Rok 1938. „Około 2-giej, już po zamknięciu numeru, wpada nagle do głównej Sali redakcyjnej lotna wieść: wycieczka dzieci kurpiowskich”. Dzieci ze wsi Cyk odwiedziły redakcję „Kuriera Warszawskiego”, jednego z najpopularniejszych dzienników warszawskich w dwudziestoleciu międzywojennym. Jak wyglądała wycieczka do redakcji pisma, które wielokrotnie na swoich łamach wspominało Kurpiów? Poniżej publikuję tekst na temat tej wycieczki.
_____________
Dzieci kurpiowskie w „Kurjerze Warszawskim”
________
Wczoraj około godz. 2-giej, już po zamknięciu numeru, wpada nagle do głównej Sali redakcyjnej lotna wieść: wycieczka dzieci kurpiowskich. I istotnie, za chwilę zaroiło się i zakwieciło w redakcji od małych Kurpianek i Kurpików.
(Fot. Jan Ryś, „Kurjer Warszawski” nr 161 z 14 czerwca 1938, wyd. poranne.) |
Skąd dzieci? Ze wsi Cyku, z powiatu Ostrołęckiego. A jak przyjechały do Warszawy? Zaproszone. Zaproszone przez uczniów kl. III A. gimnazjum państw. m. Adama Mickiewicza. Piękna inicjatywa prof. Kubińskiego, wychowawcy kl. III A., z zapałem przyjęta przez młodzież i gorliwie poparta przez rodziców, przybrała kształt realny przemiłej wycieczki.
Dzieci z jednoklasowej szkoły powszechnej w Cyku (13 dziewczynek i 8 chłopców) przybyły w niedzielę rano pod opieką kierownika szkoły, p. Karlińskiego. W Warszawie opiekę główną sprawuje nad dziatwą prezes patronatu gimn. im. Mickiewicza p. major Widlarz. Dzieci rozmieszczone są w gościnie u uczniów kl. III A., w mieszkaniach ich rodziców, którzy wzięli na siebie koszty podróży i utrzymania dziatwy w Warszawie. W stolicy zabawi dziatwa kurpiowska do piątku włącznie.
A co sprowadziło dzieci do redakcji „Kurjera Warszawskiego”? Ano, ciekawość, jak się to też „robi” taka wielka gazeta.
Więc najpierw słyszą objaśnienie, że w tej oto sali przygotowuje się materiał do druku, że potem… Ba! Ale na to „potem” przyjdzie czas za chwilę, a teraz trzeba się ładnie ustawić do fotografii! Stają przy sobie zwartą grządką kwietną ślicznie odziane w stroje kurpiowskie – dziewczynki, a obok – już „po szaremu” – chłopcy. Dzieci mają w rękach dodatek „Kurjer Warszawski Dzieciom” – a sprawozdawca-fotograf p. Jan Ryś wymierzył aparat i – trzask – zdjęcie zrobione! A dodajmyż jeszcze, że za dziatwą stanęli nieodstępni „opiekunowie” III-klasiści, obok zaś pp. Major Widlarz i kierownik Karliński.
Teraz miła już ośmielona gromadka przechodzi do zecerni, gdzie, stłoczywszy się barwnym wiankiem wokoło kilku pracujących jeszcze „maszynek” linotypów, przypatruje się z podziwem, jak „taki pan” siedzi sobie na krzesełku przed maszyną i – niby organista jaki – przebiera palcami, a z tego przebierania robią się takie rządeczki błyszczące z literkami! Aż oczy i buzie się rozwierają szeroko z podziwu! Chociaż… buzie nie wszystkie, bo – zdradźmy tu sekret! – taka jedna dobra pani z redakcji „Kurjera” nawtykała w rączyny dziatwy cukierków i małych pierniczków: całkiem jakby jaka mama, albo ciocia!... No i w niejednej buzi było pilno do tych słodkości…
Napatrzywszy się tym dziwom, przeszły dzieci wraz z swymi opiekunami na dół, do podziemi, gdzie, w giserni, zobaczyły, jak się robi matryce, a następnie na parter: przyjrzeć się, jak pracują maszyny rotacyjne.
No, tu już za mało dwojga oczu i jednej buzi na dziecko, żeby dobrze ogarnąć ten dziw! Oto z wałka wysnuwa się taka szeroka-szeroka płachta papieru, niby lniane płótno mamusine, schnące na łączce w Cyklu rodzinnym i – i wkręca się, wślizguje w to ogromne, maszynisko-potworę i za chwilę, o kilka zaledwie kroków dalej – z takiej paszczy smoczek wysypują się gotowiusieńkie, ślicznie poskładane „Kurjery Warszawskie”!...
– Ej! Czy to prawda? Czy to aby prawda?
– No, święta prawda. Przecie widziały na własne oczy!
Tak będą niewątpliwie dzieci zapewniały za kilka dni, tam w rodzimym Cyku i rodzeństwo i – rodziców o tych dziwach-przedziwach…
Syte wrażeń, ale zato po tylu widzianych osobliwościach głodne „chleba naszego powszedniego” w postaci smacznego obiadu u gościnnych swoich „opiekunów-gospodarzy” rozeszły się dzieci kurpiowskie po tej ogromnej, ślicznej, przemiłej Warszawie, sfotografowane raz jeszcze na ulicy, przed „Kurjerem Warszawskim”.
Józef Ruffler
Źródło: „Kurjer Warszawski” nr 161 z 14 czerwca 1938, wyd. poranne.
Oprac. Łukasz Gut