czwartek, 24 października 2019

O Myszyńcu, jezuitach i kurpiowskich nazwiskach. „Korrespondencja” z 1859 roku

Jak postrzegano mieszkańców puszczy myszynieckiej w połowie XIX wieku? Co wiedziano wówczas o historii Kurpiowszczyzny? Na te i inne pytania odpowiada poniekąd poniższy list z powiatu ostrołęckiego, wydrukowany w warszawskiej „Gazecie Codziennej” w 1859 roku.

Kurpie wielokrotnie byli tematem korespondencji prasowej w dziewiętnastym stuleciu. Szczególnie widoczne zainteresowanie mieszkańcami puszczy datować można po 1881 roku, kiedy to powstała „Gazeta Świąteczna”, pierwsze czasopismo, które na dużą skalę otworzyło swoje łamy dla chłopskich czytelników. Dość powiedzieć, że w latach 1881-1895 napłynęło do gazety ponad 6 tys. listów, a byla to przecież epoka ciągle panującego analfabetyzmu, którego wskaźnik przed I wojną światową dla Królestwa Polskiego wynosił ponad 50%.

Poniższa „korrespondencja” z powiatu ostrołęckiego z 1859 roku to jeszcze czasy, gdy w zdecydowanie większej części o Kurpiach nie informowali sami zainteresowani, tylko ludzie, którzy do Myszyńca i okolic podróżowali, często warszawscy dziennikarze. Stąd czytamy w liście, poza obserwacjami poczynionymi na miejscu, o wielu informacjach nabytych z lektur, obrazujących stan wiedzy o Kurpiach w połowie XIX wieku. Chociaż list nie jest przesadnie długi, anonimowy autor podjął w nim szereg tematów, zajmując się z jednej strony historią jezuickiej misji w Myszyńcu, z drugiej przedstawiając teorie na temat pochodzenia nazw niektórych wsi, by skończyć na wyliczeniu licznej grupy nazwisk, z których niejedno do dzisiaj daje się odnaleźć na terenach Baranowa, Kadzidła czy Łysych.

(Ryc. "Kurpie - podług rysunku Gersona". Źródło: Oskar Kolberg, Mazowsze. Obraz etnograficzny, t. 4, Mazowsze Stare, Mazury, Kurpie, Kraków 1888.)
W tekście zachowano pisownię oryginalną. Zapraszam do lektury.

_________________

Korrespondencja Gazety Codziennej

Z powiatu Ostrołęckiego w lutym 1859 r.

Od wieków nasi przodkowie wyprawiając swych synów w świat, mieli zwyczaj dawać krzyżyk, to jest błogosławieństwo rodzicielskie i Boga na drogę. Otóż i my wierni naśladowcy zwyczaju przodków naszych, tym naszym improwizowanym duchowym dzieciom, postanowiliśmy udzielać dwa krzyżyki, aby tem godłem wiary przekonać czytelników o dobrych zawsze chęciach naszych i wiernej służbie ku dobru publicznemu.

Zostając wśród Kurpiów, najłatwiej nam jest o nich mówić i dla tego zaczniemy od opisu Myszyńca, najważniejszego po Ostrołęce miasta puszczańskiego. Kurp’, chociaż ze krwi i ziemi jest polakiem, nazywa siebie jednak puszczakiem, to jest synem i panem puszcz; a mieszkańców okręgu pułtuskiego zowie polakami. Kurpie bowiem pochodzą z rozmaitych szczepów słowiańskich, pomiędzy któremi wmieszały się szczątki pokoleń odmiennych duchem i krwią, lecz puszcza ukrywszy ich pochodzenie, utworzyła jednolity lud słowiański. I tak z podań wiadomo, że w puszczach kryli się panowie z kraju naszego wywołani, że była tu niegdyś zsyłaną szlachta za karę, a pomiędzy temi osiadł nie jeden włóczęga z Podlasia, Rusi i Litwy, inny przyszedł z Warmji i dalszych Pruss królewskich, a za nim wkradł się żyd neofita z cyganem lub niemiec znienawidzony. Tym sposobem wyrodziła się mieszanina w zwyczajach, języku i w sposobie myślenia, lecz z przerzadzeniem się puszcz, gdy coraz bliższe stosunki z polanami łączyć ich poczynały, dzikość ustąpić musiała i patrjarchalność słowiańska wszystkich puszczaków objęła pod swą opiekę. Dla tego też, gdy kto z mieszkańców pól zapytał Kurpia, z jakiego rodu pochodzi? – odpowiadał, że mieszaniec czyli po swojemu wyrażał meszeniec.

