poniedziałek, 30 grudnia 2019

List z Puszczy Kurpiowskiej na Boże Narodzenie 1918 roku

25 grudnia 1918 roku to data szczególna. Po 123 latach od III rozbioru, Polacy mogli świętować Boże Narodzenie we własnym państwie. Pierwsze miesiące swoistej euforii z odzyskanej niepodległości widać wyraźnie w publikowanym poniżej liście Konstantego Kaczyńskiego, drukowanym 22 grudnia 1918 r. w „Gazecie Świątecznej”.
 
Konstanty Kaczyński z Kadzidła kilkakrotnie pisał do „Gazety Świątecznej”. W jego korespondencjach, tak jak i w poniższej, znajdują się ciekawe informacje z punktu widzenia dziejów parafii w Kadzidle. Ponadto, Kaczyński podejmował istotne tematy, które dla historyka są nie do przecenienia: opisywał sytuację materialną Kurpiów w latach I wojny światowej i działalność polityczną w latach dwudziestych.

Poniższy list ukazuje radość z odzyskanej niepodległości, świadczy o religijności i patriotyzmie, a także jest przykładem na to jak Kurpie mogli postrzegać ledwie „wczoraj” odrodzoną Polskę. Dodatkowo tekst zawiera akapity poświęcone ks. proboszczowi Michałowi Turowskiemu, pracującemu w kadzidlańskiej parafii w latach 1905-1918.

(Źródło: Fot. A. Chętnik, Sanna w Kadzidle, „Zorza” 1913, nr 17)

W tekście zachowano pisownię oryginalną. Zapraszam do lektury.
_________________


List z Puszczy Kurpiowskiej
_____

Śpieszymy wszyscy z dalekiej Puszczy Kurpiowskiej powitać Was, najmilsi spółczytelnicy Gazety Świątecznej. Oto za dni parę, za godzin parę zaświeci nad stajenką Betlejemską gwiazda, która oznajmi nam, że w tej chwili narodził się nasz Zbawiciel. Gwiazda ta będzie najmilszą dla nas, bo będziemy nareszcie na swej polskiej ziemi – sami! Będziemy wołali wszyscy jednym językiem, jedną duszą, jednem sercem, jednem czuciem: Chrystus się rodzi! – Będziemy wołali. Chryste Panie, któryś przez mękę i cierpienia wybawił ród ludzi od zagłady wiekuistej, my, wierząc w Twą Mękę, szliśmy wytrwale po ciernistej drodze! Rozszarpano nas na części, kazano w obcej mowie się modlić, kazano w obcych i wstrętnych nam językach się uczyć, lecz dusza nasza hart polskości miała! Myśmy miłowali swą rozdartą, swą poćwiartowaną Ojczyznę, w sercach naszych tlił się żar, aż teraz każdy z nas może głośno zawołać: „jam Polak!”

Łamać się będziemy opłatkiem na ziemi wolnej od wrogów. Leczy czy wszyscy? Nie! Wielu z pośród nas braknie, wiele domów żałobą okrytych, wiele sierot łkać będzie, bo ojciec zginął na wojnie. Wiele matek płakać będzie po stracie synów, wielu żonom serce rozdzierać się będzie, że ten jedyny na świecie przyjaciel pogrzebion jest wśród obcych. A któż nam nagrodzi stratę tych, którzy w lochach więziennych życie za Ojczyznę utracili, stratę tych, których szubienica w górę uniosła? Bóg, który wśród nas żył! Ten Chrystus, co po ziemi chodził! On zapłaci nam za gorzkie łzy wylane, On w sercach rany ukoji. Oto już zabłysła nam wielka pociecha: Bóg wraca nam wolność, wolną, niepodległą Polskę!

Gdybyśmy się nad tem poważnie a serdecznie zastanowili, znikłyby pomiędzy nami wszelkie waśnie, podalibyśmy sobie przyjaźnie dłonie braterskie. Bracia rodacy! Z tą Gwiazdą Pasterską, która zajaśnieje na niebie, niech i wśród nas zajaśnieje miłość braterska! Ja pierwszy wyciągam z zakątka swego spracowane, czarne ręce, łamiąc się z Wami opłatkiem i życząc, żebyśmy tylko szlachetne uczucia, tylko szlachetne mieli myśli i czyny! Naśladujmy wielkich bohaterów naszych, którzy w pocie czoła pracowali dla Ojczyzny, lub ginęli za nią, a nigdy nie sprzeniewierzali się temu, co polskie, co nasze!

Wielu odeszło z pośród nas, nie doczekawszy się tej radosnej chwili, kiedy Polska powstanie wolna i zjednoczona. W liczbie wielu, bardzo wielu, którzy nie doczekali się tak upragnionej pociechy, odszedł od nas człowiek niezwykłej dobroci i zacności ś.p. ksiądz kanonik Michał Turowski, proboszcz w Kadzidle; zacny ten kapłan zakończył życie dnia 8 listopada. Trzynaście lat pracował wśród nas, nie okazując nigdy znużenia, nigdy niezadowolenia, a przyznać trzeba, że pracę miał nielada. Jako kapłan niósł wszędzie pociechę duchową i pomoc. Opiekunem był wszystkich, którzy cierpieli. Sam cierpiał z nimi, a gdy wojna wybuchła, nie opuścił parafjan, nie szukał wygód, tylko pod kulami armatnimi spełniał dalej obowiązki kapłana i obywatela.

Niewygody wojenne podkopały jego zdrowie; więziony przez Niemców, chodził pod strażą żołdaków spełniać swe obowiązki, a ta srebrnosiwa głowa, ta pełna majestatu postać zadziwiała swym spokojem. Wyczerpał swe siły, wyczerpał zdrowie, bo parafjan miał około 9 tysięcy, a sam wszystkim szedł z pomocą, udzielał pociech i błogosławieństw, aż padł wyczerpany w przeddzień wyjścia nieprzyjaciół z jego mieszkania i z parafji! Cześć Jego przezacnej pamięci!

Konstanty Kaczyński 


Źródło: „Gazeta Świąteczna” nr 1977 z 22 grudnia 1918, s. 1-2.

Oprac. Łukasz Gut