sobota, 9 maja 2020

Tadeusz Boy-Żeleński o „Weselu na Kurpiach”

Kiedy dyrektorka Gimnazjum Żeńskiego w Płocku Marcelina Rościszewska zaproponowała księdzu Władysławowi Skierkowskiemu napisanie na scenę wesela kurpiowskiego, ten nie mógł chyba jeszcze przypuszczać, jak wielkim zainteresowaniem będzie się cieszyła jego sztuka. Przypominam najsłynniejszą recenzję „Wesela na Kurpiach”, pióra Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

(Rozpleciny Panny Młodej. Źródło: "Kurier Poranny" 1928, nr 111)
Propozycja Rościszewskiej miała na celu wystawianie wesela przez uczniów płockich szkół średnich. Ksiądz Skierkowski pisał, iż zwrócił się z pytaniem do dyrektora płockiego Teatru Regionalnego Tadeusza Skarżyńskiego jak on sobie takie widowisko wyobraża i – jak stwierdza – z uwag skorzystał, a przy pisaniu trzymał się dwóch zasad: oddać widowisko jak najwierniej i uczynić je zajmującem[1]. Gdy Skarżyński, zainteresowany sztuką twórcy „Puszczy Kurpiowskiej w pieśni” rozpoczął wystawianie „Wesela...” w Płocku, okazało się, że publiczność pokochała tę opowieść na kanwie folkloru kurpiowskiego. W samym Płocku grano od 1928 r. „Wesele na Kurpiach” aż 30 razy, a wkrótce potem sztuka dotarła do publiczności w całym kraju, będąc transmitowaną poprzez radio. Oprócz Warszawy, przedstawienie mogła zobaczyć nie tylko publiczność Krakowa, Lwowa, Wilna i Poznania, ale także z mniejszych miast: Sierpca, Nowego Miasta Lubawskiego czy Kościerzyny. Łącznie, jak podawał ks. Władysław Skierkowski, spektakl zagrano w ciągu półtora roku ponad 500 razy. Wystawiano „Wesele na Kurpiach” nawet zagranicą, m.in. na scenach angielskich, belgijskich i holenderskich[2].

Lektura prasy końca lat 20. przekonuje, że sztuka doczekała się licznych pochlebnych recenzji, z których najsłynniejszą pozostaje poniżej opublikowana, autorstwa Tadeusza Boya-Żeleńskiego. „Najdowcipniejszy człowiek w Polsce”, jak określił go Antoni Słonimski, nie rozumiał kina, nie umiał czytać filmu, ale za to rozumiał teatr[3]. Jako recenzent teatralny ten pisarz, tłumacz i satyryk zadebiutował w 1919 r. na łamach krakowskiego dziennika „Czas” i do 1939 roku ocenił blisko 200 przedstawień nie tylko z czołowych teatrów warszawskich, ale także z peryferyjnych, dziecięcych, rewiowych i kabaretowych, z warsztatów teatralnych, ze spektakli zespołów żydowskich i rosyjskich[4]. Wśród ocenionych przedstawień było również „Wesele na Kurpiach”.

Wspomniany Słonimski pisał o Żeleńskim: W teatrze popatrzył sobie na scenę, a potem przymykał oczy i słuchał, bo świat był dla niego bardziej fonią niż wizją[5]. Na „Weselu na Kurpiach” autor „Słówek” chyba zbyt często nie przymykał oczu, a wrażenia jakie wyniósł z przedstawienia warto zacytować w całości, gdyż najczęściej poniższa recenzja cytowana jest tylko we fragmentach.

Zapraszam do lektury.

(Tadeusz Boy-Żeleński. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/11/1976/2)

________________


„Wesele na Kurpiach”


Tak się złożyło, że dopiero wczoraj mogłem oglądać słynne już Wesele na Kurpiach, grane w Warszawie tryumfalnie blisko od dwóch miesięcy; ale doprawdy miałbym nieczyste sumienie, gdybym nie przyłączył swego głosiku do chóru pochwał, jakiemi obsypano tę regionalną imprezę pp. Skarżyńskich, oraz będący jej przedmiotem utwór ks. Władysława Skierkowskiego.

Wesele na Kurpiach jest czynem równie oryginalnym jak szczęśliwym. A oryginalność polega tu nietylko na ślicznych strojach i swoistej gwarze, ale przedewszystkiem na niezwykle śmiałym i czystym stosunku do teatru. Bo cóż byłoby łatwiejszego autorowi, niż, wziąwszy za kanwę stronę etnograficzną i obrzędową, wpleść w nią tę lub inną, mniej lub więcej wybredną fabułę, skomplikować wesele Janka jakąś intrygą, przeszkodami, aby w końcu uwieńczyć miłość dwojga młodych. Toć na tem wikłaniu przeszkód stoi cały teatr. I mielibyśmy wówczas zapewne widowisko niemniej barwne, ale z pewnością banalniejsze, może ckliwe.

