Autor anonimowy:<br />
<i><b>Bzij, zabzij, ja majątkiem ręce</b></i><br />
<br />
W zestawie wybranych cytatów nie mogło zabraknąć anonimowego powiedzenia, które Kurpie powtarzali w myśl słów: „uparty jak Kurp”. Powiedzenie to funkcjonowało i funkcjonuje w różnych wariantach, np. <i>Bzij, zabzij, ja honorem ręce</i>, czy <i>Bzij, zabzij, a capki nie łoddom</i><span style="font-size: x-small;">[16]</span>. Jak Kurpie się bili? Niech tytułem przykładu posłuży nam relacja z 1889 roku: „W same zapusty we wsi Białusnym-Lasku pod Myszyńcem pobili się między sobą Franciszek R… z Janem R… Pierwszy drugiemu rozciął głowę tak, że aż oko prawe wypełzło na wierzch i musiano je napowrót wkładać. Dzięki Bogu, zraniony jeszcze żyje i opatrują go lekarze. Ale jeśli wyzdrowieje, to tegoroczny zapust będzie pamiętał na całe życie”<span style="font-size: x-small;">[17]</span>.<br />
<br />
10. Autor anonimowy:<br />
<b><i>Trzy kurpiowskie zwierzęta na literę „z”: zilk, zając i zieziórka</i></b><br />
<br />
Gwara kurpiowska w ostatnich latach staje się elementem troski środowisk, które nie chcą doprowadzić do jej zagłady. Warto wymienić prof. Jerzego Rubacha, który już kilka książek na temat dialektu kurpiowskiego opublikował i stworzył zasady pisowni. Co do samego cytatu, przypomnijmy, iż postrachem Kurpsiów bywały zilki. O zilkach tak śpiewał niejaki Pawelczyk z Wolkowych:<br />
<i>(...) Az tu strach napotkał Walka nieboraka,<br />Stanęły dwa zilki niedaleko krzaka. <br />Gdy obacuł owe gady, podskocuł wysoko, <br />Wzielkim strachem przestrasony, wybziuł sobzie oko, <br />Uciekał przez krzaki, podarł se chodaki, <br />A wzilcy mu targali z kobzieliny raki</i><span style="font-size: x-small;">[18]</span><i>.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
__________________<br />
<b><span style="font-size: x-small;"><br />Przypisy:</span></b><span style="font-size: x-small;"><br /></span><br />
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[1] S. Adalberg, <i>Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich</i>, Warszawa 1889-1894, s. 528.<br />[2] K. W. Wójcicki, <i>O Kurpiach</i>, „Ziemomysł” 1830, T. 3, nr 18, s. 173.<br />[3] W. Dynak, <i>Łowy, łowcy i zwierzyna w przysłowiach polskich</i>, Wrocław 1993, s. 104.<br />[4] Ł. Gołębiowski, <i>Lud</i>, Warszawa 1830, s. 39.</span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[5] M. Morzkowski, <i>Kurpie</i>, „Biblioteka Warszawska” 1844, T. 2, s. 135.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[6] Fragment o Kurpiach: H. Sienkiewicz, <i>Potop</i>, „Czas”, 1885, nr 174.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[7] Por. <i>Kolęda w puszczy</i>, „Gazeta Polska” 1880, nr 1, s. 8.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[8] „Kurjer Warszawski”, 1904, nr 21, s. 5.</span></div>
<span style="font-size: x-small;">[9] L. Krzywicki, <i>Kurpie</i>, „Biblioteka Warszawska”, 1892, T. 3, s. 537.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">[10] M. Konopnicka [Jan Sawa], <i>Śpiewnik historyczny (1767-1863)</i>, Lwów 1905, s. 221.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">[11] A. Chętnik, <i>O Kurpiach</i>, Warszawa 1919, s. 48.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">[12] Idem, <i>Ostatni Kurpie (Z rozważań o kulturze i pochodzeniu Kurpiów)</i>, „Pamiętnik Warszawski”, 1929, z. 4, s. 85. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">[13] <i>Z różnych stron kraju</i>, „Kraj”, 1915, nr 1, s. 15.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[14] W. Skierkowski, <i>Puszcza Kurpiowska w pieśni</i>, „Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego”, 1929, T. 1, s. 33.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[15] Ibidem. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[16] Zob. A. Perzanowski, <i>Bzij, zabzij, ja honorem ręce... Bójka wiejska - walka i rytuał</i>, „Polska Sztuka Ludowa - Konteksty”, 1995, t.49, z.1, s. 55-63.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[17] P. Niedzwiecki, <i>Pamiętne zapusty</i>, „Gazeta Świąteczna” 1889, nr 16, s. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[18] W. Skierkowski, <i>Puszcza Kurpiowska w pieśni</i>, Ostrołęka 2003, T. 3, s. 37.</span></div>
<br />
<br />
<b>Autor: Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-78757583005879803662020-03-11T01:03:00.001-07:002020-03-11T01:03:28.251-07:00Zofia Bogdańska: Moje kurpiowskie dzieciństwo<div style="text-align: justify;">
<b>Poniższy tekst, który mam przyjemność zaprezentować, to wspomnienia Pani Zofii Bogdańskiej, pochodzącej z Kierzka (gm. Kadzidło). Wspomnienia dotyczące lat 50. i 60. XX wieku to barwna opowieść o dzieciństwie na Kurpiach, zabawach, pracy i ówczesnych obyczajach. Relacja Zofii Bogdańskiej to plastyczny opis realiów życia w małej miejscowości, trudności dnia codziennego i radości, których dzieciom nie brakowało. Zapraszam do lektury wspomnień tym bardziej, że Zofia Bogdańska nie jest autorką anonimową. Jej zapiski znalazły się w książce pt. „Kurpie we wspomnieniach”, wydanej przez Związek Kurpiów w 2018 roku. Poniższy tekst znacznie różni się od zamieszczonego w zbiorze pamiętników, skupiony na latach dzieciństwa, jest cennym świadectwem tego jak wyglądało życie dzieci kurpiowskich w połowie poprzedniego stulecia.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>_____________________</b> </div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Moje Kurpiowskie dzieciństwo</b></span></div>
<br /><div style="text-align: right;">
<i>Dzieciństwo na Kurpiach<br />… jakie było? Wspaniałe i beztroskie.</i></div>
<div style="text-align: right;">
<i> </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5hZIh2cJq8lCX0eS8g5qdvrFviwtQHq9TbSAeCG9yADCwawEpjaFYP4e1LhwePrK7HALVMq5CTkB4My5neTXS24uJscpGkAf9snHBPolR6iH9-4JCgjY7bXs5c8vcaVsu4bpAAT5AS_sP/s1600/Kierzek+zdj.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="551" data-original-width="860" height="408" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5hZIh2cJq8lCX0eS8g5qdvrFviwtQHq9TbSAeCG9yADCwawEpjaFYP4e1LhwePrK7HALVMq5CTkB4My5neTXS24uJscpGkAf9snHBPolR6iH9-4JCgjY7bXs5c8vcaVsu4bpAAT5AS_sP/s640/Kierzek+zdj.JPG" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Urodziłam się cztery lata po zakończeniu wojny w 1949 r. i dlatego ciężkich czasów powojennych nie pamiętam, w przeciwieństwie do mojego starszego o 11 lat brata Staśka. Rodzice robili wszystko, abyśmy my dzieci czuli się kochani i bezpieczni.<br /><br /><b>Kierzek lat 50. XX wieku, czyli piaszczyste drogi i drewniane domy</b><br /><br />Urodziłam się i wychowałam w małej kurpiowskiej wiosce, w Kierzku, w gminie i parafii Kadzidło. We wsi nie było wtedy prądu i podłączyli go dopiero w 1969 r. Autobusy nie jeździły do nas, gdyż nie wjechałyby do wsi. Droga była piaszczysta, kiedy jechało się wozem ciągniętym przez konia, to piach tylko przesypywał się przez szprychy kół. Koła były drewniane, obite żelazną obręczą, chyba dlatego nazywano je żelaźniakami. Później były wozy z kołami gumowymi i to już był luksus. Wszystkie drogi, którymi wjeżdżało się do Kierzka były piaszczyste i żaden samochód do wsi nie wjechał. Kiedy jechaliśmy do teatrzyku lalkowego do Kadzidła, to musieliśmy iść z kilometr do sąsiedniej wsi Gleby, gdzie czekała na nas ciężarówka, dalej przez Glebę, Jeglijowiec już była droga żwirowa.<br /><br />Domy w mojej wsi były drewniane i prawie wszystkie po jednej stronie drogi, przez trzy kilometry. Zaraz za zabudowaniami było trochę pola, a dalej las. Po drugiej stronie drogi były pola, potem łąki, które ciągnęły się aż do Omulwi. Na granicy Kierzka był i jest kanał, który wykopano bardzo dawno temu, aby osuszyć ziemię pod pola uprawne. Kanał ten ciągnie się od Karaski do Omulwi.<br /><br />Mój dom rodzinny był nieduży, drewniany, pokryty szarą, cementową dachówką. Miał tylko dwie izby i sień. Trzecią izbę dobudowano później. Nasz budynki gospodarcze, tzn. chlew i stodoła, tak jak większość we wsi, były pokryte słomą. Dom był odsunięty od wiejskiej drogi i pomiędzy drogą a domem był nieduży sadek. Rosły tam śliwy, jabłonie, wiśnie, oraz dzika grusza, na której były gruszki ulęgałki. Przy drodze rosły duże, rozłożyste, piękne lipy, które podczas kwitnienia pachniały obłędnie, podobnie jak krzewy dzikiego bzu, które rosły koło sąsiadów.<br /><br /><b>Najwcześniejsze wspomnienia</b><br /><br />Dzieciństwo, to wiadomo, zabawa, szkoła, ale i praca, czasami praca zarobkowa. Tak, tak, praca zarobkowa także.<br /><br />Mówić zaczęłam bardzo wcześnie, podobno kiedy skończyłam pierwszy rok życia. Gdy byłam nieco starsza, lubiłam rysować i zawsze miałam w domu zeszyt, ołówek i kredki. Opowiadałam sobie różne historie i ilustrowałam je w zeszycie. Często też uciekałam rodzicom do szkoły. Brałam koszyk od kartofli, wkładałam do niego zeszyt, ołówek i po rozejrzeniu się czy nikt nie widzi, myk na drogę i do szkoły. Czasem tato, mama czy brat zdążyli mnie dogonić, ale nie zawsze.<br /><br />Prócz „ucieczek” do szkoły, bardzo lubiłam przebywać u moich Stryjów, którzy mieszkali po sąsiedzku, u stryja Antka. Tam moje stryjeczne rodzeństwo starsze ode mnie o ponad 20 lat, rozpuszczało mnie bardzo, ale nauczyli mnie czytać. Od szóstego roku życia czytałam bardzo dobrze. Moi kuzyni opowiadali mi różne ciekawe historie, a ja bardzo lubiłam słuchać. Były to bajki, wiersze, prawdziwe historie.<br /><br />Moja kuzynka Władzia była krawcową i szyjąc opowiadała mi ze szczegółami „Trylogię” H. Sienkiewicza, recytowała fragmenty „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza. Znałam te opowiadania i wiersze na pamięć, gdyż zamęczałam ją, żeby mi to powtarzała po kilka razy. Zdarzało się, że kiedy prosiłam ją o jakąś bajkę, mówiła mi: „Zosiu, przecież ty to znasz”, to ja na to: „To opowiedz mi prawdę”. „Prawda”, to były opowiadania o naszych przodkach, o okresie międzywojennym, o czasach wojny i w ogóle o różnych historycznych wydarzeniach.<br /><br />Miałam także kuzynki w moim wieku, które mieszkały obok nas, oraz koleżanki. Lubiłam razem z nimi bawić się w piachy na górce, a piachu u nas nie brakowało i był ładniejszy niż na plaży, chociaż plażę zobaczyłam dopiero, kiedy byłam dorosła. Obok naszego domu były resztki fundamentu po budynku, który spalił się podczas wojny. Były tam szkła, kamyki, potłuczone cegły, kawałki dachówek. Tam też się bawiłyśmy. Byłyśmy pielęgniarkami i robiłyśmy zastrzyki. Wiśnią smarowało się rękę, że niby to krew i kolcami z dzikiej gruszy robiło się zastrzyk, albo potłuczonym szkłem nacinało się skórę, było to szczepienie przeciw ospie. Kiedy ja byłam „szczepiona”, to krzyczałam, że ma być delikatnie, bo to na niby, ale kiedy ja byłam „pielęgniarką”, to krew poleciała naprawdę. Mimo braku dezynfekcji zakażenia nie było.<br /><br /><b>Na co dzień boso, do kościoła w butach</b><br /><br />Kiedy tylko na wiosnę robiło się ciepło, my dzieci chodziliśmy boso. Buty były do kościoła, na uroczystości, no i do szkoły. Stopy miałam ciągle z tego powodu pokaleczone, a opatrunkiem był piasek, który tamował krew. Ciągle właziłam na drzewa, a więc kolana i łokcie nie nadążały się goić, a sukienki ciągle się niszczyły. Mama umiała szyć, a i moja kuzynka Władzia zawsze coś ładnego mi uszyła i były to prezenty od mojej matki chrzestnej, gdyż jej najmłodsza siostra, uczennica Liceum Pedagogicznego była nią. Moja mama wymyślała mi ciągle jakieś kreacje, aż sąsiadki mówiły, że za bardzo mnie stroi, że powinna poczekać aż będę dorosła. Wtedy mama odpowiadała, że stroi kiedy może, bo nie wie czy doczeka mojej dorosłości. Zmarła przed moimi 20 urodzinami.<br />Jeżeli chodzi o nasze dziecięce zabawy, to latem uczyłyśmy się wraz z moimi kuzynkami pływać, najpierw w pobliskim kanale, później w rowie melioracyjnym, a już trochę starsze, w Omulwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /><b>W Kierzku jak w Fatimie?</b><br /><br />Często opowiadano nam o objawieniach w Fatimie i w Lourdes, a ponieważ koło domu jednego ze stryjów jest pobudowana przez dziadka kapliczka z figurką Matki Bożej, to ja z kuzynkami pomyślałyśmy, że jak się pomodlimy, to ta Matka Boża do nas zejdzie.<br /><br />Było nas pięć dziewczyn, dwie najstarsze z nas powiedziały, że powinnyśmy przynieść coś dobrego do jedzenia dla Maryi, to na pewno zejdzie do nas. Przyniosłyśmy to, co wg nas było najlepsze w domu, cukier w kostkach i słoninę. Położyłyśmy na kamieniu przy kapliczce, czekamy, ale Matka Boża nie schodzi. Nasze starsze kuzynki orzekły, że pewnie za mało przyniosłyśmy, a więc trzeba więcej. Poszłyśmy po więcej, wracamy, a naszych darów nie ma, okazało się, że Maryja była pod naszą nieobecność. Było nam smutno, że nie mogłyśmy jej spotkać. Zdaje się że kilka razy tak chodziłyśmy po ten cukier i słoninę, w końcu zrezygnowałyśmy.<br /><br />Często bawiłam się z kuzynkami i koleżankami w szkołę i to nawet w wakacje. Najczęściej byłam nauczycielką. Robiłam swoim uczniom dyktanda, zadawałam słupki z matematyki. Jednak dziwa była ze mnie nauczycielka, gdyż cieszyłam się, kiedy moje uczennice robiły błędy, bo wtedy miałam co poprawiać czerwoną kredką. Często grałyśmy w piłkę, w klasy. Bawiłyśmy się w chowanego, w ciuciubabkę, w czarnego luda. Jeżeli chodzi o okres zimowy, to często chodziliśmy na sanki. Zjeżdżaliśmy albo z górek, albo szliśmy na zamarzniętą Omulew. Wyglądało to tak, że siedząc na sankach, odpychało się dwoma kijkami zakończonymi gwoździami. Chłopaki jeździli także na łyżwach, takich zrobionych z drewna, owiniętych drutem i przywiązanych sznurkiem do butów. Można było pożyczyć łyżwy ze szkoły, ale tych nie starczyło dla wszystkich chętnych. Te były ładne, metalowe, przykręcane do butów.<br /><br />Bardzo lubiłam czytać, ale także bawić się lalkami, dlatego u św. Mikołaja zawsze zamawiałam książkę i lalkę, no i dostawałam. Lalki robiłam sobie też sama. Pamiętam, wzięłam śpioszki i kaftanik mojego małego braciszka, wypchałam szmatkami, połączyłam górę z dołem, a głowę zrobiłam z pieluchy, w którą włożyłam niedużą piłkę, na nią czapeczkę i przymocowałam do korpusu. Mój „niemowlak” miał rozmiary prawdziwego dziecka i z tym „dzieckiem” poszłam pochwalić się do stryjów. Moje starsze kuzynki zapytały mnie jak się nazywa ten mój dzidziuch. Ponieważ nie byłam przygotowana na takie pytanie, więc musiałam pomyśleć i po chwili odpowiedziałam, że nazywa się dzidziuch Zadrożny. Były i bardzo niebezpieczne zabawy, ale tego już opisywać nie będę.<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidrkoYyNCWiDwPeLsFBwxINzFCeauP_XgkjOfdiMtVHikvIkDggfUVeNXZ_yZAtZ9-yAnWj_QeZcosCplnTDA_1SZwRCaFAv_3EVigzmt_-Ie8GvtR6Ml5NxRZdPJoqAV9jagnDhVwCWci/s1600/kapliczka+zdj.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="747" data-original-width="488" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidrkoYyNCWiDwPeLsFBwxINzFCeauP_XgkjOfdiMtVHikvIkDggfUVeNXZ_yZAtZ9-yAnWj_QeZcosCplnTDA_1SZwRCaFAv_3EVigzmt_-Ie8GvtR6Ml5NxRZdPJoqAV9jagnDhVwCWci/s400/kapliczka+zdj.JPG" width="260" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Kapliczka w Kierzku, o której mowa w tekście)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<b>Obowiązki wobec młodszych braci</b><br /><br />Niestety nie tylko samą zabawą dzieci żyły. Ja miałam dwóch młodszych braci, Józka trzy lata młodszego ode mnie i Kazika sześć lat młodszego. Kiedy byli bardzo mali, kołysanie ich w kołysce (kolebce) należało do mnie. Kiedy mama szła na pole pielić lub kopać kartofle, brała ze sobą tzw. kozę (to taki stelaż drewniany, jak do huśtawki), przywiązywała do tego płachtę, wkładała do płachty poduszkę i tam kładła dziecko, no i ja musiałam kołysać, albo jak nie spało, zabawiać je. Kiedy bracia byli już starsi, też pozostawali pod moją opieką. Józek nie chciał mnie słuchać, nie lubił chodzić tam gdzie ja, to co mnie interesowało, jego nudziło. Kazikiem lubiłam się opiekować. Miałam z siedem, czy osiem lat, to już chodziłam na grzyby i to była „praca zarobkowa”, gdyż mama je segregowała, prawdziwki suszyła i potem sprzedawała. Oczywiście na grzyby chodzili wszyscy domownicy. Za sprzedane grzyby, mama kupowała mi materiał na sukienkę, czy książki. Wiadomo, że ja tyle nie zarobiłam, więc mama musiała sporo dołożyć. Teraz to wiem, ale kiedy byłam dzieckiem, myślałam, że to za moje pieniążki. Tak samo było z jagodami, te zbierane w tygodniu były na sprzedaż, a te zbierane w niedzielę, na sok, czy marmoladę.<br /><br />Na grzyby budziła mnie mama bardzo rano, kiedy byłam w lesie, to słońce wschodziło. Chodziłam już do szkoły, ale wstawać rano nie chciało mi się, chociaż grzyby lubiłam zbierać. Z lasu wracałam na śniadanie i później na jagody, oczywiście w wakacje. Po lesie zawsze boso, to i mój kilkuletni braciszek, którego zabierałam ze sobą, też butów nie chciał zakładać, a w lesie w nóżki go kłuło i nosiłam go wtedy na plecach (na barana). Mama nie kazała mi go nosić, ale było mi go żal. Ponieważ w mojej wsi sklepu nie było, to kiedy rodzice pracowali w polu, to do sklepu po drobne zakupy i sprzedać jajka wysyłano mnie. Sklep był w Glebie kilka kilometrów od domu. Roweru wtedy jeszcze nie miałam. Droga do sklepu prowadziła przy lesie, w którym były wilki i podobno straszyło, a więc bałam się bardzo, ale szłam. Byłam wtedy w trzeciej, czy czwartej klasie podstawówki. Do kościoła 12 km też często chodziłam pieszo z mamą. Szło się boso, a buty nakładało dopiero w Kadzidle.<br /><br />Wiosną, kiedy sadzono ziemniaki, to po przyjściu ze szkoły szłam na pole pomagać rodzicom i opiekować się młodszymi braćmi. Moja pomoc polegała na wgrabianiu obornika w radliny, do których były wrzucane kartofle. Muszę powiedzieć, że ja tą swoją pomoc w polu traktowałam jak zabawę, gdyż rodzice i mój starszy brat bardzo mnie oszczędzali. Inne dzieci nie miały tak dobrze jak ja, niektóre w czasie robót w polu były zwalniane ze szkoły, bo musiały pomagać. Latem podczas żniw ja, tak jak i inne dzieci, znosiliśmy snopki żyta, które dorośli ustawiali w dziesiątki. Potem po skończonej pracy, wieczorem jechaliśmy całą rodziną razem do rzeki, wykąpać się.