To też gdy jezuici staraniem Ludwiki Marji Gonzagi, żony króla Jana Kazimierza, zbudowali w puszczy Ostrołęckiej kaplicę, ta otrzymała nazwę Missji Meszenieckiej. Zamieszkali bowiem tu dwaj księża mieli obowiązek nauczać wiary i łagodzić obyczaje, rozproszonych po puszczy Kurpiów. Gdy następnie król Jan III, r. 1677 nadał Jezuitom trzy włóki lasu pod karczunek i dozwolił wystawić w Meszeńcu szkołę, browar i karczmy, z wolność sprzedawania różnych napojów, wówczas jezuici rozprzestrzenili kaplicę do rozmiaru kościołka i przystąpili do wzniesienia z muru klasztoru ogromnego i wspaniałego. Ale na to wszystko potrzeba było znacznych funduszów, które zwolna do ich kassy wpływały, bo Kurpie przybywając do Meszczeńca, który już z polska nazywano Myszeńcem, chętniej pili wódkę, piwo i miód w przedzielonej parkanem od missji osadzie Martuny, niż w Myszeńcu. Wprawdzie i ta osada nie była kurpiowską; założyli ją rusini Marcinowie powszechnie Martunami zwani, ale właśnie Kurpiom była lubą, bo przez przybyszów im podobnych założona, a co najwięcej, że taniej tu niż w Myszyńcu sprzedawano napoje. Jednakże jezuici, potrafili i temu uporowi Kurpiów zaradzić. Gdy bowiem nastał dzień uroczysty z wielkim odpustem, i lud licznie się zebrał do kościoła na nabożeństwo, wówczas jezuita misjonarz wstąpiwszy na ambonę, wytknął Kurpiom ten upór ich wpływający na szczupłość dochodów missjonarzy i oświadczywszy im, że doznając nienawiści ludu, muszą tę ukochaną ziemię opuścić, zeszedł z ambony i w towarzystwie swoich spółbraci, za przewodnictwem krzyża processjonalnie niesionego wyruszył z powagą za granicę Myszeńca. Kurpie z początku nie wierzyli słowom jezuitów i z ciekawością przypatrywali się ich processji, lecz gdy ci bez powrotu szli dalej i dalej za Myszeniec, wówczas objął wszystkich żal po tych misjonarzach i nie długo namyślając się, puścili się za niemi w pogoń i dopędziwszy ich, do nóg im upadli, błagając, aby powrócili do Myszeńca. Jezuici spodziewając się takiej pokory ludu, wrócili do swego mieszkania i kościoła z lepszą otuchą, bo i rzeczywiście odtąd Kurpie nabywali napoje z karczm jezuickich i tym sposobem przyczynili się do znacznego wpływu dochodów klasztornych(*). I cóż dziwnego, że Kurpie potem długo słynęli z pijaństwa, nim obecnie wstrzemięźliwość nie odjęła im, bogdaj na zawsze, tę brudną sławę!?

Już było dobrze z funduszami, a jednak zaledwie zdążono wznieść wspaniałą gytycką o piętrze bramę, która dziś obróconą jest na dzwonicę, a tu ciżba ogromna Szwedów zaległa przyległą Myszyńcowi puszczę. Wówczas już nie myślano o wznoszeniu nowych gmachów, lecz tylko troszczyć się należało o ocalenie istniejących budowli od ręki najezdników. Szwedzi stanąwszy o wiorst 2 od Myszyńca obozem w lesie, bez względu że ciągle rażeni byli celnemi strzałami Kurpiów, chwytali jednak ich białki czyli białogłowy, z któremi słodząc swe trudy wojenne, pozostawili temu borowi nazwisko Białusny lasek; żona bowiem u Kurpiów zowie się bziałką, co oznaczać ma po polsku białkę lub białogłowę.

Rok 1702 pamiętnym jest dla Kurpiów i mieszkańców Myszyńca, którzy wiele złego doznali od Szwedów, gdyż nie tylko żony ich były pogwałcone, lecz mienie zrabowane i domowstwa spalone, nawet kościół w Myszyńcu uległ zniszczeniu od ognia rozmyślnie przez rabusiów świętokradzkich podłożonego. Wielu pomiędzy Kurpiami było walecznych, bo wszyscy zarówno kochali swą ziemię i wszyscy nienawidzili najezdników, lecz jeden najwięcej się wsławił, chociaż podanie nazwisko jego przepomniało, który wstąpiwszy na dzwonicę tak trafny strzał wymierzył, że ugodziwszy w dowódzcę owej ciżby Szwedów, od razu trupem go położył. Ta właśnie porażka, jak podanie twierdzi, zmusić miała Szwedów do opuszczenia obozu w Białusznym lasku rozłożonego, gdzie dotąd część lasu i góry obozowe zowią się Szwedzką górą. Waleczność ludu wśród puszczy osiadłego wsławiła się w całym kraju, i sąsiednie prowincje chcąc okazać swą miłość braterską dla puszczaków za półdzikich przedtem uważanych, już odtąd nazywały ich nie Kurpiami lecz zdrobniale Kurpikami.