Ks. Skierkowski zrobił inaczej: chwycił śmiało byka za rogi, z czego wnoszę, że jest w tym kapłanie pierwszorzędny człowiek teatru. Wyczuł mianowicie, jak przedziwny element teatralny tkwi w samej obrzędowej stronie wesela na wsi; zrozumiał, że przydać tu jakąkolwiek bajeczkę, znaczyłoby rzecz osłabić. I nie dzieje się dosłownie nic, ponad to, co mówią tytuły aktów: WypytyRajby (Swaty) – RozplecinyOczepiny. Młody chłopak prosi o rękę dziewczyny, ojcowie po krótkim namyśle mu ją dają, odbywają się zrękowiny, potem weselisko. To wszystko. Gdyby mi ktoś opowiedział, nie wierzyłbym, że to może być takie zajmujące. Więcej jeszcze: że może być takie teatralne. To cała dola ludzka rozgrywa się w tych kilku obrazach. Mało znam rzeczy równie patetycznych jak ten moment oczepin na scenie.

I te melodje! Ktoby wiedział, jak małą rolę odgrywa pieśń w naszem miejskiem życiu, nie łatwoby uwierzył, że każda wieś nasza to przebogaty skarbiec najpiękniejszych melodyj. Od dawna twierdzę, że wygnanie z teatru śpiewu i zastąpienie go samem gadaniem jest aberacją naszej epoki: oby zacny ksiądz Skierkowski, który widocznie tak kocha piosenkę, stał się w tej mierze reformatorem.

Wykonanie Wesela na Kurpiach jest urocze. Przedewszystkiem proste. Nic tu nie jest przestylizowane, nic nie jest uszminkowaną niby–naiwnością. Wszystko jest tak jak trzeba. Pan młody, „psiankny” (mówiąc po kurpiowsku) chłopak, istny przasnyski Valentino, chwytał za serce młodością i urodą; panna młoda była go warta; starzy ględzili roztropnie, druchny piszczały i zawodziły dziewiczo; tańce, chóry i orkiestra szły czyściutko i składnie. I nie dziw: zespół który dyr. Skarżyński przywiózł nam z Płocka, gra już to Wesele blisko setkę razy. Żal mi trochę tych aktorów, bo przeczuwam, że będą je grali dziesięć lat z rzędu. Za kilka dni mają się podobno przenieść do teatru Małego, gdzie poleci oglądać ich ta Warszawa, dla której wybrzeże Kościuszkowskie nad Wisłą jest nazbyt egzotyczną dzielnicą. A warto iść i na to wybrzeże, choćby po to, aby zobaczyć teatr w domu kolejarzy, jedną z najwykwintniejszych i najestetyczniejszych sal warszawskich. Potem pewno zaczną wojażować: już słychać, że ich mają wozić do Westfalji, do Francji, do Barcelony na wystawę etnograficzną. No, a kiedy pojadą do Ameryki, to będą po niej jeździć parę lat z pewnością. Bo to Wesele na Kurpiach to jest idealny materjał propagandowy. Niema podobno cudzoziemca w Warszawie, któryby nie był na niem; sam konsul angielski, p. Savery, był siedem razy i za każdym razem jakiegoś dostojnego Anglika sprowadził. Słowem, udało się; cieszmy się, bo to jest bardzo przyjemne, kiedy się coś uda.


Źródło: Tadeusz Boy-Żeleński, Flirt z Melpomeną. Wieczór ósmy, Warszawa 1929, s. 206-209.
________________


Przypisy:
[1] W. Skierkowski, Wesele na Kurpiach, Płock 1933, s. 17.
[2] T. Żebrowski, Ksiądz Władysław Skierkowski (1886-1941). Folklorysta, zbieracz ludowych pieśni kurpiowskich, „Studia Płockie” 2011, t. 39, s. 219.
[3] A. Słonimski, Alfabet wspomnień, Warszawa 1989, s. 24.
[4] H. Markiewicz, Boy-Żeleński, Wrocław 2001, s. 79.
[5] A. Słonimski, op. cit., s. 24.


Opracował: Łukasz Gut

niedziela, 3 maja 2020

1-3 maja 1932 roku. Kurpie przed Prezydentem Ignacym Mościckim

W dniach 1-3 maja 1932 roku prasa zanotowała obecność Kurpiów przed Belwederem. Dlaczego tam się znaleźli? 25-lecie działalności Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego sprawiło, że licznie zgromadzeni w Warszawie goście, mogli posłuchać ligawki kurpiowskiej i występów zespołu działającego przy Muzeum Kurpiowskim w Nowogrodzie.