<br /><br /><b>Przy pasieniu krów</b><br /><br />Dwa razy do roku była koszona trawa na łąkach. Po skoszeniu, my dzieci przewracaliśmy ją grabiami, aby wyschła na siano, które brat z tatą stożyli w stogi. Ponieważ na łąkach było mokro, siano było przywożone do obory dopiero podczas mrozu i wtedy dla nas dzieciaków też było zajęcie. Udeptywaliśmy je. Było to nawet fajne, gdyż żeby je dobrze udeptać, trzeba było skakać po nim. Oczywiście nasypało nam się różnych paprochów za kołnierz i nieźle kłuło, całe ubranie było w nich, ale nam to nie przeszkadzało.<br /><br />Od wiosny do późnej jesieni trzeba było paść krowy i to było zajęcia i zmora dzieci. Przychodziło się ze szkoły, zjadło chleba z cukrem, popiło mlekiem i do pasionki do wieczora, wieczorem krowy do domu i lekcje trzeba odrabiać. Ja książki brałam ze sobą, za krowami i tam czytałam, no ale pisemnych prac to już nie dało się na łące odrobić. W wakacje paśliśmy krowy także na rżyskach, a niektóre dzieci pasły je w lesie na bagnach Karaski. Kiedy paśliśmy krowy na łąkach, to czasem zebrała się nas cała wesoła gromadka i wtedy wygłupom nie było końca, graliśmy w piłkę, pływaliśmy w rowie, paliliśmy ognisko i piekliśmy kartofle. Często tak byliśmy zajęci zabawą, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy krowy weszły w szkodę. Dopiero jak usłyszeliśmy wołanie rodziców, którzy byli na polu, to zobaczyliśmy. Ja to miałam dobrze, bo chociaż w niedziele krów nie pasłam. W niedzielę tato, albo starszy brat wyręczali mnie.<br /><br />Kiedy rodzice pracowali w polu, moim zadaniem było po przyjściu ze szkoły, jeszcze przed „pasionką”, przynieść drzewa do kuchni, wody nanosić i ponalewać w garnki, obrać gar kartofli, żeby mama po powrocie szybciej mogła ugotować kolację. Zimą, kiedy dni były krótkie, dzieci pomagały robić włosiankę na krosnach.<br /><br /><b>Szkoła</b><br /><br />Opisałam pomoc rodzicom, zabawy dziecięce, a teraz napiszę co pamiętam ze szkoły.<br />W Kierzku szkoła nie miała swojego budynku, mieściła się w prywatnych domach. Od razu po wojnie była tylko czteroklasówka, kiedy ja szłam do pierwszej klasy we wrześniu 1956 r., było już 7 klas, tzn. pełna podstawowa. Przez pierwsze trzy lata mojej nauki, szkoła mieściła się u sąsiadów, państwa Grzybów i Abramczyków. Uczyło się w niej 4 nauczycieli, a właściwie nauczycielki: p Helena Gałązka – moja siostra stryjeczna i jednocześnie moja matka chrzestna. Hela była moją wychowawczynią. Pozostałe nauczycieli to Pani Krystyna Dzwonkowska, Pani Stanisława Nasiadka i Pani Aleksandra Suchcicka – kierownik szkoły. Religii uczył Pan Henryk Tomczak z Gleby. To on zgodził się abym poszła do I Komunii św. w pierwszej klasie (wtedy szły dzieci z klasy trzeciej, później już z drugiej).<br /><br />Nauczyciele zmieniali się, jedni przychodzili, drudzy odchodzili, ale pamiętam wszystkie nazwiska, chociaż nie będę ich tu wymieniać. Do szkoły w Kierzku chodziły dzieci także z Kopaczysk, Gleby i Karaski. Te ostatnie były to dzieci gajowych, one żeby dotrzeć do szkoły, musiały iść cały czas lasem. Szkoła na wsi to było miejsce nie tylko do nauki. Nauczyciele organizowali w niej różne imprezy, przedstawienia, potańcówki. Mimo, że szkoła nie miała budynku, miała małą bibliotekę, z której wypożyczaliśmy książki. Jeden z nauczycieli sprowadzał do Kierzka kino objazdowe. Jakże to było ciekawe i mimo, że z pierwszego filmu kazano nam dzieciom wyjść, to ja i jeszcze kilkoro zostaliśmy. Dla nas interesujące było to, jak to jest, że tam na tym prześcieradle, które służyło za ekran, są żywi ludzie, poruszają się i rozmawiają. Sama treść filmu była mniej ważna. Zostaliśmy za swoją ciekawość ukarani, musieliśmy zostać po lekcjach i nauczyć się na pamięć regulaminu uczniowskiego, który oprawiony w ramki wisiał na szkolnej ścianie. Byłam wtedy w czwartej klasie, ale tytuł mojego pierwszego filmu pamiętam do dzisiaj. Był to „Cichy Don” wg powieści Szołochowa, niestety pamiętam tylko tytuł.<br /><br />Kiedy szłam do klasy pierwszej, szkoły nie bałam się, przecież ciągle do niej uciekałam, do tego umiałam już czytać. Rodzice kupili mi drugi Elementarz, gdyż ten, na którym uczyłam się czytać, był mocno zniszczony. Pewności siebie dodawało mi także to, że widziałam, iż moją wychowawczynią będzie moja matka chrzestna. Na uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego zrobiłam całe przedstawienie: Kiedy nauczycielka zapytała nas maluchów, kto zna jakiś wierszyk, no to wyszłam ja, oczywiście wcześniej unosząc dwa palce w górę, gdyż wiedziałam, że tak należy się zgłosić i zaczęłam recytować wierszyki jeden po drugim, a znałam ich sporo. Moja wychowawczyni była ze mnie dumna, chociaż i zaskoczona, ponieważ nie myślała, że ja tyle tych wierszyków znam na pamięć.<br /><br />Pierwsze litery pisało się ołówkiem, piórem ze stalówką maczaną w atramencie. Tu czasem były problemy z kleksami w zeszycie. Teraz to nowy zeszyt kupiłabym i przepisałabym, a wtedy do sklepu było 6 km, a i zeszytów mogło w nim zabraknąć. Większości rodziców zależało, żeby ich dzieci uczyły się, gdyż tylko w ten sposób mogłyby kiedyś zdobyć jakiś zawód i poprawić sobie byt.<br />Za dobre oceny nagród nie było, była radość i satysfakcja, chociaż ja dostałam taką nagrodę od rodziców, za całokształt. Kiedy byłam klasie piątej, dostałam nowiutki rower, damkę. To rower, który nie miał ramy, a miał siatkę kolorową na tylnym kole, żeby podczas jazdy sukienka w szprychy nie wkręciła się. Przecież w tamtych czasach na Kurpiach dziewczynki i kobiety nie chodziły w spodniach.<br /><br /><b>Kary dla niesfornych uczniów</b><br /><br />Pamiętam kary dla niesfornych uczniów. Kiedy uczeń nie odrobił lekcji, lub nie nauczył się, zostawał w kozie, tzn. zostawał po lekcjach i musiał się uczyć. Kiedyś jesienią, kiedy szkoła była jeszcze u sąsiadów, akurat w kopanie ziemniaków, nauczycielka, moja matka chrzestna, zostawiła uczniów po lekcjach i poszła kopać ziemniaki, po jakimś czasie poprosiła mnie abym poszła i powiedziała im, żeby poszli do domu. Miałam wtedy siedem czy osiem lat i owszem poszłam, ale zamiast ich uwolnić z „kozy”, to pozamykałam drzwi i okna z zewnątrz tak, że mogli wyjść dopiero jak gospodarze wrócili z pola. Nauczycielka dowiedziała się o tym następnego dnia.<br /><br />Były takie kary, jak klęczenie na grochu, albo klęczenie z uniesionymi rękami, na które były położone ciężkie książki. Pamiętam, że były to dzieła Lenina, które leżały na dole szkolnej szafy. Co niektórym dostawało się drewnianym piórnikiem po łapach, albo taką grubą liniją, która była przy tablicy. Moja koleżanka miała taki solidny piórnik, który nie mógł się rozpaść przy wymierzaniu kary, a więc szczególnie jedna z nauczycielek zawsze od niej pożyczała.<br /><br />Rodzice nie mieli o to pretensji i sami nieraz stosowali różne metody wychowawcze. Mój najmłodszy brat opowiadał, że w jego klasie był chłopak, którego ojciec ciągle był wzywany do szkoły ze względu na wybryki syna. Pewnego razu w zimie, kiedy wezwany ojciec wraz z synem wszedł do klasy i od razu w progu zdejmując synowi czapkę z głowy, rzekł: „Proszę pani, to za dobre sprawowanie” – wtedy wszyscy uczniowie wybuchnęli śmiechem, gdyż chłopak miał głowę ogoloną na łyso. Ojciec miał po prostu dosyć wybryków syna.<br /><br />W szkole klasy były łączone po dwie, a czasem i trzy. Kiedy byłam w klasie piątej, mieliśmy lekcje razem z szósto- i siódmoklasistami. Takie lekcje mi pasowały, gdyż mogłam się więcej dowiedzieć, kiedy nauczycielka prowadziła zajęcia ze starszą klasą.<br /><br /><b>Jeżeli chcieliśmy się uczyć...</b><br /><br />Ponieważ do Kierzka autobusy nie jeździły, do dzieci, które po skończeniu szkoły podstawowej, chciały się uczyć dalej, musiały z domu wyjechać do internatu, a ponieważ nie wszystkich rodziców stać było na opłaty, więc niewiele dzieci poszło do szkoły średniej.<br /><br />Ja wyjechałam z domu, kiedy miałam 13 lat. Mieszkałam u rodziny za Olsztynem i dojeżdżałam do szkoły pociągiem 30 km. Bardzo tęskniłam za domem i bliskimi. Do domu przyjeżdżałam rzadko, tylko na święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc, no i w wakacje. Tak powoli kończyło się moje dzieciństwo. Moje pokolenie nie miało wyjścia, jeżeli chcieliśmy się uczyć, musieliśmy wyjeżdżać z domu.<br /><br /><div style="text-align: right;">
<b>Zofia Bogdańska</b></div>
</div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-29536073099175331912020-01-03T11:42:00.000-08:002020-01-03T11:42:04.449-08:00Dzieci kurpiowskie w „Kurierze Warszawskim” (1938 r.)<div style="text-align: justify;">
<b>Rok 1938. „Około 2-giej, już po zamknięciu numeru, wpada nagle do głównej Sali redakcyjnej lotna wieść: wycieczka dzieci kurpiowskich”. Dzieci ze wsi Cyk odwiedziły redakcję „Kuriera Warszawskiego”, jednego z najpopularniejszych dzienników warszawskich w dwudziestoleciu międzywojennym. Jak wyglądała wycieczka do redakcji pisma, które wielokrotnie na swoich łamach wspominało Kurpiów? Poniżej publikuję tekst na temat tej wycieczki.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
_____________</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Dzieci kurpiowskie w „Kurjerze Warszawskim”</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">________</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wczoraj około godz. 2-giej, już po zamknięciu numeru, wpada nagle do głównej Sali redakcyjnej lotna wieść: wycieczka dzieci kurpiowskich. I istotnie, za chwilę zaroiło się i zakwieciło w redakcji od małych Kurpianek i Kurpików.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXpItIhNYTOTX6R3xyd_uax50fpv5fzSsIzv2WpAtegiy9EQVumIgF29x9VqUBKR8ksDMuOGnbrhYoG_6Nd_9_cOtf-cyCdw7d3wNnN636UWCNwSgMocQyq7n5JU0fwBJzy185CJSCXcz9/s1600/Cyk+Kurpiki.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="423" data-original-width="467" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXpItIhNYTOTX6R3xyd_uax50fpv5fzSsIzv2WpAtegiy9EQVumIgF29x9VqUBKR8ksDMuOGnbrhYoG_6Nd_9_cOtf-cyCdw7d3wNnN636UWCNwSgMocQyq7n5JU0fwBJzy185CJSCXcz9/s1600/Cyk+Kurpiki.JPG" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Fot. Jan Ryś,<span style="text-align: justify;"> </span>„Kurjer Warszawski” nr 161 z 14 czerwca 1938, wyd. poranne.)</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Skąd dzieci? Ze wsi Cyku, z powiatu Ostrołęckiego. A jak przyjechały do Warszawy? Zaproszone. Zaproszone przez uczniów kl. III A. gimnazjum państw. m. Adama Mickiewicza. Piękna inicjatywa prof. Kubińskiego, wychowawcy kl. III A., z zapałem przyjęta przez młodzież i gorliwie poparta przez rodziców, przybrała kształt realny przemiłej wycieczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzieci z jednoklasowej szkoły powszechnej w Cyku (13 dziewczynek i 8 chłopców) przybyły w niedzielę rano pod opieką kierownika szkoły, p. Karlińskiego. W Warszawie opiekę główną sprawuje nad dziatwą prezes patronatu gimn. im. Mickiewicza p. major Widlarz. Dzieci rozmieszczone są w gościnie u uczniów kl. III A., w mieszkaniach ich rodziców, którzy wzięli na siebie koszty podróży i utrzymania dziatwy w Warszawie. W stolicy zabawi dziatwa kurpiowska do piątku włącznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A co sprowadziło dzieci do redakcji „Kurjera Warszawskiego”? Ano, ciekawość, jak się to też „robi” taka wielka gazeta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Więc najpierw słyszą objaśnienie, że w tej oto sali przygotowuje się materiał do druku, że potem… Ba! Ale na to „potem” przyjdzie czas za chwilę, a teraz trzeba się ładnie ustawić do fotografii! Stają przy sobie zwartą grządką kwietną ślicznie odziane w stroje kurpiowskie – dziewczynki, a obok – już „po szaremu” – chłopcy. Dzieci mają w rękach dodatek „Kurjer Warszawski Dzieciom” – a sprawozdawca-fotograf p. Jan Ryś wymierzył aparat i – trzask – zdjęcie zrobione! A dodajmyż jeszcze, że za dziatwą stanęli nieodstępni „opiekunowie” III-klasiści, obok zaś pp. Major Widlarz i kierownik Karliński.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz miła już ośmielona gromadka przechodzi do zecerni, gdzie, stłoczywszy się barwnym wiankiem wokoło kilku pracujących jeszcze „maszynek” linotypów, przypatruje się z podziwem, jak „taki pan” siedzi sobie na krzesełku przed maszyną i – niby organista jaki – przebiera palcami, a z tego przebierania robią się takie rządeczki błyszczące z literkami! Aż oczy i buzie się rozwierają szeroko z podziwu! Chociaż… buzie nie wszystkie, bo – zdradźmy tu sekret! – taka jedna dobra pani z redakcji „Kurjera” nawtykała w rączyny dziatwy cukierków i małych pierniczków: całkiem jakby jaka mama, albo ciocia!... No i w niejednej buzi było pilno do tych słodkości…</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Napatrzywszy się tym dziwom, przeszły dzieci wraz z swymi opiekunami na dół, do podziemi, gdzie, w giserni, zobaczyły, jak się robi matryce, a następnie na parter: przyjrzeć się, jak pracują maszyny rotacyjne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No, tu już za mało dwojga oczu i jednej buzi na dziecko, żeby dobrze ogarnąć ten dziw! Oto z wałka wysnuwa się taka szeroka-szeroka płachta papieru, niby lniane płótno mamusine, schnące na łączce w Cyklu rodzinnym i – i wkręca się, wślizguje w to ogromne, maszynisko-potworę i za chwilę, o kilka zaledwie kroków dalej – z takiej paszczy smoczek wysypują się gotowiusieńkie, ślicznie poskładane „Kurjery Warszawskie”!... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
– Ej! Czy to prawda? Czy to aby prawda? </div>
<div style="text-align: justify;">
– No, święta prawda. Przecie widziały na własne oczy! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak będą niewątpliwie dzieci zapewniały za kilka dni, tam w rodzimym Cyku i rodzeństwo i – rodziców o tych dziwach-przedziwach…</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Syte wrażeń, ale zato po tylu widzianych osobliwościach głodne „chleba naszego powszedniego” w postaci smacznego obiadu u gościnnych swoich „opiekunów-gospodarzy” rozeszły się dzieci kurpiowskie po tej ogromnej, ślicznej, przemiłej Warszawie, sfotografowane raz jeszcze na ulicy, przed „Kurjerem Warszawskim”.</div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
Józef Ruffler</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><b>Źródło</b>: </span>„<span style="font-size: x-small;">Kurjer Warszawski” nr 161 z 14 czerwca 1938, wyd. poranne.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /><b>Oprac. Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-84738375130974122612019-12-30T05:11:00.001-08:002020-11-17T02:57:14.351-08:00List z Puszczy Kurpiowskiej na Boże Narodzenie 1918 roku<div style="text-align: justify;">
<b>25 grudnia 1918 roku to data szczególna. Po 123 latach od III rozbioru, Polacy mogli świętować Boże Narodzenie we własnym państwie. Pierwsze miesiące swoistej euforii z odzyskanej niepodległości widać wyraźnie w publikowanym poniżej liście Konstantego Kaczyńskiego, drukowanym 22 grudnia 1918 r. w „Gazecie Świątecznej”.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b> </b></div>
<div style="text-align: justify;">
Konstanty Kaczyński z Kadzidła kilkakrotnie pisał do „Gazety Świątecznej”. W jego korespondencjach, tak jak i w poniższej, znajdują się ciekawe informacje z punktu widzenia dziejów parafii w Kadzidle. Ponadto, Kaczyński podejmował istotne tematy, które dla historyka są nie do przecenienia: opisywał sytuację materialną Kurpiów w latach I wojny światowej i działalność polityczną w latach dwudziestych.<br /><br />Poniższy list ukazuje radość z odzyskanej niepodległości, świadczy o religijności i patriotyzmie, a także jest przykładem na to jak Kurpie mogli postrzegać ledwie „wczoraj” odrodzoną Polskę. Dodatkowo tekst zawiera akapity poświęcone ks. proboszczowi Michałowi Turowskiemu, pracującemu w kadzidlańskiej parafii w latach 1905-1918.<br /><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7qaLPisLi6q60gMeBw14Gn2a-oGdCpSBFK3XClBspNYH9Bz-8TtJsQFaoEntufsBMM7y1tCS8TiJXCscAC8Q4pctGwEu-V2idjwDchHCE12TcxHcvmiyGiwXj8fiagTudIZtsSCq-6VEq/s790/Sanna+w+Kadzidle.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="566" data-original-width="790" height="458" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7qaLPisLi6q60gMeBw14Gn2a-oGdCpSBFK3XClBspNYH9Bz-8TtJsQFaoEntufsBMM7y1tCS8TiJXCscAC8Q4pctGwEu-V2idjwDchHCE12TcxHcvmiyGiwXj8fiagTudIZtsSCq-6VEq/w640-h458/Sanna+w+Kadzidle.JPG" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Źródło: Fot. A. Chętnik, <i>Sanna w Kadzidle</i>, „Zorza” 1913, nr 17)</span></td></tr></tbody></table><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W tekście zachowano pisownię oryginalną. Zapraszam do lektury.<br />
_________________<br />
<br /><br /><div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>List z Puszczy Kurpiowskiej</b><br /><b>_____</b></span></div>