W lat kilkanaście po tej wojnie, znowu lud pracą i staraniem przyszedł do zamożności, z której jezuici korzystając, wystawili z drzewa nową świątynię w Myszyńcu i zbudowawszy kilkadziesiąt domów dla rzemieślników, dotychczasową wieś kościelną podnieśli do znaczenia miasta, któremu król August II, r. 1719 nadał właściwe przywileje. Zamierzony jednak klasztor, nie mógł rychło być ukończonym, a tymczasem zakon jezuitów w r. 1773 został zniesiony i z zaprojektowanych podówczas gmachów, pozostał mur opasujący świątynię drewnianą, sklepy podziemne murowane i wspomniona dzwonica z zegarem. Parkan, który odgradzał Myszyniec kościelny od Martun czyli Myszyńca nowego, wraz z bramą zniesiony został, przez co utworzyło się jednostajne miasto, podobne do wielu innych miasteczek krajowych.

Lasy te, które dziś większą część leśnictwa Ostrołęka stanowią, składały jedną wielką puszczę Zagajnicą zwaną, której granice zawarte były pomiędzy rzekami Zbójną, Turoślą i Omólwią a granicą pruską. Puszcza ta następnie nazywała się Myszyniecką. Dobrze w niej było Kurpikom; trudnili się bartnictwem; polowaniem, rybołówstwem i w części rolnictwem, była też obfitość miodu, zwierzyny i ryb; to też wciskali się do tej puszczy z dalekich stron wędrowcy, nawet Tatarzy tu trafili, jak o tem przekonywa wieś Tatary ku południo-zachodowi od Myszyńca o mil 3 położona. Musieli być tu i bandyci, skoro pozostało nazwisko wsi w tejże stronie od Myszyńca o 2 mil leżącej, zwanej Bandysie.

Zmieniła się dziś postać dawnej puszczy: lasy przetrzebione, w części pozamieniały się w osady, wsie, pola, łąki i pastewniki; Kurpie grzebiąc ziemię dla wyhodowania sobie zboża na chleb powszedni potrzebnego, trafili na znaczne pokłady bursztynu, który otworzył dla kraju nowy rodzaj przemysłu i dochodów. Ztąd to powstała nazwa wsi kościelnej Kadzidło, o mil 3 ku południu od Myszyńca położonej.

Jeszcze jedna tutejsza wieś Maciejową Szyją zwana, od szwedzkiej góry i Myszyńca o wiorstę ku północy leżąca, zasługuje na wzmiankę dla tego, że Maciej Kikuła bartnik i waleczny pogromca Szwedów spadł z barci sosnowej i złamawszy sobie szyję, życie zakończył.

Wspomnienie jednego nazwiska Kurpia, budzi ciekawość dowiedzenia się o innych, aby tym sposobem lepiej poznać ich różnorodne pochodzenie. Oto są: Nasiadka, Grzeszczyk, Bałdyga, Duda, Drężek, Brzoska, Łada, Wiśniewski, Dawidczyk, Czajkowski, Damijan, Wielochowski, Gwara, Warych, Bubrowiecki, Kozłowski, Godzina, Zawłocki, Gadomski, Zyra, Zawalich, Pabich, Chrostek, Prusaczyk, Suchecki, Lipka, Tumiński, Piast, Poręba, Cichowski, Goljan, Skonieczny, Parych, Draba, Myszko, Załęski, Łyczko, Gwiazda, Pieńkosz, Jurczak, Mróz, Wyrębek, Bastek, Olender, Szmigiel, Andrzejewski, Olszewski, Szydlik, Abramczyk, Zdunek, Kulesza, Wróbel, Siok, Gut, Bałoń, Bednarczyk, Bloch, Czerwiński, Majewski, Radowicz, Szlachetka, Gałązka, Kaczyński, Ciszewski, Turek, Samul, Traks, Zawrotny i wiele innych. W tym szeregu nazwisk łatwo dojrzeć zlanie się czystego karmazynu polskiego z żywiołami niemieckiemi i holenderskiemi, tudzież z krwią litewską i ruską, jako też z odroślą plemion izraelskich. Pod względem moralnym nazwiska Bałdyga, Zawalich, Draba, Bałoń i Zawrotny wiele domyślać się każą o ich pochodzeniu. Lecz czas zatarł wszelkie smutne wspomnienia, czyny szlachetne dla dobra ogółu poświęcone, odrodziły prawych synów kraju, a puszcze koniecznością przemysłu i oświaty przerzedzone, wskazały ukryty lud boży, w którym już płynie krew szlachetna i są chęci dobre pozostania nazawsze dziećmi nieodrodnemi tej ziemi.

Pomówiwszy o ludzie, z kolei wypadałoby coś powiedzieć o klassie wyższego tutejszego społeczeństwa, lecz za daleko jesteśmy od Ostrołęki, która jest tutejszym wielkim światem w małem miasteczku; gdzie gitarzysta Szczepanowski potrafił zgromadzić na swój koncert liczną publiczność, która bawiła się ochoczo, szumnie i wesoło nietylko na koncercie, lecz i na balu, na którym i ja byłem – miód i wino piłem – po brodzie ciekło i t. d.

(*) W Starożytnej Polsce Balińskiego podano, że osada Martuny założoną została około r. 1720, lecz podanie ludowe twierdzi, że już istniała przed nadejściem Szwedów.

Źródło: „Gazeta Codzienna” 1859, nr 56, s. 2-3.

Oprac. Łukasz Gut