(Zespół oddziału kurpiowskiego PTK przed Belwederem. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2870-5)
Cofnijmy się do 1903 roku. Wtedy na Kurpie trafił Aleksander Janowski – przyszły współtwórca Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Pierwsze zetknięcie się z Kurpiami pozostawiło ciepłe wspomnienia w jego pamięci. Po latach przywoływał gościnność, z jaką został przyjęty w Kadzidle u ówczesnego proboszcza ks. Stanisława Bosackiego i w Brodowych Łąkach u miejscowego sołtysa[1]. Po tej wyprawie, rok później zaliczył tereny Puszczy Kurpiowskiej do dziesięciu najciekawszych wycieczek, jakie można odbyć po Królestwie Polskim[2]. Nie dziwi więc, że niemal od początku utworzenia PTK w 1906 r., Kurpiowszczyzna stała się miejscem chętnie odwiedzanym podczas kolejnych wypraw organizowanych przez Towarzystwo. Do zachwytu nad Kurpiami doszła znajomość z Adamem Chętnikiem, z którym Janowski nawiązał kontakt.

Istotne znaczenie należy również przypisać znajomości z prezesem Towarzystwa, Kazimierzem Kulwieciem, którego autor Puszczy Kurpiowskiej poznał na kursach pedagogicznych w Warszawie, organizowanych przez Polską Macierz Szkolną. Chętnik, zapalony krajoznawca, szybko odnalazł się w strukturach PTK i od Kulwiecia przejął program krajoznawstwa, według którego należało zdobywać wiedzę o przyrodzie, kulturze i historii swojego narodu, kraju, ale i małej ojczyzny[3]. Etnograf należał do komisji fotograficznej, prowadził jako przewodnik wycieczki w okolicach Myszyńca i Kadzidła, aż wreszcie w 1917 r. został kierownikiem nowo powstałego oddziału kurpiowskiego PTK w Nowogrodzie[4]. Już nawet tych kilka wymienionych okoliczności wskazuje, że Kurpie mogli być mile widziani na jubileuszu 25-lecia działalności Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego.

W dniach 1-3 maja 1932 r. zaplanowano obchody jubileuszu w Warszawie, z których najciekawsze wydarzenia odbywały się 2 maja. Już jednak 1 maja do Warszawy przyjechały zespoły regionalne. Kurpiowszczyznę reprezentował zespół liczący 12 osób, działający przy Muzeum Kurpiowskim w Nowogrodzie (oddział kurpiowski PTK), założony przez Chętnika[5]. Dzień rozpoczynała rano zbiórka w P.T.K. członków oraz młodzieży, odmarsz na Plac Marszałka Piłsudskiego, złożenie wieńca z polnych kwiatów przez dziadka, syna i wnuka rodziny krajoznawczej na grobie Nieznanego Żołnierza[6]. O godz. 10.00 w sali stołecznej Rady Miejskiej rozpoczął się „poranek jubileuszowy” pod hasłem Dla Ciebie, Polsko, i dla Twojej chwały. Całą salę wypełniły delegacje ponad stu kół PTK, w tym m.in. ubrani w barwne stroje ludowe Kurpie, Kaszubi, Górale podhalańscy, Ślązacy, Łowiczanie, Poleszucy, Wilnianie i Krakowiacy. Na sali znaleźli się m.in. Prezydent Ignacy Mościcki, premier Aleksander Prystor, ministrowie Jan Piłsudski, Janusz Jędrzejewicz, Alfons Kühn, Stefan Hubicki, wicemarszałek Sejmu Stanisław Car i kardynał Aleksander Kakowski[7].

Po części oficjalnej, złożonej z przemówień przedstawicieli władz PTK i rządu, rozpoczęły się występy zespołów z poszczególnych grup regionalnych. Zacytujmy dłuższy ustęp, w którym opisano wykonania pieśni ludowych z poszczególnych regionów:

Podhalanie z Białego Dunajca odegrali marsz góralski na „gęśliczkach i basach”, Kaszubi odśpiewali swoje pieśni, Kurpiowie wykonali marsz weselny z Puszczy Zielonkowskiej w zespole orkiestrowym złożonym ze skrzypiec, basetli, bębenków i „djablich skrzypiec”. Grała też kapela łowicka, a górnicy śląscy odśpiewali pieśń górniczą, oraz, na zakończenie, pieśń do Świętej Barbary, swojej patronki. A gdy później wszystkiego delegacje posunęły się w barwnym pochodzie z Ratusza do Zamku, aby złożyć hołd Rzeczypospolitej w osobie Jej Prezydenta, znów grali i śpiewali Podhalanie (...)[8][9].