<br />Śpieszymy wszyscy z dalekiej Puszczy Kurpiowskiej powitać Was, najmilsi spółczytelnicy Gazety Świątecznej. Oto za dni parę, za godzin parę zaświeci nad stajenką Betlejemską gwiazda, która oznajmi nam, że w tej chwili narodził się nasz Zbawiciel. Gwiazda ta będzie najmilszą dla nas, bo będziemy nareszcie na swej polskiej ziemi – sami! Będziemy wołali wszyscy jednym językiem, jedną duszą, jednem sercem, jednem czuciem: Chrystus się rodzi! – Będziemy wołali. Chryste Panie, któryś przez mękę i cierpienia wybawił ród ludzi od zagłady wiekuistej, my, wierząc w Twą Mękę, szliśmy wytrwale po ciernistej drodze! Rozszarpano nas na części, kazano w obcej mowie się modlić, kazano w obcych i wstrętnych nam językach się uczyć, lecz dusza nasza hart polskości miała! Myśmy miłowali swą rozdartą, swą poćwiartowaną Ojczyznę, w sercach naszych tlił się żar, aż teraz każdy z nas może głośno zawołać: „jam Polak!”<br /><br />Łamać się będziemy opłatkiem na ziemi wolnej od wrogów. Leczy czy wszyscy? Nie! Wielu z pośród nas braknie, wiele domów żałobą okrytych, wiele sierot łkać będzie, bo ojciec zginął na wojnie. Wiele matek płakać będzie po stracie synów, wielu żonom serce rozdzierać się będzie, że ten jedyny na świecie przyjaciel pogrzebion jest wśród obcych. A któż nam nagrodzi stratę tych, którzy w lochach więziennych życie za Ojczyznę utracili, stratę tych, których szubienica w górę uniosła? Bóg, który wśród nas żył! Ten Chrystus, co po ziemi chodził! On zapłaci nam za gorzkie łzy wylane, On w sercach rany ukoji. Oto już zabłysła nam wielka pociecha: Bóg wraca nam wolność, wolną, niepodległą Polskę!<br /><br />Gdybyśmy się nad tem poważnie a serdecznie zastanowili, znikłyby pomiędzy nami wszelkie waśnie, podalibyśmy sobie przyjaźnie dłonie braterskie. Bracia rodacy! Z tą Gwiazdą Pasterską, która zajaśnieje na niebie, niech i wśród nas zajaśnieje miłość braterska! Ja pierwszy wyciągam z zakątka swego spracowane, czarne ręce, łamiąc się z Wami opłatkiem i życząc, żebyśmy tylko szlachetne uczucia, tylko szlachetne mieli myśli i czyny! Naśladujmy wielkich bohaterów naszych, którzy w pocie czoła pracowali dla Ojczyzny, lub ginęli za nią, a nigdy nie sprzeniewierzali się temu, co polskie, co nasze!<br /><br />Wielu odeszło z pośród nas, nie doczekawszy się tej radosnej chwili, kiedy Polska powstanie wolna i zjednoczona. W liczbie wielu, bardzo wielu, którzy nie doczekali się tak upragnionej pociechy, odszedł od nas człowiek niezwykłej dobroci i zacności ś.p. ksiądz kanonik Michał Turowski, proboszcz w Kadzidle; zacny ten kapłan zakończył życie dnia 8 listopada. Trzynaście lat pracował wśród nas, nie okazując nigdy znużenia, nigdy niezadowolenia, a przyznać trzeba, że pracę miał nielada. Jako kapłan niósł wszędzie pociechę duchową i pomoc. Opiekunem był wszystkich, którzy cierpieli. Sam cierpiał z nimi, a gdy wojna wybuchła, nie opuścił parafjan, nie szukał wygód, tylko pod kulami armatnimi spełniał dalej obowiązki kapłana i obywatela. <br /><br />Niewygody wojenne podkopały jego zdrowie; więziony przez Niemców, chodził pod strażą żołdaków spełniać swe obowiązki, a ta srebrnosiwa głowa, ta pełna majestatu postać zadziwiała swym spokojem. Wyczerpał swe siły, wyczerpał zdrowie, bo parafjan miał około 9 tysięcy, a sam wszystkim szedł z pomocą, udzielał pociech i błogosławieństw, aż padł wyczerpany w przeddzień wyjścia nieprzyjaciół z jego mieszkania i z parafji! Cześć Jego przezacnej pamięci!<br /><br /><div style="text-align: right;">
<i>Konstanty Kaczyński </i></div>
</div><br />
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /><span style="font-size: x-small;"><b>Źródło</b>: „Gazeta Świąteczna” nr 1977 z 22 grudnia 1918, s. 1-2.</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b>Oprac. Łukasz Gut</b></div>
</div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-83665602078852167602019-11-20T01:32:00.000-08:002019-11-20T03:08:32.255-08:00„Kontynuatorki Tradycji”. Rozmowa o tym, jak kultura kurpiowska łączy pokolenia, miasto i wieś<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<b>„Kontynuatorki Tradycji” to międzypokoleniowa grupa śpiewacza powstała jesienią 2018 r. z inicjatywy warszawskiej śpiewaczki, nauczycielki techniki wokalnej i muzykoterapeutki Olgi Stopińskiej. Tworzą ją śpiewaczki - nauczycielki z zespołu Bandysionki i ich młode uczennice, dziewczyny z Bandyś i Czarni. Zapraszam do lektury rozmowy na temat tego interesującego projektu.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmgCZggCg1Jume2iB2tuUvVnc9Oc0wX3auEklOdWi8IqXts0Clm7wnl6D13E_IJnySrZXYKTxp9cqGuHbR6Bfu2h0WGMoCkr4HDppeYKNAnsbYug9px5OBA6jtuIcLo5oongdu89gJW_3G/s1600/77010405_752076235266916_316560238134165504_n.png" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="846" data-original-width="1276" height="424" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmgCZggCg1Jume2iB2tuUvVnc9Oc0wX3auEklOdWi8IqXts0Clm7wnl6D13E_IJnySrZXYKTxp9cqGuHbR6Bfu2h0WGMoCkr4HDppeYKNAnsbYug9px5OBA6jtuIcLo5oongdu89gJW_3G/s640/77010405_752076235266916_316560238134165504_n.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(<span style="font-size: x-small;">„Kontynuatorki Tradycji” </span>na Festiwalu Wszystkie Mazurki Swiata. Fot. Mariusz Cieszewski)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><b>Łukasz Gut: <i>„Kontynuatorki Tradycji” - Ta nazwa brzmi intrygująco. Kim są owe kontynuatorki?</i></b></span></div>
<br />
<b>Olga Stopińska</b>: Kontynuatorki Tradycji to międzypokoleniowa, żeńska grupa śpiewacza działająca we wsi Bandysie na Kurpiach Zielonych. Tworzą ją śpiewaczki z zespołu Bandysionki (Bronisława Świder, Antonina Deptuła i Marianna Kuta) oraz ich młode uczennice z Bandyś i Czarni (Karolina i Ewelina Kuta, Karolina Zapadka, Agnieszka Samsel, Idalia Dawidczyk, Ola Tyc) wspierane przeze mnie – warszawską śpiewaczkę i muzykoterapeutkę. Tym co nas łączy jest przede wszystkim potrzeba wspólnego śpiewania pieśni kurpiowskich. Kontynuujemy lokalną tradycję śpiewaczą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie w drodze przekazu ustnego. <br />
<b>Antonina Deptuła</b>: My już jesteśmy teraz babciami, i lubimy to, no i...<br />
<b>Marianna Kuta</b>: I śpiewać lubimy i tańcować, wszystko lubimy co tylko je na świecie, co na wesoło je to my tak lubziem.<br />
<b>Bronisława Świder</b>: Śpiewać dawne pieśni kurpiowskie, jakie umiemy, jakie pamiętamy.<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: To tradycje starodawno podtrzymujem. Starodawne pieśni podtrzymujem, jesteśmy zadowolone że nas wołają. <br />
<br />
<i><b>Inicjatorką grupy jest Pani Olga Stopińska. Skąd u Pani zainteresowanie kulturą kurpiowską? Co było inspiracją do powstania grupy?</b></i><br />
<br />
<b>Olga Stopińska</b>: Z tradycyjnymi pieśniami kurpiowskimi zetknęłam się już w domu rodzinnym, za sprawą Adama Struga. W formie stylizowanej pieśni kurpiowskie śpiewała również moja Babcia, która mieszkając u rodziny w Łomży, każde wakacje spędzała na Kurpiach. Pieśni, których nauczyłam się od Adama, przez lata śpiewałam dla siebie i najbliższych przyjaciół ale o kulturze i tradycji kurpiowskiej nie wiedziałam właściwie nic. Z wykształcenia jestem wokalistką i muzykoterapeutką specjalizującą się w meloterapii (terapii śpiewem). Moje zainteresowania oscylowały głównie wokół muzyki afro-amerykanskiej, afrykańskiej i kubańskiej. Zainspirowana przez siostrę i jej męża, zaczęłam myśleć o wprowadzeniu do swojej praktyki etno-meloterapeutycznej tradycyjnej muzyki polskiej. Ta idea zaprowadziła mnie ponownie do Adama, na prowadzone przez niego spotkania śpiewacze oraz warsztaty śpiewu kurpiowskiego, odbywające się w ramach festiwalu Wszystkie Mazurki Świata. W roku 2013 Adam zabrał mnie na tabor kurpiowski organizowany przez Kasię i Seweryna Huzarskich we wsi Bandysie. Tam po raz pierwszy usłyszałam panią Bronisławę Świder i natychmiast zapragnęłam poznać ją lepiej. Na nasze pierwsze, prywatne już spotkanie w Bandysiach, pani Bronia zaprosiła pozostałe Bandysionki – Antoninę Deptułę i Mariannę Kutę. Ich domowy śpiew zrobił na mnie niesamowite wrażenie. <br />
<br />
<i><b>Proszę coś więcej o tych wrażeniach opowiedzieć</b></i><br />
<br />
<b>Olga Stopińska</b>: Nigdy wcześniej nie słyszałam nic równie pięknego i przejmującego. Poczułam, że dane jest mi obcować z pięknem w najczystszej postaci i postanowiłam przyjeżdżać do pani Broni jak najczęściej, by uczyć się pieśni kurpiowskich u źródła. Nasze spotkania wypełniał śpiew oraz opowieści o tradycji i zwykłym, codziennym życiu. To Ona obudziła we mnie potrzebę pogłębiania wiedzy na temat kultury kurpiowskiej, a potem również dzielenia się nią z innymi m.in w ramach spotkań śpiewaczych "Kobziece Spsiewy", które organizowałam i współprowadziłam razem z Bandysionkami. Wracając do miasta, w dawnych pieśniach coraz częściej słyszałam jednak muzykę własną, która zmaterializowała się za sprawą Mateusza Wachowiaka. Przy ogromnym wsparciu pani Broni, w 2017 roku jako zespół BURÓNKA zadebiutowaliśmy na Festiwalu Polskiego Radia Nowa Tradycja, zdobywając drugą nagrodę „za sugestywne przekazanie charakteru pieśni kurpiowskich” oraz nagrodę publiczności “Burza Braw”. Niezależnie od tego gdzie dalej poniesie mnie ścieżka artystyczno–muzykoterapeutyczna, część mojego serca na zawsze pozostanie na Kurpiach, razem z moją Mistrzynią Panią Bronisławą Świder, Antoniną Deptułą, Marianną Kutą, Dziewczynami z Kontynuatorek i wieloma innymi wspaniałymi ludźmi, za sprawą których dane mi było i jest poznawać tą piękną kulturę.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdA4dnu5AxQJzrYI7apFKe-rd0CLLhNQ4wGHMcKJajd6M7ujeAcDhuUtLgyjzQCSrBQpv5oEFnJie06JTnXu2Ttk0TZf5cOaHJDfNIPltRfALKqjk2knek-L_piHR1hRLjJqH-_dtAi2v0/s1600/77429100_1459084320935063_5126409703932297216_n.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="904" data-original-width="1365" height="420" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdA4dnu5AxQJzrYI7apFKe-rd0CLLhNQ4wGHMcKJajd6M7ujeAcDhuUtLgyjzQCSrBQpv5oEFnJie06JTnXu2Ttk0TZf5cOaHJDfNIPltRfALKqjk2knek-L_piHR1hRLjJqH-_dtAi2v0/s640/77429100_1459084320935063_5126409703932297216_n.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(<span style="font-size: x-small;">„Kontynuatorki Tradycji”, Bandysie, wrzesień 2018,</span> fot. Łukasz Olszewski)</td></tr>
</tbody></table>
<i><b>Jaka idea stała za utworzeniem tej grupy śpiewaczej? </b></i><br />
<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Od dawna dawnego byłyśmy grupą, jeździłyśmy z występami. A teraz ostałym już, nie jeździem, a zostałym w domu i lubiem z młodymi dziewczynami śpiewać i uczyć je.<br />
<b>Bronisława Świder</b>: Uczyć je tych naszych piosenek, dawnych, tradycyjnych, i żeby się młodzież uczyła. Bo my babcie już dziś jesteśmy, to może nas nie być.<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: A jesteśmy zadowolone że młodzież ma chęć śpiewać z nami. <br />
<b>Marianna Kuta</b>: Bo was lubziem.<br />
<b>Karolina Kuta</b>: Ideą była i jest nauka i podtrzymanie tradycji które już zanikają albo zanikły.<br />
<b>Olga Stopińska</b>: Przyświecały mi dwie idee. Pierwszą było działanie na rzecz umacniania więzi pomiędzy śpiewaczkami – seniorkami a młodszym pokoleniem, drugą – przekazanie młodym Kurpiankom repertuaru i stylu wykonawczego Bandysionek. Spotkania z panią Bronią i Bandysionkami uświadomiły mi jak cenną wiedzę mają do przekazania oraz jak kruchym jest nasz wspólny czas. Czułam również, że starszemu pokoleniu brakuje częstszych spotkań z młodymi. Trapiło mnie, że tradycja śpiewacza w Bandysiach zaniknie, jeśli Babcie nie znajdą godnych następczyń. W Bandysiach od kilku lat działa wspierana przez wspominanych wcześniej Kasię i Seweryna Huzarskich młoda kapela kurpiowska „Sobotnie Granie” czerpiąca z repertuaru Bandysionek, a w pobliskiej Czarni prowadzony przez Witolda Kuczyńskiego zespół folklorystyczny, do którego przez wiele lat należały chyba wszystkie śpiewaczki z Bandyś. W tych okolicznościach pomysł powołania międzypokoleniowej, żeńskiej grupy śpiewaczej, w której Bandysionki pełnić miały rolę nauczycielek, wydawał mi się zasadny i możliwy do zrealizowania. Przy tworzeniu Kontynuatorek, nieocenioną pomoc okazał mi Sołtys Bandyś Stanisław Szydlik – wspaniały, kochający kurpiowską tradycję człowiek, bez którego ta i wiele innych inicjatyw najprawdopodobniej nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. <br />
<br />
<i><b>Dlaczego do projektu wybrane zostały Bandysie?</b></i><br />
<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Bo my najlepsiej śpiewomy, ( śmiech ) no nie Brońcia ? <br />
<b>Bronisława Świder</b>: Przyjeżdżają, z różnych stron, i naszych piosenek się uczą, iii… różnych gawędów, dawnych obrzędów, i chyba dla tego, nie wiemy.<br />
<b>Karolina Kuta</b>: A Ty babciu jak Myślisz?<br />
<b>Marianna Kuta</b>: No ja tak. Bo My to już od dawna, dawna dawnego jesteśmy wpojone w to, i tego śpiewać, i uczyć i żeby jeszcze i ta młodzież się od nas dużo nauczyła. <br />
<b>Olga Stopińska</b>: Oprócz powodów o których wspominałam wcześniej, trzeba podkreślić że wśród etnomuzykologów i pasjonatów folkloru, śpiewaczki z Bandyś od lat cieszą się ogromnym uznaniem. W ich repertuarze znajdują się dawne pieśni leśne i polne, obrzędowe pieśni weselne, pieśni zastolne, taneczne (trampane) i nabożne. Choć wszystkie śpiewały w zespole folklorystycznym, przeważająca część ich repertuaru pochodzi z przekazu naturalnego. Śpiew Bandysionek zachował cechy charakterystyczne dla dawnego, kurpiowskiego stylu wykonawczego, co jest niezwykle cenne z perspektywy działań ukierunkowanych na zachowanie dziedzictwa kulturowego. <br />
<b>Karolina Kuta</b>: Dodam po prostu: Bo w Bandysiach jest pięknie! Mamy tu wspaniałych ludzi i nasze babcie, które przekazują nam tak cenną wiedzę, będącą ich wspomnieniami. Wieś dookoła otoczona jest lasem, czyli Puszczą Kurpiowską, gdzie powstał rezerwat w którym zachowały się barcie.<br />
<br />
<i><b>Czy międzypokoleniowy charakter Kontynuatorek Tradycji to pomysł na to jak przechować kulturę kurpiowską? </b></i><br />
<b><br />Olga Stopińska</b>: Zdecydowanie tak! Nasze nauczycielki zdobywały nagrody na najważniejszych konkursach dedykowanych muzyce tradycyjnej nie tylko dlatego, że ich śpiew był piękny, ale przede wszystkim dlatego, że był autentyczny. Urodziły się w czasach, gdy śpiew był jeszcze częścią codziennego życia zwykłych ludzi, a nie czynnością zarezerwowaną dla artystów występujących na scenie. Ciocia Bronia Świder w młodości była szanowaną cepsiarką. Wraz z Ciocią Antosia i Marysią są żywą skarbnicą dawnych pieśni i zwyczajów. Przejmując od nich repertuar, uczymy się znacznie więcej niż pieśni. Zachowujemy też wiedzę o ich symbolice, kontekście kulturowo-społecznym, stylu wykonawczym i gwarze.<br />
<b>Karolina Kuta</b>: Dzięki przekazywaniu wiedzy o tradycjach i kulturze jest ona w nas, a my możemy się nią posługiwać i dalej ją przekazywać lub podtrzymywać na tyle na ile się da, ale tez dzielić się nią z innymi.<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Bo jak się od nas nauczycie to i na pewno tą tradycję będziecie prowadzić dalej. <br />
<b>Marianna Kuta</b>: Żeby nie zaginęła, ta kultura Kurpiowska i żeby ona istniała.<br />
<b>Bronisława Świder</b>: Lata, lata.<br />
<b>Marianna Kuta</b>: Lata, lata. Dopóki będzie istniał świat. <br />
<br />
<b><i>W jaki sposób chciałybyście być obecne na lokalnej mapie kulturalnej?</i></b><br />
<br />
<b>Olga Stopińska</b>: To pytanie należałoby zadać przede wszystkim młodym. Osobiście, uważam że Kontynuatorki powinny szukać swojego miejsca przede wszystkim poza sceną. Za sukces uznałabym utrwalenie się sytuacji w której śpiew Kontynuatorek towarzyszy wydarzeniom społecznym takim jak np. muzyki, czyli kurpiowskie potańcówki organizowane przez Kurpiów dla Kurpiów, otwarte na gości z Polski i świata. Za jeszcze większy, gdyby Kontynuatorki miały swój udział we wskrzeszeniu pięknej tradycji międzypokoleniowego śpiewu za zmarłych, która na Kurpiach praktykowana jest obecnie właściwie jedynie przez starsze pokolenie. Kibicuję również wszelkim twórczym poszukiwaniom nowych przestrzeni i zastosowań dla tradycyjnej kultury kurpiowskiej oraz włączaniu jej do działań o charakterze edukacyjnym.<br />
<b>Karolina Kuta</b>: Myślę że można nas zaznaczyć jako punkt, do
którego można zawsze przyjechać, odwiedzić, może się czegoś nauczyć i
też można nas zapraszać do siebie. <br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img border="0" data-original-height="843" data-original-width="1278" height="420" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVC1V9mmitKJxh-qvxv-PDXiUnvm9L_PPSGfht8N6jbDCdXEd9nPyHoJk2cZyYMBQ7w4iynYLZSbCA0tqEInNcDfar9lZ1ISYJNxF7iXWvVcfRnpF8mzL_Olda1E-p27sDwjjZV_DvnxSH/s640/75521785_3470238666350038_8032494866871091200_n.png" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="640" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Potańcowka w Bandysiach. Do tańca gra Kapela Sobotnie Granie. Tańczą Bronisława Świder i Marianna Kuta. Fot. Agnieszka Zielewicz)</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: small;"><b><i>Co stanowi o wyjątkowości Kontynuatorek Tradycji?</i></b></span><br />
<br />
<b>Olga Stopińska</b>: Powodów jest co najmniej tyle ile śpiewaczek w naszej grupie :) Wyjątkowe jest już to, że dane nam było się spotkać. Projekt, w ramach którego Kontynuatorki powstały trwał jedynie 3 miesiące. Po jego zakończeniu, pomimo braku wsparcia finansowo-organizacyjnego postanowiłyśmy spotykać się nadal w domach naszych nauczycielek. We wrześniu tego roku skończyłyśmy rok. Ciocie, które początkowo nie wierzyły w to, że młode dziewczyny będą chciały się od nich uczyć, są dziś ze swoich Dziewcaków bardzo, bardzo dumne. <br />
<b>Karolina Kuta</b>: Nasze babcie są wyjątkowe przez to, że są z nami i chcą nas uczyć. A my…? Może to, że nie znam osób, które robią coś podobnego. <br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Bo wy nas lubicie i my was lubimy też, i to prawda.<br />
<b>Bronisława Świder</b>: I wiemy że wy umiecie też śpiewać, bo żebyście nie umiały śpiewać, to byście tu nie były. <br />
<b>Antonina Deptuła</b>: I macie tak samo chęć do śpiewania, jek i my. Umiecie bardzo dobrze. <br />
<b>Marianna Kuta</b>: Wyśta podobne do nas, a my do was. (śmiech)<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: O Jezu Kochany (śmiech), jek my dobrze możem tak klepsiem.<br />
<b>Karolina Kuta</b>: Dobrze, dobrze.<br />
<b>Bronisława Świder</b>: No bo prawda.<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Jesce i co dołożyć.<br />
<b>Bronisława Świder</b>: Gdybym wiedziały, że wy nie możecie, to byście nie przychodziły.<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Wam się widocznie podoba to śpiewanie i wy się chcecie nauczyć i to dlatego.<br />
<br />
<i><b>Czego można życzyć Kontynuatorkom Tradycji? </b></i><br />
<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Wszystkiego dobrego, nie? <br />
<b>Marianna Kuta</b>: Dużo zdrowia.<br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Dużo zdrowia, to najważniejsze.<br />
<b>Bronisława Świder</b>: Długiego życia dla nas. <br />
<b>Antonina Deptuła</b>: Abym mogły wspólnie pracować. Tak, tak, czego tu chcieć. Aby boziulka dopo… przedłużyła jeszcze.<br />
<b>Olga Stopińska</b>: Młodym, ugruntowania w zainteresowaniu tradycją i wytrwałości w dążeniu do znalezienia w niej swojego miejsca. Ciociom – Zdrowia. Zdrowia i siły do dalszych spotkań. Byłoby również wspaniale, gdyby podobne inicjatywy powstawały w innych miejscach na Kurpiach. <br />
<b>Karolina Kuta</b>: Oby Kontynuatorki działały jak najdłużej. Ciężko nam się czasem spotkać. Babcie są na miejscu, ale my w szkołach, pracy… a weekendy, jak to wiadomo u młodych osób, czasem są zajęte, ale znajdujemy czas do spotkań. Zdrowia dla babć, siły, oraz tego, aby jak najwięcej odgrzebywały ze swojej pamięci. Można też życzyć nam młodym Kontynuatorkom dobrego męża – tak mówią babcie. <br />
<br />
<b>I tego życzę. Dziękuję za rozmowę.</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-41516753482982154172019-10-24T01:17:00.000-07:002019-10-24T01:33:17.240-07:00O Myszyńcu, jezuitach i kurpiowskich nazwiskach. „Korrespondencja” z 1859 roku<div style="text-align: justify;">
<b>Jak postrzegano mieszkańców puszczy myszynieckiej w połowie XIX wieku? Co wiedziano wówczas o historii Kurpiowszczyzny? Na te i inne pytania odpowiada poniekąd poniższy list z powiatu ostrołęckiego, wydrukowany w warszawskiej „Gazecie Codziennej” w 1859 roku.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Kurpie wielokrotnie byli tematem korespondencji prasowej w dziewiętnastym stuleciu. Szczególnie widoczne zainteresowanie mieszkańcami puszczy datować można po 1881 roku, kiedy to powstała „Gazeta Świąteczna”, pierwsze czasopismo, które na dużą skalę otworzyło swoje łamy dla chłopskich czytelników. Dość powiedzieć, że w latach 1881-1895 napłynęło do gazety ponad 6 tys. listów, a byla to przecież epoka ciągle panującego analfabetyzmu, którego wskaźnik przed I wojną światową dla Królestwa Polskiego wynosił ponad 50%.<br />
<br />
Poniższa „korrespondencja” z powiatu ostrołęckiego z 1859 roku to jeszcze czasy, gdy w zdecydowanie większej części o Kurpiach nie informowali sami zainteresowani, tylko ludzie, którzy do Myszyńca i okolic podróżowali, często warszawscy dziennikarze. Stąd czytamy w liście, poza obserwacjami poczynionymi na miejscu, o wielu informacjach nabytych z lektur, obrazujących stan wiedzy o Kurpiach w połowie XIX wieku. Chociaż list nie jest przesadnie długi, anonimowy autor podjął w nim szereg tematów, zajmując się z jednej strony historią jezuickiej misji w Myszyńcu, z drugiej przedstawiając teorie na temat pochodzenia nazw niektórych wsi, by skończyć na wyliczeniu licznej grupy nazwisk, z których niejedno do dzisiaj daje się odnaleźć na terenach Baranowa, Kadzidła czy Łysych.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYrcRF75D5o4AqFlJS35g8tu-4hDd9Z8mrtPU30tjiA09bS5NqzSC513KaeIhT6_l-vAkKwa0IsHtPh5n048sClQ8UYjHPWRXBYMTT0f-wJtEz7EPZzsj9py7wVq9I00goYs8A3-hHPu2e/s1600/Gerson.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="543" data-original-width="848" height="408" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYrcRF75D5o4AqFlJS35g8tu-4hDd9Z8mrtPU30tjiA09bS5NqzSC513KaeIhT6_l-vAkKwa0IsHtPh5n048sClQ8UYjHPWRXBYMTT0f-wJtEz7EPZzsj9py7wVq9I00goYs8A3-hHPu2e/s640/Gerson.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #0000ee;"><span style="color: black;"><span style="font-size: xx-small;">(Ryc. "Kurpie - podług rysunku Gersona". Źródło: Oskar Kolberg, <i>Mazowsze. Obraz etnograficzny</i>, t. 4, <i>Mazowsze Stare, Mazury, Kurpie</i>, Kraków 1888.)</span></span><u><br /></u></span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
W tekście zachowano pisownię oryginalną. Zapraszam do lektury.</div>
<br />
_________________<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Korrespondencja Gazety Codziennej</b></span></div>
<br />
<div style="text-align: right;">
<i>Z powiatu Ostrołęckiego w lutym 1859 r.</i></div>
<br />
Od wieków nasi przodkowie wyprawiając swych synów w świat, mieli zwyczaj dawać krzyżyk, to jest błogosławieństwo rodzicielskie i Boga na drogę. Otóż i my wierni naśladowcy zwyczaju przodków naszych, tym naszym improwizowanym duchowym dzieciom, postanowiliśmy udzielać dwa krzyżyki, aby tem godłem wiary przekonać czytelników o dobrych zawsze chęciach naszych i wiernej służbie ku dobru publicznemu.<br />
<br />
Zostając wśród Kurpiów, najłatwiej nam jest o nich mówić i dla tego zaczniemy od opisu Myszyńca, najważniejszego po Ostrołęce miasta <i>puszczańskiego</i>. Kurp’, chociaż ze krwi i ziemi jest polakiem, nazywa siebie jednak <i>puszczakiem</i>, to jest synem i panem puszcz; a mieszkańców okręgu pułtuskiego zowie <i>polakami</i>. Kurpie bowiem pochodzą z rozmaitych szczepów słowiańskich, pomiędzy któremi wmieszały się szczątki pokoleń odmiennych duchem i krwią, lecz puszcza ukrywszy ich pochodzenie, utworzyła jednolity lud słowiański. I tak z podań wiadomo, że w puszczach kryli się panowie z kraju naszego wywołani, że była tu niegdyś zsyłaną szlachta za karę, a pomiędzy temi osiadł nie jeden włóczęga z Podlasia, Rusi i Litwy, inny przyszedł z Warmji i dalszych Pruss królewskich, a za nim wkradł się żyd neofita z cyganem lub niemiec znienawidzony. Tym sposobem wyrodziła się mieszanina w zwyczajach, języku i w sposobie myślenia, lecz z przerzadzeniem się puszcz, gdy coraz bliższe stosunki z <i>polanami</i> łączyć ich poczynały, dzikość ustąpić musiała i patrjarchalność słowiańska wszystkich puszczaków objęła pod swą opiekę. Dla tego też, gdy kto z mieszkańców pól zapytał Kurpia, z jakiego rodu pochodzi? – odpowiadał, że <i>mieszaniec</i> czyli po swojemu wyrażał <i>meszeniec</i>. <br /><br />To też gdy jezuici staraniem Ludwiki Marji Gonzagi, żony króla Jana Kazimierza, zbudowali w puszczy Ostrołęckiej kaplicę, ta otrzymała nazwę <i>Missji Meszenieckiej</i>. Zamieszkali bowiem tu dwaj księża mieli obowiązek nauczać wiary i łagodzić obyczaje, rozproszonych po puszczy Kurpiów. Gdy następnie król Jan III, r. 1677 nadał Jezuitom trzy włóki lasu pod karczunek i dozwolił wystawić w Meszeńcu szkołę, browar i karczmy, z wolność sprzedawania różnych napojów, wówczas jezuici rozprzestrzenili kaplicę do rozmiaru kościołka i przystąpili do wzniesienia z muru klasztoru ogromnego i wspaniałego. Ale na to wszystko potrzeba było znacznych funduszów, które zwolna do ich kassy wpływały, bo Kurpie przybywając do Meszczeńca, który już z polska nazywano <i>Myszeńcem</i>, chętniej pili wódkę, piwo i miód w przedzielonej parkanem od missji osadzie <i>Martuny</i>, niż w Myszeńcu. Wprawdzie i ta osada nie była kurpiowską; założyli ją rusini <i>Marcinowie</i> powszechnie <i>Martunami</i> zwani, ale właśnie Kurpiom była lubą, bo przez przybyszów im podobnych założona, a co najwięcej, że taniej tu niż w Myszyńcu sprzedawano napoje. Jednakże jezuici, potrafili i temu uporowi Kurpiów zaradzić. Gdy bowiem nastał dzień uroczysty z wielkim odpustem, i lud licznie się zebrał do kościoła na nabożeństwo, wówczas jezuita misjonarz wstąpiwszy na ambonę, wytknął Kurpiom ten upór ich wpływający na szczupłość dochodów missjonarzy i oświadczywszy im, że doznając nienawiści ludu, muszą tę ukochaną ziemię opuścić, zeszedł z ambony i w towarzystwie swoich spółbraci, za przewodnictwem krzyża processjonalnie niesionego wyruszył z powagą za granicę Myszeńca. Kurpie z początku nie wierzyli słowom jezuitów i z ciekawością przypatrywali się ich processji, lecz gdy ci bez powrotu szli dalej i dalej za Myszeniec, wówczas objął wszystkich żal po tych misjonarzach i nie długo namyślając się, puścili się za niemi w pogoń i dopędziwszy ich, do nóg im upadli, błagając, aby powrócili do Myszeńca. Jezuici spodziewając się takiej pokory ludu, wrócili do swego mieszkania i kościoła z lepszą otuchą, bo i rzeczywiście odtąd Kurpie nabywali napoje z karczm jezuickich i tym sposobem przyczynili się do znacznego wpływu dochodów klasztornych<span style="font-size: x-small;">(*)</span>. I cóż dziwnego, że Kurpie potem długo słynęli z pijaństwa, nim obecnie wstrzemięźliwość nie odjęła im, bogdaj na zawsze, tę brudną sławę!?<br />
<br />
Już było dobrze z funduszami, a jednak zaledwie zdążono wznieść wspaniałą gytycką o piętrze bramę, która dziś obróconą jest na dzwonicę, a tu ciżba ogromna Szwedów zaległa przyległą Myszyńcowi puszczę. Wówczas już nie myślano o wznoszeniu nowych gmachów, lecz tylko troszczyć się należało o ocalenie istniejących budowli od ręki najezdników. Szwedzi stanąwszy o wiorst 2 od Myszyńca obozem w lesie, bez względu że ciągle rażeni byli celnemi strzałami Kurpiów, chwytali jednak ich <i>białki</i> czyli białogłowy, z któremi słodząc swe trudy wojenne, pozostawili temu borowi nazwisko <i>Białusny lasek</i>; żona bowiem u Kurpiów zowie się <i>bziałką</i>, co oznaczać ma po polsku białkę lub białogłowę.<br />
<br />
Rok 1702 pamiętnym jest dla Kurpiów i mieszkańców Myszyńca, którzy wiele złego doznali od Szwedów, gdyż nie tylko żony ich były pogwałcone, lecz mienie zrabowane i domowstwa spalone, nawet kościół w Myszyńcu uległ zniszczeniu od ognia rozmyślnie przez rabusiów świętokradzkich podłożonego. Wielu pomiędzy Kurpiami było walecznych, bo wszyscy zarówno kochali swą ziemię i wszyscy nienawidzili najezdników, lecz jeden najwięcej się wsławił, chociaż podanie nazwisko jego przepomniało, który wstąpiwszy na dzwonicę tak trafny strzał wymierzył, że ugodziwszy w dowódzcę owej ciżby Szwedów, od razu trupem go położył. Ta właśnie porażka, jak podanie twierdzi, zmusić miała Szwedów do opuszczenia obozu w Białusznym lasku rozłożonego, gdzie dotąd część lasu i góry obozowe zowią się <i>Szwedzką górą</i>. Waleczność ludu wśród puszczy osiadłego wsławiła się w całym kraju, i sąsiednie prowincje chcąc okazać swą miłość braterską dla puszczaków za półdzikich przedtem uważanych, już odtąd nazywały ich nie Kurpiami lecz zdrobniale <i>Kurpikami</i>.<br />
<br />
W lat kilkanaście po tej wojnie, znowu lud pracą i staraniem przyszedł do zamożności, z której jezuici korzystając, wystawili z drzewa nową świątynię w Myszyńcu i zbudowawszy kilkadziesiąt domów dla rzemieślników, dotychczasową wieś kościelną podnieśli do znaczenia miasta, któremu król August II, r. 1719 nadał właściwe przywileje. Zamierzony jednak klasztor, nie mógł rychło być ukończonym, a tymczasem zakon jezuitów w r. 1773 został zniesiony i z zaprojektowanych podówczas gmachów, pozostał mur opasujący świątynię drewnianą, sklepy podziemne murowane i wspomniona dzwonica z zegarem. Parkan, który odgradzał Myszyniec kościelny od Martun czyli Myszyńca nowego, wraz z bramą zniesiony został, przez co utworzyło się jednostajne miasto, podobne do wielu innych miasteczek krajowych.<br />
<br />
Lasy te, które dziś większą część leśnictwa Ostrołęka stanowią, składały jedną wielką puszczę <i>Zagajnicą</i> zwaną, której granice zawarte były pomiędzy rzekami Zbójną, Turoślą i Omólwią a granicą pruską. Puszcza ta następnie nazywała się <i>Myszyniecką</i>. Dobrze w niej było Kurpikom; trudnili się bartnictwem; polowaniem, rybołówstwem i w części rolnictwem, była też obfitość miodu, zwierzyny i ryb; to też wciskali się do tej puszczy z dalekich stron wędrowcy, nawet Tatarzy tu trafili, jak o tem przekonywa wieś <i>Tatary</i> ku południo-zachodowi od Myszyńca o mil 3 położona. Musieli być tu i bandyci, skoro pozostało nazwisko wsi w tejże stronie od Myszyńca o 2 mil leżącej, zwanej <i>Bandysie</i>.<br />
<br />
Zmieniła się dziś postać dawnej puszczy: lasy przetrzebione, w części pozamieniały się w osady, wsie, pola, łąki i pastewniki; Kurpie grzebiąc ziemię dla wyhodowania sobie zboża na chleb powszedni potrzebnego, trafili na znaczne pokłady bursztynu, który otworzył dla kraju nowy rodzaj przemysłu i dochodów. Ztąd to powstała nazwa wsi kościelnej <i>Kadzidło</i>, o mil 3 ku południu od Myszyńca położonej.<br />
<br />
Jeszcze jedna tutejsza wieś <i>Maciejową Szyją</i> zwana, od szwedzkiej góry i Myszyńca o wiorstę ku północy leżąca, zasługuje na wzmiankę dla tego, że Maciej Kikuła bartnik i waleczny pogromca Szwedów spadł z barci sosnowej i złamawszy sobie szyję, życie zakończył.<br />
<br />
Wspomnienie jednego nazwiska Kurpia, budzi ciekawość dowiedzenia się o innych, aby tym sposobem lepiej poznać ich różnorodne pochodzenie. Oto są: Nasiadka, Grzeszczyk, Bałdyga, Duda, Drężek, Brzoska, Łada, Wiśniewski, Dawidczyk, Czajkowski, Damijan, Wielochowski, Gwara, Warych, Bubrowiecki, Kozłowski, Godzina, Zawłocki, Gadomski, Zyra, Zawalich, Pabich, Chrostek, Prusaczyk, Suchecki, Lipka, Tumiński, Piast, Poręba, Cichowski, Goljan, Skonieczny, Parych, Draba, Myszko, Załęski, Łyczko, Gwiazda, Pieńkosz, Jurczak, Mróz, Wyrębek, Bastek, Olender, Szmigiel, Andrzejewski, Olszewski, Szydlik, Abramczyk, Zdunek, Kulesza, Wróbel, Siok, Gut, Bałoń, Bednarczyk, Bloch, Czerwiński, Majewski, Radowicz, Szlachetka, Gałązka, Kaczyński, Ciszewski, Turek, Samul, Traks, Zawrotny i wiele innych. W tym szeregu nazwisk łatwo dojrzeć zlanie się czystego karmazynu polskiego z żywiołami niemieckiemi i holenderskiemi, tudzież z krwią litewską i ruską, jako też z odroślą plemion izraelskich. Pod względem moralnym nazwiska <i>Bałdyga</i>, <i>Zawalich</i>, <i>Draba</i>, <i>Bałoń</i> i <i>Zawrotny</i> wiele domyślać się każą o ich pochodzeniu. Lecz czas zatarł wszelkie smutne wspomnienia, czyny szlachetne dla dobra ogółu poświęcone, odrodziły prawych synów kraju, a puszcze koniecznością przemysłu i oświaty przerzedzone, wskazały ukryty lud boży, w którym już płynie krew szlachetna i są chęci dobre pozostania nazawsze dziećmi nieodrodnemi tej ziemi.<br />
<br />
Pomówiwszy o ludzie, z kolei wypadałoby coś powiedzieć o klassie wyższego tutejszego społeczeństwa, lecz za daleko jesteśmy od Ostrołęki, która jest tutejszym wielkim światem w małem miasteczku; gdzie gitarzysta Szczepanowski potrafił zgromadzić na swój koncert liczną publiczność, która bawiła się ochoczo, szumnie i wesoło nietylko na koncercie, lecz i na balu, na którym i ja byłem – miód i wino piłem – po brodzie ciekło i t. d.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">(*) W <i>Starożytnej Polsce</i> Balińskiego podano, że osada Martuny założoną została około r. 1720, lecz podanie ludowe twierdzi, że już istniała przed nadejściem Szwedów.</span><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Źródło</b>: „Gazeta Codzienna” 1859, nr 56, s. 2-3.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b>Oprac. Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-49283331620270942512019-10-21T07:03:00.000-07:002020-02-11T03:12:54.932-08:00O tym jak zręczny Kurpik wystrzelał litery S.A.R. Fragment z dziejów legendy Kurpiów<div style="text-align: justify;">
<b>Czytając XIX-wieczne teksty poświęcone Kurpiom, w tym szczególnie te poświęcone ich przeszłości, łatwo natknąć się na pochwały umiejętności strzeleckich. Chętnie powtarzano za Kazimierzem Władysławem Wójcickim przysłowie „Strzela jak Kurp”, jak i podawano konkretne przykłady biegłości Puszczaków w strzeleckim fachu<span style="font-size: x-small;">[1]</span>. Przykładem może najbardziej efektownym jest barwna, powtarzająca się wielokrotnie opowieść o tym, jak „cyfrę S.A.R ciągłemi strzałami o 400 kroków zręczny Kurpik wysadził kulami”<span style="font-size: x-small;">[2]</span>. Przyjrzymy się tej historii, nad którą warto się nieco zatrzymać.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
O tym, że Kurpie byli doskonałymi strzelcami wiedziano nie tylko w XIX stuleciu, ale już w wieku osiemnastym. W wydanej w 1744 roku <i>Historii zycia nayjasnieyszego Stanisława I. Króla Polskiego</i>, znalazł się m.in. taki oto fragment: „Kurpikowie jest to osobliwy rodzaj chłopów (…) Jedni z nich nazywają się Bartnicy, którzy szczególnie około pszczół chodzą, a drudzy »Kurpicy« albo »leśni Strzelcy«, którzy na niedźwiedziów, rysiów, i innych dzikich zwierząt sidła stawiają, i od młodości tak się w strzelaniu ćwiczą, iż nawet w główkę ćwieczka należycie z daleka trafić mogą”<span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Z kolei Benedykt Chmielowski, twórca encyklopedii <i>Nowe Ateny</i>, dodawał podobnie: „Na niedźwiedziów, rysiów, jelenie z strzelbą, sieciami idą, w główkę ćwieczka trafiają. Mają swych Panów, czynsz im dają. Króla też za najwyższego uznają Pana”<span style="font-size: x-small;">[4]</span>. W „główkę ćwieczka” trafiający Kurpie podobno umieli również wysadzić z odległości 400 kroków litery S.A.R, czyli Stanislaus Augustus Rex (Stanisław August król), a więc łaciński skrót odnoszący się do Stanisława Augusta Poniatowskiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnKHKEbd6ACTlf4zZCVG9UOXS4PXrzhJcPtF1_er4Rtp4ywwJsORuN-hD1kLnen8Mwt6C-ULMmX7mc6DmzzMIr4q_M_TaodqTQXnQX7CtrDP_jklnFMy4w02xnVMV6TZSLwxLg49-zkVso/s1600/18882185_1396978080381061_2938467372530311433_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="567" data-original-width="568" height="397" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnKHKEbd6ACTlf4zZCVG9UOXS4PXrzhJcPtF1_er4Rtp4ywwJsORuN-hD1kLnen8Mwt6C-ULMmX7mc6DmzzMIr4q_M_TaodqTQXnQX7CtrDP_jklnFMy4w02xnVMV6TZSLwxLg49-zkVso/s400/18882185_1396978080381061_2938467372530311433_n.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Wizerunek Kurpia zdobiący jeden z wierszy Marii Konopnickiej)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<b>„Pomnożenie obrony krajowey”</b><br />
<br />