Z Zamku pochód przeszedł przez Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, Aleje Ujazdowskie do Belwederu, gdzie uczestnicy żywiołowo manifestowali na cześć Marszałka Piłsudskiego, znajdującego się w tym czasie wraz z rodziną w Sulejówku[10]. Gdy na dziedziniec Zamku wszedł Prezydent Ignacy Mościcki, na wielkiej staroświeckiej trombicie zadął pobudkę jeden z Kurpiów[11]. „Kurp puszczański” grający na ligawce został zauważony przez korespondenta, tak jak i fotografów, których uwadze nie uszedł efektowny instrument. Jak brzmiał 2 maja 1932 r. kurpiowski muzykant nie wiemy, ale jak pisał Adam Chętnik: tony ligawki są rozmaite, zależnie od siły dęcia i wymiarów. Im ligawka dłuższa, tem tony ma wyższe, więcej rozległe i grać na takiej lżej, niż na krótkiej[12]. Ligawka widoczna na fotografii najprawdopodobniej do najkrótszych nie należała.

(Grupa kurpiowska podczas zjazdu jubileuszowego PTK. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/131/0/-/604)

Następnie, po przerwie obiadowej, pochód udał się z powrotem na Zamek. Na Zamku, gdzie liczne grupy, w tym kurpiowska, były goszczone przez Prezydenta Mościckiego, odbywały się tańce i przygrywały kapele, a wśród nich oczywiście nie zabrakło kapeli kurpiowskiej i tańców (tzw. „zajączek”), prezentowanych przez zespół oddziału PTK z Nowogrodu[13].

3 maja najprawdopodobniej zespół kurpiowski wziął udział, tak jak i przedstawiciele innych regionów, w defiladzie z okazji święta konstytucji 3 maja. Przypomnijmy, że święto narodowe trzeciego maja ustanowione zostało 29 kwietnia 1919 roku „jako uroczyste święto po wieczne czasy”[14]. Uroczystości jubileuszowe PTK i zapewne także obchody święta konstytucji 3 maja były filmowane przez Oddział Filmowy Polskiej Agencji Telegraficznej, a już w połowie maja wyświetlano je w kronice tygodniowej PAT w warszawskich kinach[15]. Nie można więc wykluczyć, że bywalcy kin mogli wówczas podziwiać stroje kurpiowskie.

Niniejszy tekst zakończmy słowami jednej z relacji prasowych:

Wspaniałą była ta uroczystość, bo też wspaniałą jest praca, której ćwierćwiecze obchodziliśmy. Niechże się rozwija dalej. Idzie w niej przecież o racjonalne ujęcie i wykorzystanie kultury narodowej, które biją z polskiej ziemi i z ludu. Czy może być źródło głębsze?[16]
___________________

Przypisy:
[1] A. Janowski, Wspomnienia krajoznawcze, „Świat” 1932, nr 18, s. 2.
[2] Idem, Dziesięć ciekawszych wycieczek po kraju, Warszawa 1904, s. 8.
[3] M. Pokropek, Adam Chętnik – Badacz Kurpiowszczyzny, Ostrołęka 1992, s. 17.
[4] B. Kielak, Działalność muzealnicza Adama Chętnika, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego” 1993, t. 7, s. 28.; „Kurier Poranny” 1914, nr 166.; „Rocznik Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego za rok 1912”, Warszawa 1913, s. 43.
[5] M. Pokropek, Adam Chętnik i jego zasługi dla regionu kurpiowskiego, „Rocznik Białostocki” 1966, t. 6, s. 14.; Święto krajoznawstwa polskiego, „Ziemia” 1932, nr 6, s. 185.
[6] Jubileusz P.T.K. w Warszawie, „Ziemia” 1932, nr 4-5, s. 153.
[7] Uroczystości jubileuszowe Polskiego Tow. Krajoznawczego. Barwny pochód na ulicach Warszawy, „Gazeta Polska” 1932, nr 122, s. 10.
[8] K. Z., Srebrne wesele wzorowego małżeństwa, „Kurjer Poznański” 1932, nr 207, s. 8.
[9] Święto krajoznawstwa polskiego, „Ziemia” 1932, nr 6, s. 189.
[10] Uroczystości jubileuszowe..., s. 10.
[11] Święto krajoznawstwa polskiego..., s. 189.
[12] A. Chętnik, Ligawka kurpiowska, „Ziemia” 1919, nr 44-52, s. 635.
[13] Ibidem.
[14] Dz.Pr.P.P. 1919 nr 38 poz. 281
[15] Święto krajoznawstwa…, s. 190.
[16] K. Z., Srebrne wesele…, s. 8.


Autor: Łukasz Gut