Opowieść ta, wielokrotnie cytowana, miała za zadanie podkreślić doskonałość kurpiowskich strzelców. W przydatność strzelców-Kurpików nie wątpiono zresztą za panowania Stanisława Augusta. W sytuacji trwającej już wojny polsko-rosyjskiej, 29 maja 1792 r. Julian Ursyn Niemcewicz, ówczesny poseł inflancki, zgłosił projekt wcielenia do wojska Kurpiów, najprawdopodobniej autorstwa Jana Potockiego<span style="font-size: x-small;">[5]</span>. Przypominając „ich wojenne czyny przeciwko Szwedom i później przeciwko Moskwie”, chwalił strzeleckie umiejętności „Kurpików”. Stanisław August zalecał „zgodę na ten prawdziwie obywatelski i użyteczny projekt”<span style="font-size: x-small;">[6]</span>. W efekcie tego samego dnia zapadła na sejmie uchwała o ochotniczym zaciągu Kurpiów ze starostwa ostrołęckiego („Pomnożenie obrony krajowey”), w której opisano mieszkańców puszczy jako „ludzi zręcznych i ochoczych do woyny”<span style="font-size: x-small;">[7]</span>.<br />
<br />
Przypomnienie epizodu związanego z Kurpiami w 1792 roku jest ważne, gdyż pozwala zrozumieć, skąd mowa o literach S.A.R. Nie sposób udowodnić prawdziwości słynnej anegdoty, ale łatwo pojąć, że jeśli czyjeś imię biegły w strzelaniu Kurp mógł „wysadzić kulami”, to imię króla do tego się wyraźnie nadawało. Tym bardziej, że lud puszczański tradycyjnie traktował monarchę jako swego pana, właściciela i obrońcę puszczy. Mimo, że Kurpie w 1794 roku wzięli udział w powstaniu kościuszkowskim, to według badaczy nie pojmowali swej walki jako wymierzonej przeciw królowi<span style="font-size: x-small;">[8]</span>. Chronologiczne pochodzenie interesującej nas opowiastki daje się więc przekonująco uzasadnić. Co więcej, przekonanie samych Kurpiów, że byli „ludźmi królewskimi” to ważny element lokalnej tożsamości<span style="font-size: x-small;">[9]</span>.<br />
<br />
<b>Gołębiowski i inni</b><br />
<br />
Nasuwa się co najmniej kilka pytań związanych z samą opowieścią o Kurpiku-strzelcu. Po pierwsze, kiedy pojawiła się po raz pierwszy w druku? Najstarszy zapis opowieści, który udało się odnaleźć, pochodzi z książki Łukasza Gołębiowskiego <i>Lud polski </i>z 1830 roku<span style="font-size: x-small;">[10]</span>. Gołębiowski przypomniał ówczesny kanon wiedzy o Kurpiach, ich waleczne dzieje, a nade wszystko wplótł opowiadanie, które potem podchwycili inni. W wydanej w 1834 roku powieści Kazimierza Władysława Wójcickiego pt. <i>Kurpie</i>, ten warszawski literat napisał: „Sam widziałem jak jeden z strzelców cyfrę S.A.R. kulami w pół godziny wysadził”<span style="font-size: x-small;">[11]</span>. Z wersji Wójcickiego nie wynika z jakiej odległości strzelał „zręczny Kurpik”, ale dochodzi za to czynnik czasu: popis umiejętności strzeleckich trwał podobno pół godziny.<br />
<br />
Obie wersje pojawiły się w podobnym czasie, prawie 40 lat po tym, jak Stanisław August abdykował. Nie sposób więc stwierdzić prawdziwości tej historii, nie sposób ją jednak odrzucić, bo i na podstawie jakich źródeł można byłoby ją zweryfikować? O ile Stanisław August nie należał, mówiąc eufemistycznie, do ulubionych władców pokolenia romantyków, o tyle jak widać nad samego króla ważniejsza była legenda Kurpiów, którzy zaznaczali swój udział w walkach z lat 1708, 1733, 1794, 1809 i późniejszych<span style="font-size: x-small;">[12]</span>. W tę legendę historia o trafnym strzelaniu Kurpików wpisywała się znakomicie.<br />
<br />
Opowiadanie krążyło po rozmaitych książkach i artykułach dotyczących życia Kurpiów. Według cytowanego już Wójcickiego, Kurp strzelał nie z odległości 400, a „tylko” 100 kroków, z czym po latach zgodził się Adam Chętnik, powielający zresztą słynną anegdotę<span style="font-size: x-small;">[13]</span>. O 100 krokach wspominał również pilny, jak się wydaje, czytelnik książek Wójcickiego, czyli Aleksander Połujański<span style="font-size: x-small;">[14]</span>.<br />
<br />
Opowieść o wypisanej fuzyjką „cyfrze S.A.R” i Kurpiach jest o tyle interesująca, że trafiła do zagranicznych publikacji, w których pisano, że cała historia działa się w obecności Stanisława Augusta<span style="font-size: x-small;">[15]</span>. Mimo różnic w szczegółach, jedno pozostało niezmienne: Kurp był znakomitym strzelcem, wszak nie bez powodu powtarzano o dobrym strzelcu, że „strzela jak Kurp”. Chociaż ze wspaniałych strzelców słynęły m.in. Podhale, Beskid i Huculszczyzna, to „jednak karierę przysłowiową zrobił tylko Kurp”<span style="font-size: x-small;">[16]</span>.<br />
<br />
Być może do owej „kariery” walnie przyczyniły się litery S.A.R? Jak wiemy, słowa uczą, ale to przykłady pociągają. Lepszego przykładu na to, że oko strzelca kurpiowskiego nie zawodziło, w literaturze o Kurpiach chyba nie opisano.<br />
<br />
_______________<br />
<br />
<b>Przypisy:</b><br />
<span style="font-size: x-small;">[1] O tym, że to Wójcicki mógł być autorem przysłowia „Strzela jak Kurp” zob. M. Woźniak, Ł. Gut, <i>Wokół przysłowia „Strzela jak Kurp”. Historycznoliterackie refleksje o Kazimierzu Władysławie Wójcickim</i> [w druku].<br />[2] Ł. Gołębiowski, <i>Lud polski, jego zwyczaje, zabobony</i>, Warszawa 1830, s. 39.<br />[3] <i>Historia zycia nayjasnieyszego Stanisława I. Krola Polskiego Wielkiego Xiążęcia Litewskiego, Lotarynskiego y Barskiego</i>…, [b.m.w.], 1744, s. 504.<br />[4] B. Chmielowski, <i>Nowe Ateny</i>, Lwów 1746.<br />[5] A. Czaja, <i>Julian Ursyn Niemcewicz. Fragment biografii 1758-1796</i>, Toruń 2005, s. 119.<br />[6] </span><span style="font-size: x-small;"><span style="font-size: x-small;">„</span>Korrespondent Warszawski Donoszący Wiadomości Kraiowe y Zagraniczne</span><span style="font-size: x-small;"><span style="font-size: x-small;">”</span>, 1792, nr 13, s. 107-108.<br />[7] <i>Volumina Legum</i>, T. 9, Kraków 1889, s. 455-456.; por. E. Rostworowski, <i>Debiut polityczny Jana Potockiego w r. 1788</i>, "Przegląd Historyczny" 1956, t. 47, z. 4, s. 708-709.<br />[8] M. W. Kmoch, <i>Kurpie - lud królewski. Zarys stosunków ludu puszczańskiego Mazowsza i Podlasia z monarchą w XVI-XVIII w.</i>, </span><span style="font-size: x-small;"><span style="font-size: x-small;">„</span>Nowożytnicze Zeszyty Historyczne</span><span style="font-size: x-small;"><span style="font-size: x-small;">”</span> 2015, z. 7, s. 105-106.<br />[9] M. Tomczak, <i>Królewskie dziedzictwo. Rozważania o kurpiowskiej tożsamości</i>, „Przydroża”, 2017, nr 4, s. 148-158.<br />[10] Ł. Gołębiowski, <i>op. cit.</i>, s. 39.<br />[11] K. W. Wójcicki, <i>Kurpie. Powieść historyczna</i>, Lwów 1834, s. 122.<br />[12] A. Zahorski, <i>Spór o Stanisława Augusta</i>, Warszawa 1988, s. 152 i n.; Por. W. Woźniak, <i>Mit wolnego Kurpia w literaturze</i>, Ostrołęka 1984.<br />[13] O różnicach między wersjami cytowanej anegdoty zob. M. W. Kmoch, <i>Strzela jak Kurp! Mieszkańcy Puszczy Zielonej w czasie powstania kościuszkowskiego</i><<a href="http://www.kurpiankawwielkimswiecie.pl/2017/09/strzela-jak-kurp-mieszkancy-puszczy.html">http://www.kurpiankawwielkimswiecie.pl/2017/09/strzela-jak-kurp-mieszkancy-puszczy.html</a>>; data dostępu: 21 X 2019<br />[14] A. Połujański, <i>Wędrówki po gubernji augustowskiej w celu naukowym odbyte</i>, Warszawa 1859, s. 64.<br />[15] E. von Sydow, <i>Das Königreich Polen</i>, Leipzig 1864, s. 58.; H. M. Chester, <i>Russia, Past and Present</i>, London 1881, s. 286.<br />[16] W. Dynak, <i>Łowy, łowcy i zwierzyna w przysłowiach polskich</i>, Wrocław 1993, s. 104.</span><br />
<br />
<b>Autor: Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-25993123745152461172019-10-18T02:49:00.002-07:002023-08-08T21:35:46.247-07:00Muzeum Puszczańskie w Ostrołęce w 1914 roku<div style="text-align: justify;">
<b>W przededniu I wojny światowej prężenie rozwijało się w Ostrołęce Muzeum Puszczańskie, założone w 1912 roku i działające w ramach Oddziału Ostrołęckiego Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Zbiory muzeum prezentowano w mieszkaniu prywatnym Franciszka Malinowskiego. Działające ze znaczną energią (ponad 1000 eksponatów!) muzeum nie miało jednak szczęścia do „wielkiej” historii. Wybuch I wojny światowej sprawił, że w 1915 roku zbiory muzeum zostały wywiezione do majątku Susk Władysława Glinki, gdzie zostały zniszczone w czasie odwrotu armii rosyjskiej. </b><br />
<b><br /></b>Zapraszam do lektury artykułu, który ukazał się pierwotnie we „Wspólnej Pracy” 15 marca 1914 roku i obrazuje stan muzeum na chwilę przed wielką wojną.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipMkgcCF5NKymCKolq-Dl0kMQkN51b1a2mJJEW9kYQtk14Vy5Cnkkl2TqkFA2Ho_RWqwEQHakeU7BTG5UYiToLfun-vyAaxtbndgQrg3_apV6e7z7O0pQujAGOJ3xUb9KJ7Tt5qQ-Kp1NC/s1600/70576000.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1013" data-original-width="1600" height="403" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipMkgcCF5NKymCKolq-Dl0kMQkN51b1a2mJJEW9kYQtk14Vy5Cnkkl2TqkFA2Ho_RWqwEQHakeU7BTG5UYiToLfun-vyAaxtbndgQrg3_apV6e7z7O0pQujAGOJ3xUb9KJ7Tt5qQ-Kp1NC/s640/70576000.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Rynek w Ostrołęce. Fot. wykonana pomiędzy 1905 a 1939 r. Źródło: <a href="https://polona.pl/item/ostroleka-rynek,NzA0MDY0NTA/0/#info:metadata">https://polona.pl/item/ostroleka-rynek,NzA0MDY0NTA/0/#info:metadata</a>)</span></td></tr>
</tbody></table>
__________________</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Muzeum Puszczańskie w Ostrołęce</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki staraniom niedawno powstałego Ostrołęckiego Oddziału Towarzystwa Krajoznawczego i dzięki ludziom dobrej woli w Ostrołęce, leżącej pośród dawnej Puszczy Kurpiowskiej, powstało muzeum, którego kierownicy postawili sobie za cel zebrać wszelkie dowody i unikaty, dotyczące głównie życia kurpiów, zwanych inaczej puszczakami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Muzeum to w dawnej chwili liczy już 1054 okazów, w czem z dziedziny etnografii posiada 211 okazów, fotografii i szkiców 27, pamiątek historycznych i zabytków sztuki 81, numizmatów 617, z dziedziny geologji i mineralogji 63, z dziedziny florystyki i faunistyki 11 i z archeologji 11.<br />
<br />
Najbardziej interesującym działem ze względu na jego specyficzność to etnografia miejscowego ludu, od charakteru której muzeum to przybrało nazwę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O puszczy Kurpiowskiej w naszej literaturze etnograficznej nie wiele posiadamy rzeczowego materjału, nawet Kolberg, ojciec naszego ludoznawstwa, stosunkowo skąpo poświęcił miejsca w swych pracach tej odrębnej ze względu na właściwości językowe, obyczaje i tradycje grupie ludu polskiego. <br />
<br />
W ostatnich czasach, wprawdzie p. Adam Chętnik poświęcił obszerną broszurę życiu i historji Kurpiów, atoli i to nie wyczerpuje dostatecznie tego przeolbrzymiego materjału, jak zarówno okolicznościowe artykuły, pisane na ten temat w „Ziemi”.<br />
<br />
To też zbiory dzisiejsze, znajdujące się w muzeum w Ostrołęce, dla etnografji puszczy mają nieocenioną wartość. I można żywić nadzieję, że w niedalekiej przyszłości, gdy stanie w Warszawie gmach muzeum narodowego, otrzymają poczesne siedlisko.<br />
<br />
W dziale tym spotykamy przedewszystkiem nader cenne artykuły dawnych ubiorów kurpiowskich, które dziś, wskutek konkurencji taniością swą materjałów fabrycznych, wpływów na Puszczę Prus i Ameryki, poczynają zanikać, a więc: „czółko” – jest to strój na głowę dziewczyny, używany w chwilach więcej uroczystych; „kurpie” – obuwie z łyka lipowego; chodaki drewniane; gorsety, spodnie samodziałowe, podobneż koszule, fartuchy; dawny kapelusz męzki (osobliwość); papierośnice, fajki, wielkie paciorce z bursztynu, nanizane na sznury, służące do stroju białogłowskiego; dawne kurpiowskie torby myśliwskie; trąby pastusze, tak zwane ligawki; posochy, zdobne w przeróżne ornamenty, używane do podpierania się przy chodzeniu; fotografje, ilustrujące dawne stroje i obyczaje kurpiowskie itp. Ze sprzętów domowych widzimy tu dawne widły, kijanki, solnice, żarna, tłuczki do soli, misy z drzewa lipowego, dzbany plecione tak gęsto i szczelnie z korzeni, że piwo w nich podawano. Ponadto rzucą nam się tu w oczy rozliczne pisanki wielkanocne, tabakierki z narości brzozowych; przeróżne rzeźby i wyroby z drzewa, jak figurka św. Jana, model berlinki, a zwłaszcza zasługująca na uwagę dla artystów-poszukiwaczy swojskich motywów ornamentacyjnych najróżnorodniejsze wycinanki z papieru, ilustrujące zaczęste sceny z życia kurpia.<br />
<br />
W ostatniej chwili do muzeum zadeklarowano – starodawną sochę kurpiowską, „barć” – czyli ul dawny; kobiecy zimowy strój, lamowany barankiem, dziś już nieużywany, specyficzny przyrząd domowego wyrobu używany do folowania (dekatyzacji) samodziałów; model chaty kurpiowskiej; „tok” używanych do przechowywania zboża, z ukrytym zamknięciem i inne.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjGinlNgkyrtqQ1imZB7gsMUwOpIKAORw_fY9gm_i6Qq-zNHQnUXyAhUk1Mq-9JufHhigUSH2_EQa7moJhF4R84WGexQwGwxPdCk0fuBpHgSo9vu95Dvr5t17ikBxBw3QExPlmFunLx9S4/s1600/26313212.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjGinlNgkyrtqQ1imZB7gsMUwOpIKAORw_fY9gm_i6Qq-zNHQnUXyAhUk1Mq-9JufHhigUSH2_EQa7moJhF4R84WGexQwGwxPdCk0fuBpHgSo9vu95Dvr5t17ikBxBw3QExPlmFunLx9S4/s640/26313212.jpg" width="480" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Wnętrze chałupy kurpiowskiej we wsi Dąbrowy. Fot. Rudolf Macura. Źródło: R. Macura, <i>Ziemia Kurpiów</i>, 193[?])</span></td></tr>
</tbody></table>
Dział ten dla polskiego ludoznawstwa ma nader poważne znaczenie i z każdym tygodniem się powiększa. Nie mniej godne poznania są w muzeum zabytki z bitwy pod Ostrołęką z r. 1831: bagnety z owych czasów, szable, pałasze, szpady, kule armatnie, kartacze, dokumenty wojskowe, portrety wodzów, oraz liczne obrazy i inne pamiątki, ilustrujące ten krwawy moment, który zadecydował tak mocno o losach naszego narodu.<br />
<br />
Z pamiątek historycznych w „Muzeum Puszczańskim” wyróżnić należy – dokumenty z własnoręcznym podpisem księcia Józefa Poniatowskiego, miedzioryty z czasów Napoleońskich i inne akta pisemne z tych że czasów, świadectwa szkolne z początku XIX w.; kaplerz (ryngraf), noszony na piersiach przez rycerzów polskich w średniowieczu; stare srebrem tkane materje; monety srebrne, miedziane od XV w.; bilety skarbowe na 4, 10, 60 i 100 złotych polskich; rocznik „Gazety Warszawskiej” z r. 1818; „Wiadomości Polskie”, wydawane przez emigrację w Paryżu; portery hetmanów polskich; „typy warszawskie” Piwarskiego; w oryginalny sposób ułożoną tablicę chronologiczną Królów Polskich; album pt. „Klejnoty miasta Krakowa”, składające się z 24 widoków zamków i kościołów; wydanie wytworne z r. 1886.<br />
<br />
Z pamiątek historycznych, mniej związanych z naszym krajem, podkreślić należy – monety rosyjskie, chińskie, tureckie; pelerynę japońską; znak członka akademji umiejętności w Paryżu (jeton de presence) z czasów Ludwika XV i inne.<br />
<br />
Jako okazy przedhistoryczne widnieją tu – toporki rogowe, skorupy dawnych naczyń glinianych i urn z miejscowości „Czeczotka” pod Ostrołęką, łyżki z bronzu; groty, noże i skrobaczki z krzemienia itp.<br />
Nie można wszelako pominąć tu i okazów z dziedziny przyrody: minerały przeróżne, skamieniałe skorupiaki, skamieniałe drzewo, kawalce bursztynu, zakonserwowane w spirytusie węże i inne okazy; rogi jelenie, łosie, z których jednego nie można nie podkreślić ze szczególnym naciskiem dla jego niepospolitej wielkości: pletwa rogu wynosi w szerokości 96 centymetrów i gdyby nie była ułamaną, byłaby znacznie szersza; wysokość pletwy 70 cm.<br />
<br />
Z osób które się przyczyniły swoim ofiarodawstwem i zabiegliwością do powstania powyższych zbiorów, w pierwszym rzędzie należy wymienić p. Piotra Szymańskiego, zabiegliwego kustosza muzeum i p. Franciszka Malinowskiego, który obok licznych zdjęć z Puszczy i kilkunastu gablotek, udzielił bezinteresownie siedziby w domu swoim dla muzeum tego; pozatem należy podkreślić ofiarodawców z Ostrołęki: p.p. Marję Scheur, Marjanostwa Przecławskich, inżyniera Aleksego Zaporyna, Walerję Dowmontową, Władysława Chonowskiego, Marylę Święcińską, Irenę Mączewską i Felicję Łaszczyńską; z Myszyńca – p.p. Władysława Teplickiego, Piotra Załęskiego i ks. Szczepkowskiego; p. Władysława Glinkę z Suska, p. Antoniego Glinkę ze Szczawina, d-ra Józefa Psarskiego z Kaczyn, p. Adama Chętnika z Nowogroda, ks. Michała Turowskiego z Kadzidła, p. Stanisława Zielińskiego z Dylewa, p. Bolesława Baczewskiego z Olkusza, inż. S. Strzeszewskiego z Dąbrowy, p. Antoniego Zwierzyńskiego z Warszawy, p. Marjana Kłyczyńskiego z Białobrzega i innych.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
Radosław Krajewski</div>
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Źródło</b>: Radosław Krajewski, Muzeum Puszczańskie w Ostrołęce, „Wspólna Praca” 1914, nr 5, s. 77-79.</span><br />
<br />
<b>Oprac. Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-28683488629156145802019-09-03T01:15:00.000-07:002019-09-03T01:16:34.490-07:00„Na chwilę przed wojną”. Rozmowa z Wojciechem Szewczakiem o Kurpiach, wrześniu 1939 i rekonstrukcji historycznej<div style="text-align: justify;">
<b>Przedstawiam rozmowę z Wojciechem Szewczakiem, pomysłodawcą i koordynatorem projektu <i>„Na chwilę przed wojną” - Sierpień 1939 na Kurpiach</i>, przedstawiającego cykl zdjęć, których celem jest propagowanie wiedzy na temat walk żołnierza polskiego na Kurpiowszczyźnie we wrześniu 1939 roku. </b><b> </b><br />
<br />
<b>Łukasz Gut: W połowie sierpnia w Internecie pojawiły się pierwsze zdjęcia z cyklu <i>„Na chwilę przed wojną” - Sierpień 1939 na Kurpiach</i>. Jak narodził się pomysł takiej wystawy?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b>Wojciech Szewczak:</b> Pomysł zrodził się już dość dawno. Obecnie pracuję jako nauczyciel w Grodnie na Białorusi. Szybko zwróciłem tam uwagę na niewielką ilość informacji w tzw. przestrzeni publicznej na temat walk żołnierza polskiego w obronie Grodna i w boju pod Kodziowcami w 1939 roku. Od razu odniosłem to do walk na Kurpiach. Przecież niedaleko Myszyńca, miedzy Dąbrowami a Rozogami w 1939 roku przebiegała granica z Niemcami. Już pobieżne badanie źródeł potwierdziło, że rzeczywiście na terenie Kurpiowszczyzny toczyły się walki we wrześniu 1939 roku.<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUYN1qrABo146VJZcs3XRlP39RiRF694iZpY1buqCWVzXJbwRcErWzslLKhmK1G3OCHrBKx2mDbzsXzFfVHdfEeVvukPlHdwcWQaNncJB0mz9ojpRKtTJ8MBr3_gpmIlDEBRuFHdgiX46f/s1600/69392376_2285528861759854_8022079184631234560_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="540" data-original-width="1100" height="313" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUYN1qrABo146VJZcs3XRlP39RiRF694iZpY1buqCWVzXJbwRcErWzslLKhmK1G3OCHrBKx2mDbzsXzFfVHdfEeVvukPlHdwcWQaNncJB0mz9ojpRKtTJ8MBr3_gpmIlDEBRuFHdgiX46f/s640/69392376_2285528861759854_8022079184631234560_n.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(Na zdjęciu uczestnicy projektu. Od lewej: Ewa Janiszewska, Zbigniew Janiszewski, Tomasz Posmyk (z tyłu), Iwona Parapura, Jakub Wójcik, Piotr Parapura, Jan Karpiński, Justyna Rolka, Kamil Puka, Wojciech Szewczak)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<b><br />Jak więc przebiegały prace nad zdjęciami?</b><br />
<br />
Pierwsze realne szanse na zrobienie tych zdjęć pojawiły się, kiedy poznałem Kolegów: Zbigniewa Janiszewskiego z Kurpiowskiej Grupy Historycznej „Ostoya” i Piotra Parapurę z Grupy Historycznej „Niepodległość 1863”. Obydwu spodobał się ten pomysł i mogliśmy myśleć o realizacji. Około roku temu zobaczyłem zdjęcia Justyny Rolki, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie a w maju br. zrobiliśmy z Justyną serię próbnych zdjęć w mundurze na tle grodzieńskich zabytków. Z tych zdjęć byliśmy bardzo zadowoleni więc mogliśmy rozpocząć prace nad zdjęciami na Kurpiach.<br />
<br />
<b>Czyli wynika z tego co Pan mówi, że w projekt zaangażowanych jest sporo osób?</b><br />
<br />
Tak, nawet nie próbowałem udźwignąć tak dużego przedsięwzięcia sam, na szczęście w projekt zaangażowało się rzeczywiście wiele osób. Jakoś tak wyszło, że każdy z uczestników sam sobie wyznaczył i przyjął zadania w projekcie. Kilkugodzinna praca na planie zdjęciowym też przebiegała w serdecznej atmosferze pomimo upału. Trzeba także pamiętać, że przemieszczaliśmy się po terenie całego Skansenu Kurpiowskiego w Nowogrodzie ze sporą ilością sprzętu. Obecnie w projekcie udział biorą trzy grupy rekonstrukcyjne i fotograf, łącznie ok. 10 osób.<br />
<br />
<b>Dlaczego walki na Kurpiach we wrześniu 1939 roku są dla was tak istotne, że postanowiliście je propagować swoimi zdjęciami?</b><br />
<br />
Walki na Kurpiach były tylko jednym z elementów Polskiej Wojny Obronnej 1939 roku. Istnieją jednak dwa ważne powody, dla których postanowiliśmy przypomnieć naszymi zdjęciami właśnie o nich. <br />
<br />
Po pierwsze, jesteśmy z tego regionu, jesteśmy więc z Kurpiami związani emocjonalnie. Członkowie Kurpiowskiej Grupy Historycznej „Ostoya” - Zbyszek Janiszewski, Tomek Posmyk, Janek Karpiński, Jakub Wójcik i Kamil Puka urodzili się na Kurpiach i tu mieszkają, natomiast ja u dziadków na Kurpiach spędzałem wakacje. Rodzeństwo Iwona i Piotr Parapura są co prawda z Warszawy, ale bardzo dużo swego rekonstruktorskiego czasu poświęcają właśnie Kurpiowszczyźnie.<br />
<br />
Drugim powodem jest to, że dużo mówi się o obronie Westerplatte, bitwie nad Bzurą, bitwie pod Kockiem, a zupełnie zapomina się o tym, że nasi żołnierze we wrześniu ginęli także na ziemi kurpiowskiej. Broniąc północnych rubieży Rzeczypospolitej również zasłużyli na to byśmy o nich pamiętali.<br />
<br />
<b>Zrobienie tego cyklu fotografii to nie jedyne wasze działania. Czym się jeszcze zajmujecie?</b><br />
<br />
Przede wszystkim działamy na polu edukacji. Bierzemy udział w rekonstrukcjach walk z września 1939 roku, partyzantki 1939-45 i żołnierzy wyklętych, czyli okresu 1944-63. Poza tym KGH „Ostoya” i GH „Niepodległość 1863” odtwarzają wydarzenia historyczne od okresu Powstania Styczniowego do czasów Żołnierzy Wyklętych. Celem działań wszystkich trzech grup jest edukacja. Chodzi o to, żeby uczyć historii w sposób na tyle ciekawy, aby zainteresować również osoby, które historii nie lubią.<br />
<b><br />Znany jest mit o słabości polskiej kawalerii w 1939 roku. Czy macie zamiar obalać ten i inne mity związane z walkami we wrześniu 1939?</b><br />
<br />
Ten mit to wymysł niemieckiej propagandy, podtrzymywany później w okresie powojennym przez komunistów. Celem takich działań było skompromitowanie polskiego żołnierza, dowództwa i rządu w oczach Polaków. Takich mitów wrześniowych jest wiele i oczywiście trzeba je odkłamywać, ale cała historia Polski XX wieku została mocno wypaczona w okresie powojennym. Naszymi działaniami staramy się to odkłamywać. Odtwarzanie danej formacji zbrojnej jest swego rodzaju nauką historii na żywo i dzięki temu właśnie jest to naszym zdaniem bardzo dobra forma edukowania nie tylko dzieci i młodzieży, ale też dorosłych. To doskonałe uzupełnienie wiedzy zdobywanej w szkołach.<br />
<br />
<b>Jakie macie plany na przyszłość?</b><br />
<br />
Oczywiście najważniejsze są inscenizacje historyczne, ponieważ one przyciągają najwięcej widzów. Staramy się też brać udział w obchodach świąt narodowych i prowadzimy inne działania związane z prostowaniem naszej historii i przekazywaniem wiedzy historycznej młodszym i starszym. Naszym celem jest ukazanie historii w możliwie najatrakcyjniejszy sposób i oczywiście edukowanie wszystkich grup wiekowych.<br />
<br />
<b>Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę wielu dalszych sukcesów i udanych rekonstrukcji.</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-88326885225503405022019-09-01T03:56:00.000-07:002019-09-01T03:56:41.939-07:00Dwie relacje z walk w we Wrześniu 1939 roku na Kurpiach<div style="text-align: justify;">
<b>80 lat temu Niemcy bez wypowiedzenia wojny zaatakowały Polskę. 1 września 1939 roku dotknął również Kurpiów. Pod Myszyńcem, Kadzidłem czy Dylewem polscy żołnierze bili się dzielnie, mimo znacznej, technicznej przewagi wroga. Poniższe dwie relacje z walk we Wrześniu 1939 roku obrazują wysiłek żołnierzy w wojnie z Niemcami.</b><br />
<br />
Relacje sierżanta Czesława Święczkowskiego i podporucznika Jana Władysława Kurasia to kolejne z publikowanych przeze mnie "wrześniowych" relacji. Stosunkowo szczegółowe informacje z nich płynące są okraszone w przypadku Kurasia ogólną oceną kampanii, której fragment warto przytoczyć:<br />
<i><br />Wyrobiony żołnierz był dobrze, pragnął walki, pragnął odwetu. Bezsprzecznie, że żołnierz ten wykazywał mało inicjatywy, jednakże wykonawcą był b. dobrym. Odwrót jest najgorszą fazą wojny i najbardziej demoralizującą, lecz stwierdzić muszę z własnej obserwacji, że żołnierz, który się cofał przez dwa tygodnie, gdyby miał okazję pójść do przodu byłby poszedł i biłby się b. dobrze. <br /><br />Każdy z d-ców musiał swoją inicjatywą pokrywać sprawę niedostatecznego zaopatrzenia w żywność i amunicję. Musiał walczyć z brakami, równocześnie utrzymywać stan posiadania oddziałów, bo żołnierz przy b. dużym wysiłku marszowym, przeciętnie dni marszu licząc od 20-50 km na dobę, wyzbywał się obciążenia do butów włącznie, rzadko się zdarzało, ażeby rzucił broń.</i><br />
<br />
Zachęcam do lektury.</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyQ12ScBrcVb6E6fSxPUaqTO97QwcW0ukD-w35FHo2dhzs5KfvFcU0bE-k62Iu8wDseNdHWHNoIv737VkhiLG5KlHq5PwLarn5fhwCLqHIjVb_oNWUBMc4F2JL8QeO76134p0PqIFujAfH/s1600/Granica-zrywanie_god%25C5%2582a.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="586" data-original-width="850" height="275" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyQ12ScBrcVb6E6fSxPUaqTO97QwcW0ukD-w35FHo2dhzs5KfvFcU0bE-k62Iu8wDseNdHWHNoIv737VkhiLG5KlHq5PwLarn5fhwCLqHIjVb_oNWUBMc4F2JL8QeO76134p0PqIFujAfH/s400/Granica-zrywanie_god%25C5%2582a.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Żołnierze niemieccy zrywają godło Polski ze szlabanu granicznego. Przejście graniczne w Kolibkach, 01.09.1939. Źródło: CAW)</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
__________________<br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Sierżant Czesław Święczkowski, zastępca dowódcy plutonu łączności I baonu 71 pp. 18 dywizji piechoty</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><b> </b></span> </div>
<div style="text-align: justify;">
31 sierpnia o godz. 19.00 zadzwonił ostro telefon. Podniosłem słuchawkę. Por. Kruszewski wydał krótki rozkaz: o godz. 20.00 należy osiągnąć południowy skraj lasu Zakrzewo Nowe na drodze Łomża – Zambrów. (…) O godz. 21.00 został wydany rozkaz marszu w kierunku na Myszyniec. O świcie w dniu 1 września pułk osiągnął wieś Chojny Stare w marszu w kierunku na Nowogród. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Zarządzony został chwilowy postój w marszu. Oddziały rozlokowały się w sąsiednich laskach. M.p. d-cy pułku w Chojnach Starych. Przyjechał d-ca dywizji Kossecki. Słyszałem wydawane rozkazy. Zarządzono dwugodzinny postój. Łączność działała sprawnie. Dzień zapowiadał się pogodny. Słońce świeciło ostro, było ciepło, widoczność doskonała. Nagle tak ładnie zapowiadający się dzień został zakłócony, w górze słychać było głuchy warkot silników samolotów niemieckich. Niemcy rozpoczęli działania wojenne na tym odcinku frontu bombardując m. Łomżę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Zarządzony został marsz forsowny przez Nowogród w kierunku na Myszyniec, nękany z broni pokładowej atakujących samolotów niemieckich. 71 pp. Wyszedł na przedpola obrony Narwi w Nowogrodzie, zapadając w marszu w lasach w odl. Około 7 km od Myszyńca. Miejsce postoju d-cy pułku zostało urządzone prowizorycznie w lesie. Kompania zwiadowców dostała rozkaz rozpoznania przedpola. Bataliony zajmowały wyznaczone stanowiska. Zwiadowcy penetrując teren związali się w walce z patrolem Niemców. W wyniku starcia byli zabici i ranni. Wzięto do niewoli dwóch jeńców, których doprowadzono do d-cy pułku. Z zeznań jeńców wynikało, że Myszyniec został zajęty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Niemcy nie atakowali. W dniu 3 września o godz. 8.00 włączyłem odbiornik na Warszawę. W stolicy entuzjazm. Francja i Anglia wypowiedziały wojnę Niemcom. Wiadomość przekazałem d-cy plutonu. I kompania I-szego Batalionu domagała się walki. D-ca kompanii prosił o zadanie d-cy pułku. Pułk. Zbijewski wysłuchał raportu d-cy kompanii i po chwilowym zastanowieniu powiedział: „dobrze, zadanie otrzymacie”. Zaraz nastąpiła narada z towarzyszącymi oficerami i ustalono: I kompania rozpozna, jakie siły niemieckie znajdują się w Myszyńcu i jeżeli to będzie możliwe, Myszyniec należy zdobyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Kompania została odpowiednio wzmocniona i następnego dnia o świcie uderzyła na Myszyniec. Niemcy nie dali się zaskoczyć. W wyniku starcia byli zabici i ranni. I kompania poniosła dotkliwe straty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
5 września pułk otrzymał rozkaz wzmocnienia obrony Narwi na odcinku Ostrołęka – Różan. Wydane zostały odpowiednie rozkazy. Pułk maszerował w kierunku nakazanym. Koszmarny marsz w nocy przy łunach pożarów, a w dzień pod ogniem bomb samolotów trwał do następnego dnia do godz. 15.00. Dotarliśmy na wyznaczony odcinek frontu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Pułk przystąpił do wykonania odpowiednich umocnień i przyjęcia walk obronnych. Byliśmy bez przerwy w zasięgu działań artylerii niemieckiej i lotnictwa. Niemcy przystąpili do forsowania Narwi przy użyciu zorganizowanego sprzętu i ludzi. Dalsza obrona okazała się niemożliwa. Pułk znalazł się w odwrocie. Maszerowaliśmy na Ostrołękę. Straty w ludziach i sprzęcie były znaczne. O świcie 8 września maszerowaliśmy przez Wojciechowice na wysokości koszar 5 p. ułanów. Alarm lotniczy, spadają bomby, są zabici i ranni. D-ca pułku decyduje marsz w kierunku na Śniadowo.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><b>Źródło</b>: IPMS, B.I.14e/2, Czesław Święczkowski, <i>Wspomnienie z kampanii wrześniowej 1939 r. z działań 71 pp. 18 dywizji piechoty</i>, s. 38-40.</span><br />
___________________<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Podporucznik Jan Władysław Kuraś, dowódca III plutonu 7 kompanii III batalionu 42 pp.</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1 IX około godziny 21.00 dca komp. otrzymał rozkaz od dcy Baonu zorganizowania wypadu w kierunku na Myszyniec na Siarczą Łąkę. Dca komp. sam zabrał 4 drużyny i wyruszył pieszo około 8 km na wypad. Trafił w próżnię ponieważ nieprzyjaciel wycofał się na noc. O świcie dca Baonu wysyła resztę komp. kolejką wąskotorową, ażeby ułatwić wycofanie się plutonu wypadowego, do m. Kadzidło. Jeszcze nie zajęliśmy stanowisk gdy wycofujące i prowadzące walkę oddziały O.N. i pluton – wypadowy przeszedł przez naszą linię. Otrzymałem rozkaz przez gońca, ażeby się wycofać na południowy skraj Kadzidła do lasu, zająć stanowiska i powstrzymać szybkie posuwanie się npla.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zatrzymując uciekających żołnierzy nie zauważyłem, że jestem sam [z plutonu(?) – słowo nieczytelne – przyp. Ł.G.]. Gdy się zorientowałem w sytuacji, już patrole npla podchodziły do najbliższych domów od stanowisk. Dałem rozkaz ogniowy, po kilku minutach walki zarządziłem wycofanie się pojedynczo. Łatwe było wycofanie ponieważ stanowiska były na skraju lasu. Odskoczyłem do tyłu około 300 m i zatrzymałem pluton na skraju polany leśnej. Wybrałem patrol celem stwierdzenia co npl. robi. Patrol z połowy drogi wrócił, już pod ogniem npla. Między drzewami ukazał się konny patrol npla. Rozkazałem otwarcie silnego ognia specjalnie z broni maszynowej. To powstrzymało agresywnego przeciwnego do tego stopnia, że bez przeszkód wycofałem się przez otwarty około 2 1/2 km teren, bez strzału. D-ca komp. otrzymał rozkaz przez motocyklistę zorganizowania obrony w m. Dylewo przez którą przechodziła szosa Myszyniec-Ostrołęka. W czasie organizowania obrony dla wzmocnienia, której przydzielony został pluton artylerii, na horyzoncie na kierunku lewego skrzydła zauważono tabun koni i koniowodnych maszerujących w kierunku npla. D-ca plutonu artylerii otworzył ogień na ten cel. Konie ruszone kłusem znikły w lesie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Plan D-cy Baonu: Związać posuwającego się npla od czoła, zmusić go do rozwinięcia w otwartym terenie a resztą Baonu uderzyć ze skrzydła. Plan ten nie został wykonany, ponieważ npl. nie posuwał się dalej i d-ca dywizji płk. Kossecki osobiście wydał rozkaz nierealizowania go, a kompanię 7 wycofać na stanowiska obronne Łodziska. W czasie wycofywania się komp. 7 został otworzony b. silny ogień artylerii npla oraz broni maszynowej ze skrzydła. Ogień prowadzony ze skrzydła odcinał drogę odwrotu. Kompania zaskoczona ogniem podczas wycofywania się pierzchła w szalonym popłochu, rozsypując się w bezładną ucieczkę. Było to około godziny 14.00 drugiego września w m. Dylewo. O godz. 20.00 na stanowiskach w m. Łodziska było z komp. 3 oficerów i 36 prawie wszyscy bez broni, szeregowych. Stanowiska Baonu od m. Dylewo były około 2 km. Strat dużych nie było w ciągu nocy i następnego dnia, stan komp. był około 160 ludzi. Ciężko ranny w nogi został na polu bitwy obserwator mojego plutonu kpr. Aila[?], którego spotkał przy wycofaniu d-ca komp.<br />
Stan moralny komp. po tej bitwie był bardzo marny. Około godziny 16.00 pięć naszych bombowców bombardowało kolumnę npl. od m. Kadzidło w kierunku na Myszyniec. Do bombowców był prowadzony bardzo silny ogień artylerii p.lot.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
W dniu 5.IX Baon został marszem nocnym wycofany z m. Łodziska do m. Tobolice koło Ostrołęki. Po wydaniu śniadania w lesie Tobolice, Baon wyruszył około godz. 8.00 na stanowiska obronne na rzece Narew, poczynając od m. Ostrołęka do m. Kamianka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
(…) Trudności mobilizacyjne były dla nas tylko pod względem wozów a w związku z tym z zaopatrzeniem. Działanie „V kolumny” było widoczne przy wycofywaniu się; sianie paniki i podpalanie lasu obok kolumn, może wskazywanie celów dla artylerii npla.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Trudności w zaopatrzeniu były b. duże na skutek trakcji konnokołowej, daleko położone w tyle punkty zaopatrzenia, zniszczone drogi i mosty przez lotnictwo npla. Ewakuacji, wydaje mi się, prawie wcale nie było. Organizował sobie każdy d-ca na swoją rękę. Żołnierz ostatkiem sił, boso, uciekał, ażeby ujść niewoli, lecz były momenty, że nie wytrzymywał i zostawał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Oficerowi młodsi i podoficerowie dawali z siebie maximum wysiłku i dobrze zrozumiałej woli. Stawali się po prostu opiekunami każdego żołnierza w wojskowym pojęciu. Gorzej były kiedy przyszło do kryzysu. Wyczytać można było wyrzut w oczach podoficera, chociaż nic nie mówił, widać było żal do oficera. Nie wyobrażam sobie, ażeby obecny żołnierz mógł dać tyle wysiłku z siebie i być do tego stopnia zdolny do walki, tak jak nim był żołnierz 1939.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Żołnierz, który dziś był w odwrocie, gotów jutro iść do natarcia. Wyrobiony żołnierz był dobrze, pragnął walki, pragnął odwetu. Bezsprzecznie, że żołnierz ten wykazywał mało inicjatywy, jednakże wykonawcą był b. dobrym. Odwrót jest najgorszą fazą wojny i najbardziej demoralizującą, lecz stwierdzić muszę z własnej obserwacji, że żołnierz, który się cofał przez dwa tygodnie, gdyby miał okazję pójść do przodu byłby poszedł i biłby się b. dobrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Każdy z d-ców musiał swoją inicjatywą pokrywać sprawę niedostatecznego zaopatrzenia w żywność i amunicję. Musiał walczyć z brakami, równocześnie utrzymywać stan posiadania oddziałów, bo żołnierz przy b. dużym wysiłku marszowym, przeciętnie dni marszu licząc od 20-50 km na dobę, wyzbywał się obciążenia do butów włącznie, rzadko się zdarzało, ażeby rzucił broń. Widziałem armię niemiecką w odwrocie, przedstawiała się daleko gorzej od naszych oddziałów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Źródło</b>: IPMS, B.I.14d/10, <i>Relacja Jana Władysława Kurasia z 1 grudnia 1945 r.</i>, s. 29-37.</span></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-76072312018876476712019-08-21T12:51:00.000-07:002019-08-21T12:51:39.680-07:00Wrzesień 1939 na Kurpiach: Relacja ppor. Edwarda Busko<div style="text-align: justify;">
<b>Przypadająca
1 września 2019 roku 80. rocznica wybuchu II wojny światowej to
doskonała okazja do przypomnienia wysiłku polskich żołnierzy na
Kurpiach. Warto pamiętać, że armia niemiecka przekroczyła granice Polski
w okolicy Myszyńca już około godz. 5.00 rano. Tak więc wojna na
terenach Kurpiowszczyzny rozpoczęła się niewiele później niż naloty na
Wieluń, czy atak na Westerplatte.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Drugą relacją (po <a href="https://kurpie-historia-trwanie.blogspot.com/2019/08/wrzesien-1939-na-kurpiach-relacja-jozefa-szewczyka.html">relacji por. Józefa Szewczyka</a>), którą publikuję jest
sprawozdanie podporucznika rezerwy Edwarda Busko, dowódcy II plutonu 7 kompanii III baonu 42 pułku piechoty, wchodzącego w skład 18 dywizji piechoty (część SGO "Narew"). Opublikowałem fragment dotyczący walk na Kurpiach, późniejsze losy pominąłem. Wszystkie z
publikowanych relacji pochodzą ze zbiorów Instytutu Polskiego i Muzeum
im. gen. Sikorskiego w Londynie. Zachowano pisownię oryginalną.</div>
___________________</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img border="0" data-original-height="938" data-original-width="1350" height="277" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjX25aepty4dnwpAKwH35mBmDXQP-HRdZPxmhIqO-k0-uahYoHfOAVhJTqSR8Xeu94Yhbj808noLGCcfZK73WuRNoCbjP8SiB9FFkxzYWpKDZtwqW1Q71afql5Limj8wLfgIJawprUAMxpi/s400/45_LOMZA_1932_600dpi.jpg" width="400" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #0000ee;"><span style="font-size: xx-small;">(Fragment mapy operacyjnej Polski z 1932 roku. Edward Busko walczył w Kadzidle i okolicach)</span><br /><u></u></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: large;"><b>Podporucznik rezerwy Edward Busko, dowódca II plutonu 7 kompanii III baonu 42 p.p.:</b></span><br />
<br />
1-2.IX. komp. 7 wyrzucona poza Kadzidło na wypad. Mój pluton powstrzymuje npla na płn. od cmentarza, następnie na płd. od miejscowości Kadzidło uniemożliwiając wyjście npla. Otrzymujemy silny ogień dodatkowy 2 km z flanki. Zgodnie z ustnym rozkazem kpt. Zniszczyńskiego, wycofujemy się na swą podstawę wyjściową, z tym że część plut. z moim zastępcą po wsch. stronie drogi, dwie drużyny zaś po zach. Spotykam w odl. 5 km od naszej pozycji obronnej dwie komp. pod d-ctwem mjr. Chmielewskiego. (Plan przeciwuderzenia z flanki na prącego npla wzdłuż szosy.) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozkaz odwoławczy i łącznie z tymi oddziałami wracamy pod ogniem kmów na Durlasy. <br />
Cały wieczór bezustanna wymiana ogniowa. Straty kompanii przy odwrocie duże, z plutonu – 6 ciu. Następnego dnia natarcie na Kadzidło, bez oporu zajmujemy północne skraje Kadzidła (Niemcy uderzają na Baranowo – Różan).</div>
<br />
Rozkaz wycofania na Durlasy. W nocy otrzymuję rozkaz zaciągnięcia placówki oficerskiej w Olszewce (7 km na wschód od baonu) - ubezpieczenie baonu z flanki.<br />
<br />
Tu tylko drobne starcia z patrolami kawaleryjskimi npla wzdłuż wsi Baranów – Różan. Po dwóch dniach rozkaz ściągnięcia placówki i dołączenie z plutonem do baonu wycofującego się na Ostrołękę. <br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Źródło</b>: Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie, B.I.14d/9, <i>Relacja Edwarda Busko z 24 listopada 1945 r.</i>, s. 27-28.</span><br />
<br />
<b>oprac. Łukasz Gut</b>Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-69536847508992314832019-08-19T02:20:00.000-07:002019-08-20T03:42:32.502-07:00Wrzesień 1939 na Kurpiach: Relacja por. Józefa Szewczyka<div style="text-align: justify;">
<b>Przypadająca 1 września 2019 roku 80. rocznica wybuchu II wojny światowej to doskonała okazja do przypomnienia wysiłku polskich żołnierzy na Kurpiach. Warto pamiętać, że armia niemiecka przekroczyła granice Polski w okolicy Myszyńca już około godz. 5.00 rano. Tak więc wojna na terenach Kurpiowszczyzny rozpoczęła się niewiele później niż naloty na Wieluń, czy atak na Westerplatte.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Niniejszy wpis rozpoczyna serię tekstów, w których publikowane będą relacje żołnierzy walczących w okolicach Myszyńca, Kadzidła i Ostrołęki. Relacje te historykom są znane, ale, jak się wydaje, szerzej nie funkcjonują w świadomości mieszkańców regionu. Stąd decyzja o ich opublikowaniu, tym bardziej, że nic tak nie oddaje klimatu Września, jak opowieści uczestników. <br />
<br />
Pierwszą relacją, którą publikuję jest sprawozdanie porucznika Józefa Szewczyka, dowódcy kompanii ON „Ostrołęka III”, wchodzącej w skład batalionu ON „Kurpie”. Opublikowałem fragment opisujący losy od 1 września. Wszystkie z publikowanych relacji pochodzą ze zbiorów Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Zachowano pisownię oryginalną.<br />
___________________</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgL-NKax6DcBVFcD-YnErU3Zanwb8knhJ4Pq4_UhnicezuyqoXOr_hVzhnZ05uV4ZQ23T6BFxmyu97PdAD2oSsrNE_n3ou1KmfNwKHhRkyBrusg4wwpdIOjBLr3lVGxX2TSPc-kU4zqN620/s1600/14138656_1130160370396168_7567468243861128543_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="981" data-original-width="1600" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgL-NKax6DcBVFcD-YnErU3Zanwb8knhJ4Pq4_UhnicezuyqoXOr_hVzhnZ05uV4ZQ23T6BFxmyu97PdAD2oSsrNE_n3ou1KmfNwKHhRkyBrusg4wwpdIOjBLr3lVGxX2TSPc-kU4zqN620/s400/14138656_1130160370396168_7567468243861128543_o.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Kadzidło we wrześniu 1939 roku)</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /><span style="font-size: large;">Relacja porucznika Józefa Szewczyka, dowódcy kompanii ON „Ostrołęka III”, batalion ON „Kurpie”:</span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
W dniu 1 września godz. 5 rano oddziały niemieckie przekroczyły granicę, stoczyły walkę z moimi placówkami, które pod silnym ogniem npla wycofały się na linię obronną 6 km w tyle na skraju miejscowości Myszyniec. Z tą chwilą, mając zadanie opóźniać po szosie Myszyniec – Ostrołęka, rozpocząłem wykonywanie zadania. W pierwszym dniu trzy razy zmieniałem stanowiska obronne na przestrzeni około 12 km. Stanowiska te były już z góry przygotowane. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W nocy z 1 na 2 września walka osłabła, nie zmieniałem stanowisk, ograniczając się tylko do wysyłania patroli na przedpole. W dniu drugiego września nieprzyjaciel rozpoczął działalność bojową około godz. 5 rano. Przedtem, jeszcze w nocy około godziny 1.00 kompania strzelecka z 42 p.p. przeszła przez moje stanowiska, silnego npla nie spotkała, wracając nad ranem została silnym ogniem ostrzelana, ponosząc duże straty, równocześnie ruszyło natarcie npla na moje stanowisko, rozpoczęło się działanie opóźniające. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Wieczorem około godziny 20-tej zostałem ranny w rejonie miejscowości Kadzidło. W czasie całego działania żadnych rozkazów z góry nie otrzymałem, natomiast w nocy przyjechał do mnie sam D-ca Baonu. Miałem do czynienia z piechotą npla, z czołgami w ilości czterech, pociągu wąskotorowego uzbrojonego w broń maszynową, a który mi najwięcej dokuczał. Nie miałem środków do zwalczania go, ograniczyłem się do niszczenia toru. <br />
<br />
Ponieważ kompania składała się ze strzelców pochodzących z okolic przez które prowadziłem walkę, w drugim dniu w południe po sprawdzeniu okazało się brak około 40%. Zabitych nie widziałem w swoim rejonie, natomiast rannych miałem kilku, których sanitariusze na miejscu opatrzyli i odesłali ich do tyłu do komp. drugiej, która miała przedłużać kierunek opóźniania. Silną pozycję obronną na skraju miejscowości Myszyniec opuściłem nie tyle na silny ogień npla, ile na silny ogień pochodzący z samych budynków miejscowości Myszyniec. Opuszczając miejscowość ludzie moi chwycili dwóch cywili z bronią. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Trudności w prowadzeniu walki miałem duże: przede wszystkim broń francuska, stara, powodowała ciągłe zacięcia, śruby łączące trzon zamkowy wylatywały, a karabin stawał się niezdolnym, broń maszynową francuską musieli żołnierze przenosić, gdyż wozy cywilne poruszać się nie mogły po terenie, po którym działałem, broń ta stara (magazynki), taśmy pogięte, powodowały przerywanie ognia. Broń tą dostałem kilka dni przed 1 września. Lekkie karabiny maszynowe stare magazynki pogięte. Tą dużą nieobecność ludzi w drugim dniu tłumaczę tym, że ludzie Ci widząc pożary spowodowane przez artylerię nieprzyjaciela, odchodzili ratując swego mienia. Lotnictwa npla nie spotkałem w działaniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><b><br />Źródło</b>: Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego, B.I.14h/1, <i>Relacja Józefa Szewczyka z 1 grudnia 1945 r.</i>, s. 2-3.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b>oprac. Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-89021530660172168192019-08-17T05:59:00.000-07:002019-08-17T06:25:09.060-07:00W krainie bursztynu. Muzeum w Nowogrodzie w 1926 roku<div style="text-align: justify;">
<b>Kurpiowska Puszcza Zielona wielokrotnie bywała przedmiotem reportaży w dwudziestoleciu międzywojennym. Dziennikarze rozpisywali się o trudnych warunkach życia Kurpiów, ich kulturze, zwyczajach lub charakterze. Rolę nie do przecenienia w zachowaniu reliktów kultury kurpiowskiej odegrał Adam Chętnik i założone przez niego Muzeum Kurpiowskie w Nowogrodzie. O tym jak ciekawym miejscem było przedwojenne muzeum jeszcze przed uroczystym otwarciem świadczy w znacznym stopniu interesujący tekst Stefanii Podhorskiej-Okołów z 1926 roku, który poniżej publikuję.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Autorka reportażu, Stefania Podhorska-Okołów (1884-1962), nie była postacią anonimową. W latach 1921-1922 i 1927-1939 pełniła funkcję redaktora naczelnego przeznaczonego dla kobiet tygodnika „Bluszcz”<span style="font-size: x-small;">[1]</span> i ten fragment jej działalności jest najlepiej poznany. Zresztą w poniższym tekście jej autorstwa, o kobietach, a zwłaszcza o ich stroju również jest mowa. Muzeum Kurpiowskie to miejsce szczególne, a tekst jest o tyle ważny, że powstał jeszcze przed uroczystym otwarciem placówki, które odbyło się 19 czerwca 1927 roku. Podhorska-Okołów zajmująco opowiadała m.in. o nabywaniu eksponatów do muzeum, co rzuca pewne światło na to w jaki sposób Chętnik musiał przekonywać Kurpiów do czynnego poparcia jego idei. A że nie było to łatwe, przekonują jego własne słowa z 1929 roku:</div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Obecnie od dłuższego czasu muzeum nie posiada żadnej pomocy znikąd (...). Ludność miejscowa z małemu wyjątkami nie docenia potrzeby podobnej pracy, zaś tzw. „inteligencja” okoliczna nie interesuje się zupełnie sprawami dawnej kultury ludowej i swego muzeum, jedynego w tych stronach</i><span style="font-size: x-small;">[2]</span>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTsahDUanNU3MpiZDpKu5tszvv7wcg0vwksQJAue0RtEbZDLKvl3FtgQgMOIskL9ZoZRGmW372q1yj-Sue9KE73rrge4rPLwvAmffAq8PfnlDMXYyyHv8iIQe01m5EeCZ3ifpcnLoZyV3z/s1600/13600235_1085495891529283_24336470889533826_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="716" data-original-width="960" height="296" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTsahDUanNU3MpiZDpKu5tszvv7wcg0vwksQJAue0RtEbZDLKvl3FtgQgMOIskL9ZoZRGmW372q1yj-Sue9KE73rrge4rPLwvAmffAq8PfnlDMXYyyHv8iIQe01m5EeCZ3ifpcnLoZyV3z/s400/13600235_1085495891529283_24336470889533826_n.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Kurpianki na terenie Muzeum Kurpiowskiego w Nowogrodzie. Widoczny fragment sosny bartnej, opisywanej w reportażu. Źródło: Fotografia udostępniona dzięki uprzejmości Centrum Fotografii Krajoznawczej PTTK)</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Mimo licznych trudności, Muzeum Kurpiowskie cieszyło się znacznym zainteresowaniem. Relacja z 1933 roku zaświadczała: <i>Zwiedzają je szkoły i uczelnie, studenci i wojskowi, profesorowie uniwersytetów i artyści, przedstawiciele władz i duchowieństwa, przybywają wycieczki nauczycielskie, harcerskie, wioślarskie itp. jak również ludowe dla zapoznania się z własną przeszłością i kulturą. Były wycieczki i gości z zagranicy: (Mazur pruskich, Bułgarji, Jugosławji a nawet Ameryki). Do r. 1930 przybyło razem 163 wycieczki i 4614 zwiedzających, w r. 1931 zwiedzających było 1255, w r. 1932 - 657 osób</i><span style="font-size: x-small;">[3]</span><i>.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Adam Chętnik był przekonany o ważnym miejscu muzeum dla całej kultury kurpiowskiej. Mając poczucie, że <i>nasza kultura rodzima całej połaci północnego Mazowsza (…) ulega już ogólnej niwelacji</i><span style="font-size: x-small;">[4]</span>, widział ten badacz wyjątek na tle <i>kosmopolitycznej powodzi</i>. Tym wyjątkiem byli oczywiście Kurpie. Etnograf pod koniec lat 20. pisał: <i>I kto wie, czy regjonalizm nie jest tą naszą ostatnią deską, której wszyscy chwycić się musimy dla ratowania tego, co się w gruzy sypie, a co być winno ostoją naszej kultury swoistej i narodowej</i><span style="font-size: x-small;">[5]</span>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzieło Chętnika interesowało publicystów, a jeden z ciekawszych tekstów zamieszczam poniżej, zachęcając czytelników do odbycia podróży wąskotorówką kurpiowską wraz z dziennikarką „Kuriera Warszawskiego”. Zapraszam do Nowogrodu Anno Domini 1926.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
_______________________</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;">W krainie bursztynu</span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mała lokomotywka i wagoniki, dużo zgrzytu starego żelastwa, brzękania zardzewiałych łańcuchów, tempo tych dawnych dobrych czasów, kiedy pociąg stał tyle „ile trzeba”, – oto wązkotorówka kurpiowska. Niemcy ją zbudowali, w celu eksploatacji lasu, a dziś stanowi ona jedyny środek komunikacyjny, jedyny związek ze światem, a może i błogosławieństwo tej zapadłej okolicy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Puszcza? Dziś za mocna i niezrozumiała nazwa dla kraju, w którym całemi godzinami można jechać, lasu nie widząc, chyba na widnokręgu. W niepamięć poszły dawne statuty bartne, o których surowości szepce pogłoska, jakoby złodzieja pszczół karał wypróciem jelit i okręceniem ich wokół zrabowanej barci. Mało już kto na Kurpiach umie zażyć liny bartniczej, z której pomocą wspinał się przemyślny pszczół hodowca na najgrubsze nawet barcie o własnej sile i miód wybierał do drewnianych skopków i stągiewek. Ostatnią bodaj taką linkę udało się zdobyć posłowi Adamowi Chętnikowi dla Muzeum krajoznawczego w Nowogrodzie i to w chwili, gdy jej właściciel już ją chciał pociąć na postronki do uprzęży.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
– Ile chcecie za linkę? – zapytał zbieracz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chłop poskrobał się w głowę: pieniędzy nie ułaknął, powroza mu było szkoda. Sprzedać ani rusz nie chciał. Wreszcie zgodził się przywieźć linkę na targ do miasta, zważyć ją i otrzymać w zamian tyleż postronków na wagę. Tą drogą handlu zamiennego doszedł poseł Chętnik do posiadania oryginalnego zabytku dawnego życia puszczy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
W małym, ale malowniczym ogródku tegoż Muzeum, wspinającym się po stromem zboczu wysokiego brzegu Narwi, wyprostowała się dumnie, niegdyś potężna, dziś zdetronizowana królowa puszczy, barć pięćsetletnia, również niemal cudem ocalona od zagłady. Pszczoły dawno już opuściły w niej swe siedlisko, ale chciwość ludzka nie dała spokoju krzepkiej staruszce. Chodziła wieść, że w otworze barci, misternie dawną modą dłubanym, przechowuje się jeszcze dużo miodu. Dobrali się do niej złodzieje leśni. Dwa dni we czterech rąbali siekierami smolny, na kamień zakrzepły pień, aż powalili olbrzymkę. Wybrali pono trzy pudy miodu, zupełnie scukrowanego i to był ich jedyny łup. Bowiem trzon sosny, nawet porżnięty na kawały, wywieść się z puszczy nie dawał. Łamały się wozy, rwały uprzęże, ludzie klęli na czem świat stoi. A pan Chętnik się uparł zdobyć barć dla Muzeum. Nareszcie pewien gospodarz zgodził się przywieźć ją do Nowogrodu pod warunkiem, że mu zapłacą za wszystkie połamane wozy. Stanęła umowa, chłopek-roztropek zbudował sobie specjalny wóz i historyczną sosnę dostawił na miejsce. Dolna jej część z charakterystycznym otworem stanęła na terytorjum Muzeum krajoznawczego, z górnego kloca zdziałano pomnik dla Stacha Konwy, bohatera kurpiowskiego, co za saskich czasów zginął śmiercią bohaterską w obronie puszczy od obcego najazdu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZB_ohguPSEIveH-rQc6YXjLBCNxwu6NBKEY25hjRHXnzoZZqn2oQtKTXEKQfSN_KVZgrL5yvB-3X4sffcmgxP2hi4xJCzqFDxAfuvAGp_GUbkXzu3VALERlURx8W7M2z9O7YMu9ICpzzy/s1600/PIC_1-U-3797.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="844" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZB_ohguPSEIveH-rQc6YXjLBCNxwu6NBKEY25hjRHXnzoZZqn2oQtKTXEKQfSN_KVZgrL5yvB-3X4sffcmgxP2hi4xJCzqFDxAfuvAGp_GUbkXzu3VALERlURx8W7M2z9O7YMu9ICpzzy/s400/PIC_1-U-3797.jpg" width="210" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Pomnik Stacha Konwy w Jednaczewie, powstały z sosny bartnej, wspomnianej w reportażu.)</span></td></tr>
</tbody></table>
Muzeum w Nowogrodzie prócz tych „curiosów” posiada sporo okazów pierwszorzędnej wartości folklorystycznej. Pełno tu statków już dziś nieużywanych. Jakieś dzbanki na jagody, plecione z białych korzeni sosnowych, jakieś prymitywne dłutka, któremi wioskowy snycerz wyciosywał z lipowego drzewa surowe świątki, sztywnie wyprostowane w cieniu borów odwiecznych, „Chrystusy frasobliwe”, dumające w kapliczkach przydrożnych nad nędzą grzesznego ludu, Matki Bolesne z ciałem Synaczka na kolanach, pełne naiwnego, wstrząsającego do głębi wyrazu, wywołanego najprostszemi środkami przez ubogiego duchem artystę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wycinanki, z powtarzającym się ulubionym motywem „leluji”, fantastycznego drzewka, z wplecionemi między gałązki postaciami „panny” i „ptaszków”. W jednej z chat w Myszyńcu Starym widzieliśmy przepysznie stylizowane pawie i brykę w parę koni, bardzo żywych w ruchu, potraktowanych z prymitywnym naturalizmem, dziwnie przypominającym rysunki na wazach staro-greckich.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Strój dzisiejszej kurpianki jest pełen surowej nieco prostoty. Ciemna, mieniąca się spódnica z samodziału, tkanego z wełny w dwóch kolorach, np. zielony z granatowym, bronzowy z ponsowym, długa po pięty, zszyta z pięciu brytów, ułożonych w głębokie fałdy, które się utrzymuje w stałem zaprasowaniu przez umiejętne złożenie, a przed schowaniem do skrzyni. Kaftanik luźny o krótkim stanie, też najczęściej ciemny. Tę surową nieco i jednostajną w kolorycie sylwetkę kurpianki, podobną kształtem do dzwonu, cicho, miękkiemi, choć szybkiemi ruchami płynącego po piasku, ożywia jasna, najczęściej żółta lub kremowa perkalowa chusteczka, którą się naprzód według pewnej metody wiąże w powietrzu w rodzaj czółka z wywiniętymi na tyle głowy rogami, a potem dopiero nakłada. Z pod chusteczki, jednakowo zawiązanej u panien i u mężatek, spływają na plecy dwa, obowiązkowo dwa warkocze, przy święcie związane jaskrawemi kokardami wstążek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zamożniejsze kurpianki wkładają do kościoła albo na wesele ciężkie naszyjniki z bursztynów, przezroczystych i ciemnych jak miód leśny. Zazwyczaj jest to jeden sznur, zaczynający się od drobnych kuleczek, wielkości grochu, kończący na bryłach, soczewkowato spłaszczonych, a tak dużych, jak leśne jabłuszka, albo koci łeb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Są to pamiątki po babkach i po „prajbabkach”, jak się mówi po kurpiowsku, troskliwie przechowywane po skrzyniach zabytki tych czasów, gdy jednem z najbardziej dochodowych zajęć kurpia było kopanie bursztynu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prześliczny jest strój druchny, który należałoby wyzyskać na naszych, tak ubogich w pomysły balach kostiumowych i reprezentacyjnych. Koszula z długiemi rękawami, zapięta pod szyję, z kołnierzykiem w drobniutkie gwiazdki haftowanym, gorset z ciemnej materji, lamowanej barwny, jedwabiem, na szwach złotem wyszyty, nie sznurowany, ale zapinany na kolorowe guziczki, z rozcinanemi, sięgającemi aż za biodra połami, spódnica czerwona w prążki, takiż fartuszek, a na głowie charakterystyczne czółko: wysoki, aksamitny kołpaczek bez denka, z przypiętym z boku bukietem sztucznych błękitnych kwiatów. Strój wykwintny, nie banalny i tak mało u nas znany, że widuje się go tylko po gablotach muzeów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zdaje się, że i na Kurpiach przejdzie on rychło do przeszłości. Wprawdzie kurpianka przechowuje go skrzętnie, pokazuje z dumą, ale rzadko go przywdziewa. Jeżeli wzdraga się go sprzedać ciekawemu przybyszowi z miasta, to poprostu dlatego, że wstrzymuje ją czysto kobieca troska: - A może jeszcze wróci taka moda?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I z pewnym sentymentem chowa wydobyty na światło odświętny strój do ciemnej komory, tak jakbyśmy chowały do szafy, woniejącej paczulą, krynolinę po prababce. I ta sama mgła rozrzewnienia i zadumy przesłania bystre oczy dziecka puszczy, co blade, zopalizowane od sztucznych świateł źrenice córki salonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<b>Stefania Podhorska-Okołów</b></div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: left;">
________________<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Źródło: S. Podhorska-Okołów, <i>W krainie bursztynu</i>, „Kurier Warszawski” 1926, nr 228 (20 sierpnia), s. 7-8</span></div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<br />
<div style="text-align: left;">
<b style="font-size: small;">Przypisy:</b></div>
<span style="font-size: x-small;"></span><br />
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[1] A. Kowalczyk, <i>Moda w wybranych czasopismach Towarzystwa Wydawniczego "Bluszcz" z lat 1921-1939</i>, „Rocznik Historii Prasy Polskiej” 2005, t. 8, nr 1 (15), s. 67.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[2] A. Chętnik, <i>Ostatni Kurpie</i>, „Pamiętnik Warszawski” 1929, z. 4, s. 85.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[3] <i>Nieco wiadomości o Muzeum Kurpiowsko-Nadnarwiańskiem w Nowogrodzie pod Łomżą</i>, Łomża 1933.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[4] A. Chętnik, <i>op. cit.</i>, s. 70.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;">[5] Ibidem, s. 85.</span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<b>Autor: Łukasz Gut</b></div>
</div>
</div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6009001613115434414.post-36993964812831952902019-08-06T09:51:00.000-07:002019-08-07T00:18:31.765-07:00„Wspaniały lud – te Kurpie”! Reportaż z czerwca 1939 roku <div style="text-align: justify;">
<b>Wrzesień 1939 roku to według słów jednego z historyków <i>narodowa epopeja i największa tragedia w dziejach ojczystych</i><span style="font-size: x-small;">[1]</span>. Zanim jednak doszło do tragedii, zanim żołnierze polscy starali się wykonać <i>niewykonalny obowiązek – obronę Polski</i><span style="font-size: x-small;">[2]</span>, trwała już jedna kampania, toczona zaciekle przez wszystkie strony biorące udział w konflikcie: kampania propagandowa. Również Kurpie w ostatnich miesiącach pokoju stali się wdzięcznym tematem przedwrześniowej publicystyki.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Mieszkańcy miejscowości graniczących z Prusami Wschodnimi szczególnie, jak się wydaje, przeżywali narastającą atmosferę zbliżającej się wojny. Publicyści zgodnie zapewniali, że Kurpie to <i>lud, na którym propaganda niemiecka nic wskórać nie zdołała</i><span style="font-size: x-small;">[3]</span>. Mimo takiego punktu widzenia, nie rezygnowano z oddziaływania na ludność z okolic Myszyńca, a także na czytelników z Warszawy czy Poznania, zapewnianych o bojowych nastrojach na pograniczu. Sięgano do przeszłości Kurpiów, by zilustrować ich patriotyzm i stawiano w szeregu z góralami podhalańskimi, jako wyróżniającymi się odłamami ludu spośród <i>szarej masy chłopów</i><span style="font-size: x-small;">[4]</span>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglXSJsHNquR5PlnMKL9TWrnSF0XKs5VYX5b87GI3_z86broKpxSMfHLTuob43HvycKaHtn-6UuFQYioVpw8e0eNoI0qNXZshieG0Rc8t_I1KbbDKVq-7UyCio7yqXvwKO9cZCSGgjhhkYl/s1600/13938564.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="937" data-original-width="1542" height="242" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglXSJsHNquR5PlnMKL9TWrnSF0XKs5VYX5b87GI3_z86broKpxSMfHLTuob43HvycKaHtn-6UuFQYioVpw8e0eNoI0qNXZshieG0Rc8t_I1KbbDKVq-7UyCio7yqXvwKO9cZCSGgjhhkYl/s400/13938564.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">(Kurpie przed wozem propagandowym Polskiego Radia. Źródło: "Antena" 1939, nr 25)</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Rzeczywiście, biedny lud z ostrołęckiego okazywał patriotyzm już przed wojną. 29 czerwca 1939 r. w Myszyńcu odbyła się uroczystość przekazania armii ufundowanych przez mieszkańców trzech ręcznych karabinów maszynowych. O tym wydarzeniu szeroko rozpisywała się prasa, a Polskie Radio przeprowadzało relację, której można było posłuchać w całej Polsce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poniżej prezentuję reportaż z „Kuriera Warszawskiego”, w którym dziennikarz o inicjałach „H. K.” starał się przedstawić ówczesne nastroje, twierdząc, że wśród Kurpiów powszechnie panowały optymizm i pewność siebie. Poniższy tekst to świadectwo czasu, kiedy hasła zagrzewające do walki stały się elementem propagandy państwowej, by przypomnieć tylko najsłynniejsze: „Silni – zwarci – gotowi”. Często później krytykowane, miały w zamyśle doprowadzić do konsolidacji społeczeństwa polskiego u progu wojny, co właściwie się udało, choć klęska odwróciła radykalnie te nastroje<span style="font-size: x-small;">[5]</span>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Warto na koniec dodać, że jakkolwiek krytycznie nie patrzymy na ówczesne działania propagandowe sanacyjnego obozu rządzącego, to przecież nie były one zawieszone w próżni. Stanowiły próbę odparcia dla wrogiej propagandy późniejszych najeźdźców. Według jednego z badaczy, <i>przedwojenne polsko-niemieckie zmagania propagandowe Rzeczpospolita przegrała</i><span style="font-size: x-small;">[6]</span>. To uwaga, o jakiej warto pamiętać, wszak generalicja, a przynajmniej jej część w 1939 r. nie żywiła złudzeń co do wyniku przyszłej wojny, jeśli Polska będzie walczyła w osamotnieniu<span style="font-size: x-small;">[7]</span>. Mimo to podjęto walkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Walkę propagandową podjęto wcześniej, a Kurpie, jak twierdził autor reportażu, kogo jak kogo, ale Niemca się nie bali.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
_______________________</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Wspaniały lud – te Kurpie</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
(Od specjalnego wysłannika „Kurjera Warsz.”)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<i>Myszyniec</i>, w czerwcu</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do ziemi Kurpiów, zamieszkałych tuż nad granicą wschodnio – pruską zawitał pewnego dnia samochód propagandowy Polskiego Radia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wielki wóz z instalacją elektro-akustyczną, z czterema głośnikami kierunkowymi o takiej sile, że głos ich dociera na 3 do 6 kilometrów. Te samochody radiowe (a jest ich trzy) krążą już po Polsce od dziewięciu miesięcy, przemierzyły blisko 20 tysięcy kilometrów, odwiedziły około 3 tysięcy miejscowości. Nadawały i nadają muzykę, śpiew, aktualne pogadanki z dziedziny obrony Państwa. Myślę, że w każdym małym miasteczku, w każdej wsi, choćby przy uczęszczanych szlakach położonej – wywoływały te wozy niemałą sensację, były „wydarzeniem” dnia, a potem – tematem rozmów na dobry tydzień. Cóż mówić o kurpiowskich stronach?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Te kurpiowskie strony, z Myszyńcem jako centrum, rozłożyły się wprawdzie tuż przy województwie warszawskim, wprawdzie stąd do Warszawy niedaleko, ale nikt tu niemal z tej wielkiej tajemniczej dla Kurpiów stolicy nie zagląda, mało kto się tym – nie waham się tak powiedzieć – wspaniałym ludem nie interesuje. Dobrze więc się stało, że nie zapomniało o Kurpiach Polskie Radio.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYryV4-9ym-iF2MqgGKPaQycxEAI0PuRM_qJQ56lBE8PKHVEkuQvSE-zBDTj4u9iPzwxGMBJSDhTCE6kj5xTKrg-LntvpfqojLle0xcN1zjLAWkGcN-cHW5mVSszySbXx8kuZEUeCNjets/s1600/67133881.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="988" data-original-width="763" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYryV4-9ym-iF2MqgGKPaQycxEAI0PuRM_qJQ56lBE8PKHVEkuQvSE-zBDTj4u9iPzwxGMBJSDhTCE6kj5xTKrg-LntvpfqojLle0xcN1zjLAWkGcN-cHW5mVSszySbXx8kuZEUeCNjets/s400/67133881.jpg" width="308" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">("Kurpiowie przy mikrofonie" głos podpis powyższej fotografii. Źródło: "Radio dla Wszystkich" 1939, nr 28)</span></td></tr>
</tbody></table>
W ich dniu uroczystym, gdy Kurpie ofiarowały wojsku trzy karabiny maszynowe, samochód radiowy napełnił miasteczko dziarską muzyką i piosenkami wojskowymi, żywym słowem, co im mówiło o Polsce, o żołnierzu, o niepodległości, która takiej jest ceny, że przy niej wszystko inne nijakiej nie ma wartości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kurpie, gdy się rozlegała skoczna poleczka, przytuptywali i w uśmiechu szczerzyli zęby do swych kraśnych towarzyszek; gdy im mówiono o Ojczyźnie, o Bałtyku, o Niemcu, o tym, że ani grudki ziemi nie oddamy – słuchali uważnie i przytakiwali z powagą. Nie otwierali gęb w zadziwieniu, bo oni to wszystko dokumentnie rozumieją, bo ta Ojczyzna i ta wolność płynie im we krwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kurp i wolność! Ten lud nigdy nie dźwigał jarzma pańszczyzny, ale zawsze żył swobodnie w swoich ongiś nieprzebytych puszczach. Gdy Szwed, co przed trzystu laty potopem zalał całą Rzeczpospolitą, w te się strony nieopatrznie zawieruszył, Kurpie prały najeźdźcę, aż zielone poszycie lasów poczerwieniało od krwi. Gdy w sto lat później zaczęli tu grasować Sasi, co chcieli wprowadzić Augusta Mocnego, i Szwedzi, co popierali Leszczyńskiego, Kurpie prały jednych i drugich. Oni tam nie wiedzieli, kto ma rację; wiedzieli jedno: ta ziemia jest polska, nie saska i nie szwedzka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tradycja ludu wolnego i bitnego nie zamarła wśród Kurpiów, mimo biedy i przeciwności losu; odwaga, rezolutność, fantazja w nich taka, że nie oni na panów z Warszawy, ale panowie z Warszawy na nich patrzą z zadziwieniem i niemal z otwartymi ustami... Tu chłop, co ma pięć mórg marnej ziemi, kupę dzieciaków i jedną krowę, co konia wypożycza do orki i na żniwa, jednym słowem: chłop boleśnie ubogi nie chce wziąć od ciebie papierosa. „Mom swoje!” – mówi. Tu chłopak piętnastoletni, co poza okoliczne wioski i to nędzne miasteczko nie wyjrzał, nie ucieka i gęby ze strachu nie rozwiera, gdy go zagabniesz, ale ci rezolutnie odpowiada i jeszcze sam zapyta: Jak się tam zyje w Warszawie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A jak oni tańczą!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Małe, sześcio, ośmioletnie „pluskieweczki”, w barwnych strojach, jak kwiatuszki polne, młode, dorodne dziewczyny i dziarskie chłopaki pokazały nam, co to jest fantazja ludu polskiego. Patrzyli się na nich liczni goście z Warszawy, a one i oni bez żadnej tremy, z zachwycającym wdziękiem i lekkością, to znów z temperamentem, że aż się ściany trzęsły, tańczyli swoje „powolniaki”, „olendry”, „stare baby”, „zajączki”. Gdzież zawodowym tancerzom i tancerkom do nich!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ks. Kłoskowski, przyjaciel i opiekun młodzieży kurpiowskiej, aż ręce zacierał z zadowolenia, a nam się oczy śmiały i ręce puchły od klaskania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A wojna, a Niemce? Kurp, co nad granicą siedzi, jest przekonany, że wojny nie będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– I ja tak myślę, gospodarzu, ale powiedzcie mi, dlaczego wojny nie będzie?</div>
<div style="text-align: justify;">
– A bo to one – i szeroki gest ku Prusom Wschodnim – się odwazą przyńść do nas? Niechby psysły...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
U Kurpia to nie są przechwałki. Kurp się nikogo nie boi, a zwłaszcza Niemca. Jak to zwykle wśród ludu nadgranicznego, w dodatku wśród ludu tak ubogiego, znajdą się tacy, co się trudnią przemytem. Ma z tym kłopot nie tylko nasza straż graniczna, ale i niemiecka. Pewnego dnia postrzelili Niemcy Kurpia-przemytnika i rannego zabrali w głąb Prus, aż do Szczytna. Ze trzydzieści kilometrów od granicy. Tejże nocy czterech kompanów pojmanego przekradło się do Niemców, do Szczytna powędrowało, rannego wykradło i z powrotem do wsi rodzinnej, przez las zaniosło. Historia jak z awanturniczego romansu, a jednak prawdziwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
– Tępimy przemytnictwo bezwzględnie – mówi mi oficer straży granicznej – ale przecież muszę powiedzieć: To fajne chłopaki!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobrze jest, że taki to właśnie lud, te „fajne chłopaki” zamieszkały nad pruską granicą.</div>
<br />
<div style="text-align: right;">
H. K.</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
________________<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Źródło: H. K., <i>Wspaniały lud – te Kurpie</i>, „Kurier Warszawski” 1939, nr 186 (wyd. wieczorne), s. 6.</span></div>
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Przypisy:</b><br />[1] P. Wieczorkiewicz, <i>Rozważania o kampanii 1939 roku</i>, [w:] <i>Polski wiek XX. II wojna światowa</i>, red. K. Persak, P. Machcewicz, Warszawa 2010, s. 9.<br />[2] T. Kutrzeba, <i>Wojna bez walnej bitwy</i>, Warszawa 1998, s. 5.<br />[3] T. Morawski, <i>Z Radiem Polskim na „Kurpsie”. W krainie kolorów i dzieci</i>, „ABC” 1939, nr 188, s. 5.<br />[4] W. Szumański, <i>Rozważania „wojenne”</i>, „Gazeta Robotnicza” 1939, nr 170, s. 6.<br />[5] P. Cichoracki, <i>Konsolidacja społeczeństwa polskiego w obliczu wojny (marzec–wrzesień 1939 r.)</i>, [w:] <i>Kampania polska 1939 r. Polityka – społeczeństwo – kultura</i>, red. M. P. Deszczyński, T. Pawłowski, T. 2, Warszawa 2014, s. 72.<br />[6] G. Łukomski, <i>Propaganda polska u progu II wojny światowej</i>, [w:] <i>Kampania polska 1939 r. Polityka – społeczeństwo – kultura</i>, red. M. P. Deszczyński, T. Pawłowski, T. 2, Warszawa 2014, s. 171.<br />[7] Przekonuje o tym lektura chociażby <i>Studium planu strategicznego Polski przeciw Niemcom</i> Tadeusza Kutrzeby i Stefana Mossora.</span><br />
<br />
<b>Autor: Łukasz Gut</b></div>
Łukasz Guthttp://www.blogger.com/profile/04553818865735084142noreply@blogger.com